niedziela, 25 marca 2018

Recenzja: Regeneracyjny szampon do włosów Regenerum


To już drugi kosmetyk Aflofarm z serii Regenerum, który miałam okazję testować. Pierwszym było regeneracyjne serum, które dobrze wspominam, chociaż jego skład nie należał do idealnych. Czy podobnie będzie z szamponem?

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Miękka biała tubka, którą można przyciskać, co pomaga przy wydobywaniu szamponu. Niestety, nieprzeźroczysta, ale da się ją postawić na korku, co sprzyja zużywaniu kosmetyku do niemalże ostatniej kropli.

Zapach

Niezbyt mocny, przyjemny. Mało charakterystyczny.


Skład

Aqua (woda), Sodium Laureth Sulfate (SLES), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent), Glycerin (gliceryna), PEG-4 Rapeseedamide (emulgator), Amodimethicone/ (silikon rozpuszczalny łagodnym szamponem) Trideceth-12 (emulgator)/ Phenoxyethanol (konserwant)/ Cetrimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Glycerin (gliceryna)/ Zea Mays Starch (skrobia kukurydziana)/ Cystoseira Compressa Extract (ekstrakt z alg Cystoseira Compressa)/ Benzyl Alcohol (alkohol, który może wysuszać włosy), Aloe Barbadensis Leaf Juice (sok aloesowy), Panthenol (pantenol), Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin (antystatyk, kondycjoner, odbudowuje zniszczone miejsca we włosach), PEG- 120 Methyl Glucose Trioleate (zwiększa lepkość)/ Propylene Glycol (humektant), Phenoxyethanol (konserwant)/ Ethylglycerin (konserwant), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk, odżywia), Polyquaternium-10 (ułatwia rozczesywanie), Citric Acid (reguluje pH).

Byłabym niesprawiedliwa względem innych szamponów z o wiele lepszymi składami, gdybym skład tego kosmetyku oznaczyła kolorem zielonym. Jest on co najwyżej średni – wszystko przez silikon (po co to komu w szamponie?) i wysuszający alkohol. Są też trzy konserwanty, z czego jeden dość wysoko – jak na taki składnik – na liście.


Działanie

Całkiem niezłe, chociaż przez to, że zawiera SLES, korzystałam z niego sporadycznie. Dobrze się pienił, oczyszczał włosy, które były po nim puszyste, ale jednocześnie nie zauważyłam, aby się puszyły. Nie był to mój ulubiony szampon, ale dawał radę.

Konsystencja i wydajność

Tubka zawiera 150 ml szamponu – nie jest to dużo, ale jeśli ktoś, tak jak ja, używa szamponów z silnymi detergentami co najwyżej raz w tygodniu, to starczy na długo. Konsystencja jest dość rzadka.


Cena i dostępność

Produkty Regenerum nietrudno znaleźć w stacjonarnych drogeriach – możemy je kupić chociażby w Rossmannie. Szampon kosztuje około 20 zł. Przez internet znajdziemy go nawet o prawie połowę taniej.

Podsumowanie

Jak dla mnie średniak, a jego skład nie jest na tyle dobry, abym chciała jeszcze do niego wracać. Myślę, że podobnych kosmetyków jest w drogeriach bardzo wiele. Tych z lepszymi składami także.

To dość popularny szampon, korzystałyście kiedyś z niego?


Polecam:

czwartek, 22 marca 2018

Pytania do eksperta: jak prawidłowo używać masek i odżywek do włosów? Ważne porady i ciekawostki


Widząc ten tytuł, wiele z was pewnie wzruszyła ramionami i uznała, że "co jak co, ale odżywki i maski nakładać to ja już umiem". Bo co w tym trudnego? Podobnie jak mycie głowy jest to czynność wręcz automatyczna. Tymczasem odżywkę lub maskę owszem, można nałożyć nieprawidłowo, a co więcej – ze znaczącą szkodą dla włosów i/lub skóry. Zastanawiałyście się na przykład, czy jak na kosmetyku jest napisane „zmyć po 5 minutach”, to czy można ten czas wydłużyć do 20 czy 30 minut? Albo czy maskę lub odżywkę można wcierać we włosy? I czy te krótkie, sięgające na przykład do brody, też wymagają aż takiej pielęgnacji?

W ramach cyklu „Pytania do eksperta”, z których poprzednie wpisy znajdziecie w dziale „Porady”, o prawidłowe stosowanie masek i odżywek zapytałam Zespół Product Managerów i Specjalistek ds. Wdrożeń L'biotica. Oto czego się dowiedziałam!


Wiele osób nie stosuje masek ani odżywek, a jedynie myje włosy szamponem (lub używa ich sporadycznie). Jak taki brak pielęgnacji wpływa na włosy?

Zespół L'biotica: Trudno udzielić ogólnej odpowiedzi na takie pytanie, ponieważ wszystkie nasze zwyczaje pielęgnacyjne wynikają z różnego rodzaju włosów i różnych ich potrzeb. Generalizując, współczesny tryb życia, konieczność perfekcyjnego wyglądu od rana do wieczora, stosowanie całej gamy preparatów stylizujących i z drugiej strony zanieczyszczenie środowiska, przebywanie w klimatyzowanych pomieszczeniach wymuszają na nas częste mycie głowy, wręcz codzienne.

Jeżeli przy codziennym myciu włosów i głowy nie będziemy stosowali preparatów pielęgnacyjnych, to w większości przypadków doprowadzi to do wysuszenia i uszkodzenia włosów, spadku ich odporności na mechaniczne zabiegi takiej jak suszenie, czesanie, prostowanie czy kręcenie. Również skóra głowy stanie się bardziej podatna na przesuszenie, podrażnienie. Nasze włosy wymagają zabiegów pielęgnacyjnych, jak skóra kremów. Maski i odżywki pomagają rozczesać włosy, zwiększyć ich elastyczność, czyli uodpornić na uszkodzenia. Jaka to będzie pielęgnacja, czy codzienne stosowanie odżywki, czy raz w tygodniu olejowanie włosów, to zależy od rodzaju włosów….

Jak często powinniśmy nakładać maski i odżywki? Czy idealnie jest sięgać po nie po każdym myciu włosów?

Nasze włosy potrzebują substancji odżywczych takich jak naturalne oleje roślinne czy kondycjonery z powinowactwem do włosa, które wbudowują się w zniszczone miejsca na powierzchni lub we wnętrzu włosa. Włos jest zbudowany z warstwy korowej i osłonki. Osłonka składa się ze spłaszczonych komórek – łusek, które ułożone są warstwowo. W zdrowym włosie łuski sklejone są lipidowym spoiwem. Ponadto osłonka włosa pokryta jest sebum, które chroni włos przed utratą wody. Zbyt duża ilość sebum sprawia, że włosy się przetłuszczają i są wiotkie, a zbyt mała – że stają się suche i sztywne, zawierają zbyt mało wody, przez co zmniejsza się ich elastyczność, pojawiają się uszkodzenia.

Idealnie byłoby stosować odżywki po każdym myciu, ponieważ kolejne mycie zmywa odżywkę. Ponadto codziennie stosowana odżywka chroni nasze włosy przez nowymi zniszczeniami mechanicznymi poprzez obecność kondycjonerów ułatwiających rozczesywanie zarówno na mokro jak, i na sucho. Maski można stosować w zależności od potrzeb, raz albo dwa razy w tygodniu, ale trzeba pamiętać, że efekty pojawiają się dopiero po pewnym czasie regularnego stosowania, choć na szczęście są trwałe. Trzeba też pamiętać, że nadmiar preparatów regenerujących może doprowadzić do powstania depozytu „build-up”.



Czym grozi nakładanie maski lub odżywki na skórę głowy (zakładając, że kosmetyk nie jest do tego przeznaczony)?

Wszystkie kosmetyki są bezpieczne. Przechodzą przez badania dermatologiczne, polegające na tym, że wyrób w postaci użytkowej nanosi się na bibułki filtracyjne o średnicy 12 mm, które przymocowuje się za pomocą hypoalergicznego plastra chirurgicznego na ramieniu lub w okolicy między łopatkowej. W celu zobiektywizowania wyników badań wykonuje się dwie próby kontrolne: próbę „ślepą” oraz próbę z wykorzystaniem wody. Pierwszego odczytu dokonuje się po upływie 24 h, po 30 minutach od zdjęcia plastra. Drugiego odczytu dokonuje się po 48 h, a w przypadku wątpliwości również po 72 h. Lekarz dermatolog na podstawie obserwacji odczynu skóry ocenia tolerancję skóry na badany preparat. Również receptura produktu podlega bardzo dokładniej analizie pod względem toksykologicznym, matematycznie wyliczane jest bezpieczeństwo stosowania kosmetyku.

Dlatego nikomu nie zaszkodzi, jeśli kremem pod oczy posmaruje twarz czy umyje ciało płynem do higieny intymnej. Problem leży w oczekiwanym efekcie. Krem pod oczy będzie zawierał składniki aktywne działające na worki i cienie pod oczami, a płyn do higieny intymnej będzie miał precyzyjnie dobrane pH i delikatne składniki myjące, ale będzie mniej intensywnie pachniał. Podobnie z produktami do pielęgnacji włosów i skóry głowy, należy je stosować zgodnie z zaleceniami producenta, bo tylko wtedy osiągniemy deklarowany efekt.

Maski i odżywki przeznaczone do pielęgnacji włosów zawierają kondycjonery, składniki regeneracyjne, które wygładzają powierzchnię włosa, nabłyszczają, zwiększają elastyczność, zmniejszają elektryzowanie. Produkty, które mają działać również na skórę głowy, będą zawierały dodatkowo składniki nawilżające skórę, łagodzące.

Czy osoby o krótkich włosach, sięgających na przykład do brody, również powinny nakładać na nie maski i odżywki?

Długość włosa nie ma znaczenia w kwestii jakości, tylko rozsądnie dobranej ilości. Po postu długie włosy wymagają znacznie więcej kosmetyku. Ewentualnie więcej uwagi trzeba poświęcić końcówkom włosów długich, ponieważ są bardziej narażone na uszkodzenia. W przypadku krótkich włosów warto je zabezpieczać po to, aby zniszczenia nie przeniosły się w górę włosa.

Słyszałam kiedyś, że tak, jak w przypadku chusteczki zamoczenie jej jednego rogu powoduje, że cała chusteczka nasiąka płynem, podobnie nałożenie maski lub odżywki tylko do połowy długości włosów powoduje, że ich reszta również „nasiąka” substancjami zawartymi w kosmetyku. Czy to prawda?

Z tym nasiąkaniem chusteczki sprawa również nie jest taka oczywista, bo wszystko zależy… od materiału, z jakiego wykonana jest chusteczka, i preparatu, którym chcemy ją nasączyć. Jeśli chusteczka będzie bawełniana, a preparat o sporej gęstości, to „wędrówka” kosmetyku nie będzie tak oczywista. A również takie własności bierze się pod uwagę projektując recepturę kosmetyku.

Na przykład tworząc krem pod oczy, aplikowany w bliskim sąsiedztwie spojówki oka, stosujemy emolienty, które prawie nie migrują, aby zapobiec dostaniu się kosmetyku do oczu. Natomiast przy produktach, gdzie takie parametry nie są tak istotne, kładziemy nacisk na inne właściwości i emolient może migrować, jeśli jednocześnie daje doskonały efekt nawilżający czy natłuszczający.

W większości kosmetyków do włosów również występuje pewna migracja, zwłaszcza na mokrych włosach, ale jest ona ograniczona gęstością preparatu i jego składem. Raczej trudno by było zrobić maskę czy odżywkę, która „powędruje” sama, wbrew sile grawitacji, na całej długości włosa, aż do skóry głowy. Ciekawostką może być farbowanie włosów w poziome paski, tu nie możemy sobie pozwolić na migrację farby i daje się to osiągnąć.



Wiele dziewczyn po nałożeniu maski lub odżywki trze włosy, by dobrze rozprowadzić kosmetyk – czy to nie niszczy włosów? Jak powinno się prawidłowo nakładać takie kosmetyki?

Tarcie włosów zawsze jest dla nich niekorzystne. Mokre włosy mają rozchylone łuski, przez co są słabsze i bardziej podatne na mechaniczne uszkodzenia. Nawet pocieranie końcówkami włosów o ramiona na przestrzeni miesięcy prowadzi do ich niszczenia, łamania i rozdwajania się. Z włosami należy obchodzić się delikatnie, zarówno podczas mycia, suszenia, jak i czesania. Wystarczy po nałożeniu maski delikatnie pomasować włosy, założyć turban albo czepek foliowy (termocap), który dodatkowo sprawi, że maska zostanie lekko podgrzana ciepłem naszego ciała, co dodatkowo pomaga zadziałać składnikom aktywnym.

Zazwyczaj na większości opakowań masek i odżywek producenci piszą, żeby trzymać je na włosach około 5 minut. Wiele dziewczyn jednak trzyma je dłużej, na przykład 20-30 minut. Czy to dobre dla włosów? Czy w ten sposób są w stanie więcej na takim kosmetyku skorzystać? A może po upływie określonego czasu włosy nie czerpią już więcej substancji odżywczych?

Zwykła logika i intuicja podpowiadają, że wydłużenie czasu aplikacji (oczywiście nie w nieskończoność) może w jakimś stopniu wzmocnić efekt. Nie ma jeszcze metod badawczych pozwalających określić optimum czasu stosowania. Czas ten jest wyznaczany na podstawie badań składników aktywnych oraz badań aplikacyjnych preparatów. Producenci, w czasach kiedy na nic nie mamy czasu, dążą do stworzenia produktów, które w jak najkrótszym czasie dadzą jak najbardziej spektakularny efekt. Poza tym jeśli chodzi o czas aplikacji, to jest to cecha osobnicza: jedne włosy potrzebują mniej czasu na wchłonięcie składników aktywnych, inne więcej. Dobrze jest, znając swoje włosy i ich potrzeby oraz sposób użycia kosmetyku, dobrać czas odpowiedni dla siebie.

Jestem ciekawa, czy któreś z poruszanych w wywiadzie zagadnień was zaskoczyło lub okazało się nowością? Jak często korzystacie z masek i odżywek i czy – zgodnie z powyższymi wytycznymi – robicie to prawidłowo?

niedziela, 18 marca 2018

Recenzja: Klorane, szampon do włosów na bazie wyciągu z chininy i witamin z grupy B


Produkty Klorane nie są jeszcze zbyt znane w Polsce (może to przez to, że są dostępne tylko w aptekach?), jednak mam wrażenie, że pojawia się ich na naszym rynku coraz więcej. Dziś opiszę Wam, jak używało mi się do niedawna szamponu tej francuskiej firmy.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Butelki nie można wprawdzie odkręcić, ale nie było to konieczne – ma dość dobrze działającą nakrętkę (szampon łatwo jest wycisnąć), a do tego opakowanie jest przeźroczyste i nie musiałam domyślać się, ile produktu zostało jeszcze w środku. Kosmetyk kupujemy w kartoniku i chociaż napisy są po francusku, producent zadbał też o polską naklejkę z opisem. W środku znalazłam też ulotkę informacyjną na temat marki Klorane, niestety nie po polsku.


Zapach

Pachnie zupełnie jak męskie kosmetyki – ziołowo i mocno. Dziwny jest to zapach, ale szybko się do niego przyzwyczaiłam.

Skład

Water (woda), Sodium Laureth Sulfate (SLES), Cocamide MIPA (substancja myjąca), Lauryl Betaine (emulgator), Alcohol (alkohol), Biotin (biotyna), Blue 1 (CI 42090) (barwnik), Caramel (karmel), Cinchona Succirubra Bark Extract (chinina), Disodium EDTA (chelatuje, uważa się go za składnik potencjalnie kancerogenny), Parfum (zapach), Glycerin (gliceryna), Methylisothiazolinone (konserwant), Panthenol (pantenol), Phenoxyethanol (konserwant), Polyquaternium-22 (antystatyk), Pyridoxine HCL (witamina B6), Red 33 (CI 17200) (barwnik), Sodium Chloride (konserwant, antystatyk), Triethanolamine (regulator pH), Methylparaben (konserwant), Propylparaben (konserwant).

Wprawdzie skład jest krótki, ale czy dobry? Znajdziemy tu wprawdzie tytułowe witaminy i chininę, ale poza tym gratisowo także sporo, jak na tak niedużą ilość substancji, konserwantów. Do tego jeszcze wysuszający alkoholDisodium EDTA, o którym wciąż szepce się, że może być kancerogenny… Nic dziwnego, że producent ukrył skład szamponu tam, gdzie się prawie nie zagląda: na podstawie opakowania. 


Działanie

Ten szampon tak bardzo doczyszczał moje włosy, że stawały się po nim aż skrzypiące i splątane – zawsze po myciu nakładam odżywkę lub maskę, a po jego użyciu było to wręcz podwójnie konieczne. Jego działanie przypominało mi Babydream – chociaż ten dziecięcy szampon nie zawiera mocnych detergentów, także doprowadza do tego, że włosy po myciu są wręcz poplątane i brakuje im poślizgu. Klorane dość dobrze się pieni i spłukuje.

Konsystencja i wydajność

Szampon jest gęsty i ma żelową konsystencję – dzięki temu jest naprawdę wydajny i starcza na długo.


Cena i dostępność

Szampon Klorane kosztuje około 34 zł i możemy go kupić wyłącznie w aptekach.

Podsumowanie

Lubię testować nowe kosmetyki, a ten nie zachwycił mnie na tyle, by do niego wrócić. Jest to jednak bądź co bądź produkt, który może spodobać się wielu osobom. Będzie dobry do oczyszczania włosów raz na jakiś czas – trzeba mieć tylko na uwadze, że po jego użyciu przyda się spora ilość odżywki lub maski.


Znacie produkty Klorane?

Inne recenzje szamponów:

czwartek, 15 marca 2018

Pielęgnacja na dziś: fioletowy szampon do blondu i maska „Opuncja i mango” L’biotica, serum Cameleo


Pamiętacie jeszcze serię „Niedziela dla włosów”? Napisałam w przeszłości dziewięć wpisów tego typu, możecie zobaczyć je w dziale „Inspiracje i ciekawostki”. Tak się jednak składało, że owa „niedziela” rzadko w niedzielę wypadała, przemianowałam więc nazwę na bardziej ogólną „Pielęgnację na dziś”. Po oglądalności widzę, że lubicie takie wpisy, postaram się więc do nich wracać. Tym bardziej, że działają na wiele z was motywująco, a dodatkowo można się z nich dowiedzieć o działaniu różnych kosmetyków :)

Przedwczoraj po raz pierwszy sięgnęłam po nowość L’bioticy – fioletowy szampon do blondu, który już wam pokazywałam niedawno na Instagramie i Facebooku. Ma piękny i intensywny kolor, a przy tym dość delikatny, perfumowany zapach. Umyłam nim włosy (bardzo dobrze się pieni) i jestem naprawdę zadowolona z jego działania chociażby pod kątem świeżości włosów – dwie doby później są wciąż czyste i pachnące i daleko im do przetłuszczonych! Pod tym względem jestem naprawdę pod dużym wrażeniem.



Po umyciu włosów odcisnęłam je z wody i lekko wytarłam w bawełnianą koszulkę (tak, tak, jestem wierna tej metodzie), by maska „Opuncja i mango”, którą po chwili wtarłam, nie spłynęła. Trzymałam ją na włosach przez około 10 minut, po czym zmyłam letnią wodą.

Niestety, chwilę później czymś się już zajęłam i zupełnie zapomniałam o tym, by sięgnąć po wcierkę. Nie chcę jej nigdy stosować na mokrą skórę głowy, by także nie spłynęła z wodą, zawsze więc używam jej przynajmniej po kilkunastu minutach od czasu umycia włosów.

Na końcu podsuszyłam wilgotne włosy suszarką i nałożyłam na końcówki odrobinę serum Cameleo. Używam go już tak długo, że dawno temu zdążyło mi się już znudzić. Szkoda mi go jednak wyrzucić, więc męczę się z nim od kilku tygodni. Trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość, że działa całkiem dobrze, zabezpieczając włosy, a do tego przyjemnie, choć dość słodko pachnie.

Moje włosy tuż po wysuszeniu są najbardziej spuszone, ostateczne efekty oceniam więc następnego dnia. Duet szampon i maska L’biotica sprawdził się moim daniem całkiem dobrze: kolor został bardzo delikatnie ochłodzony, włosy były długo świeże, dociążone i ładnie pachniały. Jestem ciekawa, czy ta kwestia mniejszego przetłuszczania to jakiś jednorazowy przypadek, czy faktycznie mogę się spodziewać takiego efektu przy kolejnych użyciach tego szamponu!



Dajcie znać czy używałyście któregoś z tych kosmetyków i jakie były u was efekty!

Polecam też:

czwartek, 8 marca 2018

Recenzja: Davines, Alchemic Conditioner Silver, Odżywka podkreślająca kolor – włosy jasne, platynowy blond i siwe


Każda z was, która rozjaśnia lub farbuje włosy na jasne odcienie, pewnie się ze mną zgodzi, że kosmetyków tonujących blond jest w drogeriach stacjonarnych jak na lekarstwo, a jeśli już są, to zazwyczaj słabo działające odżywki w sprayu lub szampony naszpikowane silnymi detergentami. Kiedyś miałam więc spory problem z dorwaniem tego typu dobrych kosmetyków, do czasu aż odkryłam odżywkę Davines. W moim przypadku okazała się niezbędna, ponieważ moje włosy dość szybko zmieniają kolor na coraz bardziej żółty (sporo winy za to ponosi olejowanie). 

Parokrotnie już pokazywałam wam ten produkt na blogu i Instagramie, długo z uporem maniaka (i błędnie!) nazywając go „maską”. Wszystko przez typowe dla masek opakowanie. Dość dobrze go już przetestowałam i dziś chciałabym napisać wam o nim coś więcej. 

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Niby odżywka, a słoik wygląda, jakby skrywał maskę. Jest jednak wygodny, łatwo się odkręca i nie sprawia problemów.


Zapach

Bardzo go lubię, chociaż jest intensywny i trudny do zdefiniowania. Wydaje mi się jednak, że ma w sobie coś tak charakterystycznego, że wszędzie bym go rozpoznała. Jest słodki i lekko mdławy zarazem.

Skład

Aqua (woda), Cetearyl Alcohol (emolient), Propylene Glycol (humektant), Cetyl Alcohol  (emolient), Cetrimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Peg-2 Dimeadowfoamamidoethylmonium Methosulfate (antystatyk, kondycjoner), Phenoxyethanol (konserwant), Tocopherol (witamina E), Hydrogenated Palm Glycerides Citrate (emulgator, kondycjoner), Hydrolyzed Milk Protein (hydrolizowane proteiny mleka), Disodium EDTA (konserwant, stabilizator), Potassium Sorbate (konserwant), Ethylhexyl Methoxycinnamate (filtr UV), Methylparaben (konserwant), Ethylparaben (konserwant), Propylparaben (konserwant), Citric Acid (reguluje pH), Acid Violet 43 (barwnik tonujący jasne włosy), Parfum (zapach).

Aż siedem substancji działających konserwująco to naprawdę sporo jak na tak krótki skład. Na dłuższy też. To jedyny minus tej odżywki i szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego producent zdecydował się upchać tu aż tyle konserwantów. Gdyby znajdowała się w tubce, a nie słoiku, pewnie byłoby ich mniej (słoiki są najmniej higienicznym typem opakowania, bo wkładamy do kosmetyku ręce i nadkażamy go). Wprawdzie jest tu też kilka parabenów, o których zaletach już wam pisałam, ale jednak… lekka przesada.

Poza nimi skład jest bardzo dobry: znajdziemy tu – poza fioletowym barwnikiem, który działa tonizująco na jasne włosy – także proteiny, emolienty i nawilżacze. Do tego filtry UV i witaminę E, która też działa ochronnie przed promieniami słonecznymi.



Działanie

Dla mnie bardzo dobre: odżywka faktycznie ochładza kolor jasnych włosów, jednocześnie je pielęgnując. Nie wysusza, nie niszczy, włosy są po niej odżywione, ładnie się układają, błyszczą i łatwo rozczesują. Zdecydowanie wolę ją niż każdy inny tonizująco działający kosmetyk, który testowałam do tej pory.

Konsystencja i wydajność

Ja używam tej odżywki najczęściej raz w tygodniu, a najrzadziej – raz na trzy tygodnie. Starcza mi na kilka miesięcy. Ma piękny, intensywnie szafirowy kolor.


Cena i dostępność

Niestety, produkty Davines to kosmetyki fryzjerskie i kupimy je wyłącznie we fryzjerskich sklepach. Ja w tę odżywkę zaopatruję się zawsze w hurtowni „Fale, loki, koki”, ponieważ jedną z jej filii mam nieopodal domu. Niestety, za każdym razem okazuje się, że nie ma jej na stanie i muszę czekać, aż przywiozą ją dla mnie z magazynów. To często trwa tydzień, a czasem nawet dwa… Cena też jest wysoka – odżywka kosztuje 90-100 zł.

Podsumowanie

Mimo wysokiej ceny i trudnej dostępności wykańczam już drugie opakowanie tej odżywki, tak bardzo ją lubię. Póki co to najlepszy kosmetyk ochładzający blond, z jakim miałam do czynienia. Polecam każdemu, kto chce unikać silnych detergentów w tonizujących szamponach i szuka kosmetyku, który nie tylko będzie pozwalał unikać żółtych tonów we włosach, ale też będzie je faktycznie pielęgnował.



Znacie kosmetyki Davines? Jaki produkt ochładzający blond możecie polecić?

Polecam:

niedziela, 4 marca 2018

Kosmetyki Hair Jazz – czy faktycznie przyspieszają porost włosów? | Efekty użycia na moich włosach


O kosmetykach Hair Jazz zrobiło się głośno w 2015 roku  obietnice producenta o rzekomym nawet 4,5-centymetrowym przyroście włosów miesięcznie skusiły wiele dziewczyn, które masowo zaczęły zamawiać produkty ze strony internetowej Harmony Plus, czyli polskiego dystrybutora. Sławę Hair Jazz dodatkowo podbijały rozmaite blogerki i vlogerki, a prężnie działający fan page marki skupiał zarówno zagorzałe zwolenniczki, jak i przeciwniczki tychże kosmetyków. Nie ma się co dziwić, przy założeniu, że Hair Jazz daje tak wspaniałe efekty, trudno było przejść obok ich szamponu, maski czy odżywki obojętnie. 

Wyniki badań klinicznych produktów Hair Jazz potwierdzają trzykrotnie szybszy wzrost włosów. W ciągu 4 miesięcy mogą one osiągnąć większy wzrost niż wcześniej w ciągu roku” – czytamy na stronie Hair Jazz. Obiecanki-cacanki, w które nie chciało mi się od początku wierzyć (do tych zawyżonych wyników testów producenta jeszcze wrócę w dalszej części tego wpisu!), postanowiłam jednak sprawdzić te kosmetyki sama na sobie. Dlaczego? Z dwóch powodów:
  • po pierwsze dlatego, że byłam ciekawa, czy Hair Jazz faktycznie działa, bo krążą o nim w internecie bardzo rozbieżne opinie,
  • a po drugie – dostałam od was liczne pytania, czy testowałam ten zestaw i czy warto go kupić, więc uznałam, że skoro tyle z was jest nim zainteresowanych, to może warto przyjrzeć mu się bliżej.

Odezwałam się więc do sklepu Harmony Plus, dystrybutora Hair Jazz, który bardzo szybko przesłał mi zestaw do testów. Przyznam z ręką na sercu: tylko dlatego zdecydowałam się na wypróbowanie tych kosmetyków, ponieważ od początku podchodziłam do nich sceptycznie i szkoda byłoby mi tylu pieniędzy na ich zakup. A kwota to niemała, bo za cały zestaw, który otrzymałam (szampon, maska i lotion), przyszłoby mi zapłacić ponad 300 zł.

Kosmetyki dotarły, zaczęłam testować. Trwało to dwa miesiące, bo na tyle starczyły mi produkty (lotion na dłużej, około 3 miesiące). Szybko zauważyłam, że skład zarówno szamponu, jak i maski oraz lotionu, różni się od tego, który jest zapisany na stronie producenta. To mnie zdziwiło, bo skoro został zmieniony, dlaczego nie zaznaczono tego na stronie? Zazwyczaj chodzi o kolejność występowania składników, ale nie tylko. Jak się zresztą za chwilę przekonacie, składy wszystkich tych trzech produktów są do siebie bliźniaczo podobne i występują w nich w zasadzie te same składniki.  

Przyjrzyjmy się więc najpierw na poszczególnym kosmetykom zestawu: w dalszej części wpisu skupiam się na ich składach oraz działaniu. Następnie przejdziemy do sprawdzenia, jakie są wady i zalety Hair Jazz, czy przyspieszają porost, czy warto je kupić i dlaczego uważam, że ich badania kliniczne to ściema.

Oceny cząstkowe (takie jak przy innych moich recenzjach): dobryneutralnysłaby.

Szampon Har Jazz

  • Cena: 105 zł, a w promocji – 97 zł.
  • Pojemność: 250 ml.
  • Kolor: niebieski.
  • Konsystencja: rzadka.
  • Zapach: chemiczny, nie przeszkadza, ale nie jest specjalnie przyjemny.

Skład: Aqua (woda), Sodium Coco Sulfate (mocny detergent), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent),   Acrylates/Beheneth-25 Metacrylate Copolymer (regulator lepkości), Alcohol (alkohol), Ovum Shell  Powder (proszek ze skorupki jajka - źródło minerałów), Hydrolyzed Soy Protein (hydrolizat protein soi), Carboxymethyl-Chitin (wiąże wodę), Coco Glucoside (emulgator), Glyceryl Oleate (nawilżacz), Hydrolyzed Keratin (keratyna hydrolizowana), Dl-Camphor (działa przeciwbakteryjnie, daje uczucie chłodu), Pyridoxine Hcl (witamina B6 – działa przeciwłojotokowo, antybakteryjnie, antyoksydacyjnie), Sodium Dehydroacetate (konserwant), Parfum (zapach), Dehydroacetic Acid (konserwant), Benzyl Alcohol (działa wysuszająco na włosy), Ethylhexylglycerin (naturalny konserwant), Potassium Hydroxide (regulator pH), C.I. 42090 (barwnik), Amyl Cinnamal (zapach), Linalool (zapach).

Szampon jest typowo proteinowy, nie wiem tylko, które jego składniki mają wpływać na wyjątkowe – jak zachwala producent – przyspieszenie porostu włosów. Nie widzę w składzie niczego niezwykłego: są mocny i łagodniejszy detergent, kamfora o działaniu przeciwbakteryjnym, witamina B6, hydrolizat protein soi czy keratyna hydrolizowana.

Niestety, dość wysoko w składzie znajduje się alkohol. Wydawać by się mogło, że pełni rolę nośnika substancji aktywnych, ponieważ inna jego funkcja – konserwowanie – nie ma tu chyba sensu zważywszy na to, że w składzie jest już sporo innych konserwantów. Szampon może więc przesuszać włosy, a u niektórych – z racji sporej ilości protein – powodować przeproteinowanie.


To tyle o składzie, teraz kilka słów o użyciu i działaniu. Szamponu Hair Jazz używałam regularnie do każdego mycia głowy przez 2 miesiące (co oznacza, że sięgałam po niego średnio 3 razy w tygodniu). Nakładałam go na skórę głowy i lekko wmasowywałam placami (reszta włosów moczyła się w tym czasie w pianie, nie pocierałam ich). Następnie, zgodnie z zaleceniami, zostawiałam szampon na głowie na czas 1-2 minut i zmywałam.

Szampon, zapewne dzięki kamforze, dawał uczucie lekkiego chłodzenia skóry. Było to podobne do uczucia związanego z używaniem kosmetyków z mentolem. Mam wrażenie, że kamforę czuć też mocno w zapachu tego produktu, chociaż ten wydaje mi się też nieco ziołowy.

Dodam jeszcze, że szampon ma dość nietypowy niebieski kolor i jest rzadki. Niestety, zbyt rzadki do tego rodzaju opakowania – miałam z nim trochę problemów, bo przy każdym użyciu wyciekał mi z butelki, ale o tym już pisałam na fan page’u:



Generalnie byłam zadowolona z działania tego szamponu – mam na myśli efekt doraźny, który powodował na włosach. O dziwo dość dobrze łagodził mój stan skóry głowy (w tym swój udział miał też na pewno lotion, ale o nim za chwilę): przez ten czas nie miałam żadnych podrażnień, skóra nie swędziała i nie łuszczyła się.

Maska Hair Jazz

  • Cena: 130 zł, a w promocji – 104 zł.
  • Pojemność: 500 ml.
  • Kolor: kremowo-żółty.
  • Konsystencja: gęsta.
  • Zapach: chemiczny, mniej przyjemny niż szamponu, chociaż jednocześnie chyba też mniej intensywny.

Skład: Aqua (woda), Dimethicone (silikon, który można usunąć łagodnym szamponem), Cetearyl Alcohol (emolient), Cetyl Alcohol (emolient), Paraffinum Liquidum (parafina), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Hydrolyzed Soy Protein (hydrolizowane proteiny soi), Ceteareth-20 (emulgator), Behetrimonium Methosulfate (nadaje poślizg, ułatwia rozczesywanie), Benzyl Alcohol (wysuszający alkohol), Centimonium Methosulfate (konserwant), Quaternium-91 (chroni kolor włosów), Centrimonium Chloride (ułatwia spłukiwanie, rozczesywanie, nadaje połysk, działa antystatycznie i konserwująco), CI 19144 (barwnik), CI 15985 (barwnik), Parfum (zapach), Dehydroacetic Acid (konserwant), Triethanolamine (regulator pH), Sodium Dehydroacetate (konserwant), Imidazolidinyl Urea (konserwant), Linalool (składnik zapachowy).

Zanim przejdę do analizowania składu, napiszę wam tylko, że w czasie używania tej maski i pozostałych kosmetyków Hair Jazz czytałam o nich dużo opinii – szczególnie na blogach, wierząc, że skoro ktoś prowadzi swoją stronę i pisze pod (zazwyczaj) swoim nazwiskiem, a często prezentuje też czytelnikom swoje zdjęcie (wiarygodność!), to co jak co, ale przed pisaniem robi chociaż jakikolwiek research, by nie pisać głupot i uniknąć jakiejś kompromitującej wtopy. 

I wiecie co? Znalazłam sporą ilość blogów – niekoniecznie mało znanych – na których autorki owszem, wklejały skład tej maski (oczywiście bez żadnej analizy i wytłumaczenia, co to za składniki), prezentowały zdjęcia „przed” i „po” i zachwalały efekty, ale do głowy im nie przyszło, żeby się zastanowić, skąd te rzekome efekty się wzięły. Bo szczerze? Ja nie wiem skąd. Dodajmy: dziewczyny, o których piszę, testowały tylko tę maskę i to po niej – rzekomo – tak szybko rosły im włosy.



Ale do meritum: podobnie jak w szamponie, w masce nie ma niczego nadzwyczajnego, co mogłoby wpływać na porost włosów i wyróżniało ten kosmetyk na tle innych. Może nie ma się co dziwić, bo przecież stosujemy ją na włosy, a nie na skórę, jak więc miałaby wpłynąć na cebulki?

Oczywiście nie omieszkałam zajrzeć na stronę producenta i poczytać sobie, co takiego – według niego – jest w tej masce, że w magiczny sposób przyspiesza wzrost włosów. Myślałam, że znajdę tam wytłumaczenie typu: „maska sama w sobie nie wpływa na porost, jest tylko częścią zestawu, w skład którego wchodzi produkt X przyspieszający wzrost włosów”. Oj, srodze się zawiodłam, bo na stronie maska zachwalana jest tymi słowami:

Bardziej miękkie, elastyczne włosy, łatwiejsze w układaniu, intensywne nawilżenie, przyczynia się do wzrostu włosów.

A wiecie, jaki jej składnik jest – wciąż wg producenta – wysuwany na plan pierwszy? Masło shea, opisywane jako „cenione za liczne właściwości, jeden z najbardziej popularnych składników produktów kosmetycznych”. Otóż to, masło shea występuje w licznych kosmetykach, w czym więc tkwi wyjątkowość tej maski? Co ją wyróżnia?

Co gorsze, skład maski Hair Jazz jest chyba nawet gorszy niż średni. Przede wszystkim jest to produkt mocno silikonowy, z całą masą konserwantów i wysuszającym alkoholem. Poza wspomnianym już masłem shea (działającym emolientowo) i hydrolizowanymi proteinami soi nie ma tu niczego szczególnego i godnego odnotowania. Jest też parafina, co do której każdy ma inne zdanie, generalnie jednak jest to składnik działający na włosy ochronnie i natłuszczająco, ale nie odżywiający (parafina jest olejem mineralnym pozyskiwanym z ropy naftowej). Pierwsza lepsza drogeryjna maska ma lepszy skład niż ten produkt, taka jest prawda. I na pewno kosztuje dużo mniej.


Przejdźmy jednak do kwestii używania tej maski. Za każdym razem postępowałam według zalecenia na opakowaniu, czyli nakładałam ją na włosy i zmywałam po około 3 minutach. Kosmetyk ułatwiał rozczesywanie, może nieco nabłyszczał i w zasadzie tyle. Efekt był raczej porównywalny do użycia jakiejś odżywki, a nie maski, która ma regenerować i odżywiać. Według mnie działała doraźnie i wcale nie najlepiej pomimo protein w składzie, które na ogół dobrze działają na moje włosy.

Problemy zaczęły się w lutym, po ponad miesiącu stosowania. Stało się to, o czym przestrzegały niektóre dziewczyny na forach internetowych i czego można się spodziewać, patrząc na skład maski: moje włosy się przeproteinowały. Sądzę, że to właśnie się stało, bo zaczęły być szorstkawe, mimo że zawsze są miękkie, okropnie się układały i generalnie sprawiały wrażenie suchych. Wystarczyło jedno użycie innej maski, by wróciły do swojej dawniejszej świetności.

Lotion Hair Jazz

  • Cena: 110 zł, a w promocji – 100 zł.
  • Pojemność: 200 ml.
  • Kolor: przeźroczysty.
  • Konsystencja: rzadka.
  • Zapach: podobny jak pozostałych produktów z tej serii: chemiczny, ale lekko słodkawy. Woń alkoholu kamufluje mnóstwo składników zapachowych.

Skład: Aqua (woda), Alcohol (wysusza, ale we wcierkach bywa konieczny, bo pozwala wnikać substancjom czynnym), Ppg-1-Peg-9 Lauryl Glycol Ether (emulgator), Ovum Shell Powder (proszek ze skorupki jajka - źródło minerałów), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Hydrolyzed Soy Protein (hydrolizat protein soi), Carboxymethyl Chitin (wiąże wodę), Parfum (zapach), Dl-Camphor (działa przeciwbakteryjnie i antyseptycznie), Sodium Benzoate (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Pyridoxine Hcl (reguluje wydzielanie sebum), Sodium Dehydroacetate (konserwant), Citric Acid (reguluje pH), Amyl Cinnamal (składnik zapachowy), Benzyl Salicylate (składnik zapachowy), Benzyl Benzoate (składnik zapachowy), Citronellol (składnik zapachowy), Coumarin (składnik zapachowy), Geraniol (składnik zapachowy), Linalool (składnik zapachowy), Lilial (składnik zapachowy).

Jeśli wczytujecie się dokładnie w rozpisane przeze mnie w tym wpisie składy, pewnie już zauważyłyście, że producent żongluje tu w zasadzie w kółko tymi samymi składnikami aktywnymi: hydrolizowanymi proteinami soi, hydrolizowaną keratyną, proszkiem ze skorupek jajek, witaminą B6… W lotionie też je znajdziemy – w otoczeniu aż ośmiu składników zapachowych i trzech konserwantów.



Zalety? Sądząc po składzie, lotion jest w stanie wzmocnić włosy, odświeżyć skórę głowy, przeciwdziała przetłuszczaniu, działa antybakteryjnie. Szczerze mówiąc jestem najbardziej skłonna uwierzyć w jego moc działania niż szamponu, a tym bardziej maski, jednak w nim także nie widzę składników stricte przyspieszających porost. Jak dla mnie to wcierka jakich wiele i bardziej – według mnie – pasuje do niej funkcja przeciwdziałania wypadaniu niż wpływania na szybkość rośnięcia włosów.

U mnie lotion działał więc po prostu jak niezła wcierka, a jego największą zaletą okazało się być łagodzenie stanu skóry. Przez ostatnie dwa miesiące, odkąd go używam, moja skóra głowy jest bowiem uspokojona, nie swędzi, zapomniałam już o pieczeniu czy powstawaniu podrażnień. To chyba największa dla mnie zaleta zestawu Hair Jazz, choć oczywiście nie świadczy o tym, że są to kosmetyki w jakikolwiek sposób wyjątkowe – ten sam efekt osiągnęłam już wieloma innymi wcierkami, często o wiele tańszymi.

Kosmetyki Hair Jazz – zalety i wady

Jak dla mnie są to produkty w najlepszym wypadku tak przeciętne, że nawet trudno je jakoś wypunktować, ale w skrócie postaram się wypisać ich mocne i słabe strony.

Zalety:
  • lotion – o ile nie mamy szczególnie wrażliwej skóry głowy (zawiera alkohol) może pomóc (wraz z szamponem) oczyścić skórę, załagodzić świąd czy pieczenie (w moim przypadku się sprawdził),
  • lotion i szampon mogą też hamować przetłuszczanie się skóry głowy (pomagają regulować wydzielanie sebum).

Wady:
  • mogą powodować przeproteinowanie,
  • szampon zawiera silne detergenty i alkohol – stosowany zbyt często może przesuszać włosy,
  • cena (zdecydowanie zbyt wygórowana),
  • nie spełnia obietnic co do porostu – nawet jeśli go przyspiesza, to na pewno nie tak, jak zachwala producent.

Czy Hair Jazz faktycznie przyspiesza porost włosów?

Ujmę to tak: moje włosy po miesiącu kuracji Hair Jazz urosły około 2 cm, czyli trochę więcej niż zazwyczaj. Jakiś efekt więc jest i myślę, że największa w tym zasługa lotionu, który działa na skórę głowy i faktycznie najbardziej wpływa na cebulki włosów. A jak nakładałam lotion, to i masowałam chwilę skórę głowy, a jak wiadomo – to na porost też świetnie wpływa.

Efekty zastosowania Hair Jazz możecie zobaczyć na poniższym zestawieniu zdjęć. Na pierwszym widać moje włosy w pierwszym dniu po użyciu zestawu, a na drugim – po 5,5 tygodnia, czyli po prawie 1,5 miesiąca. Takie wizualne pokazanie różnicy jest chyba lepsze niż mierzenie włosów, bo jak się nie ma grzywki i mierzy się włosy na długości, to wystarczy milimetr inaczej ułożyć przedziałek i już wynik wychodzi inny. Na fotkach zaś możecie zobaczyć jak długość włosów zmienia się względem napisu na koszulce:


Pierwsze zdjęcie: po pierwszym użyciu zestawu Hair Jazz. Drugie zdjęcie: po 5,5 tygodniach regularnego używania Hair Jazz

To tyle moich efektów. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok tego, co czytałam o Hair Jazz w internecie.

Na stronie Harmony Plus, przy kosmetykach Hair Jazz, poświęcono sporo miejsca na opisanie i zachwalanie tychże produktów. Czymś, co ma nas ostatecznie przekonać do ich kupienia, są badania kliniczne (link do nich znajduje się na stronie Harmony Plus przy opisie Hair Jazz), które rzekomo wykazały, że kosmetyki Hair Jazz przyspieszają porost włosów nawet do… 4,5 cm miesięcznie, a przeciętnie o 2,9 cm. Brzmi pięknie, prawda?

Jak dla mnie raczej nierealnie, bo skoro przeciętnie włosy rosną około 1 cm miesięcznie (przeciętnie – zdarza się więc, że u niektórych przyrost jest mniejszy, a u innych nawet dwukrotnie większy), to co takiego musiałoby się stać, by – dosłownie! – wystrzeliły 4,5 razy szybciej?

Badania kliniczne od razu wydały mi się więc podejrzane i okazało się, że nie bezpodstawnie: wynika z nich, że średni przyrost u grupy badanych osób we Francji wyniósł… 15,2 mm. Czyli nieco ponad 1,5 cm! Skąd więc wzięło się 2,9 cm, którymi to tak chwali się Hair Jazz?

To jeszcze nie koniec. Maksymalny przyrost 4,5 cm też jest wyssany z palca: według badań maksymalny przyrost wyniósł… 18,1 mm. I to w dodatku tylko u jednej z badanych osób. Nieźle, co?

Badania kliniczne, na jakie powołuje się Hair Jazz, świetnie przeanalizowała autorka bloga lamadolamy.pl, u której możecie przeczytać o przeinaczeniach i wprowadzaniu klientów w błąd przez producenta. Zamiast opisywać te – delikatnie mówiąc – nieścisłości, odsyłam was do jej wpisu. Powtórzę tylko za wspomnianą już blogerką: gdzie jest granica między marketingiem a oszustwem?

Postanowiłam jeszcze bardziej zgłębić temat i odezwać się do sklepu Harmony Plus. Wprost zapytałam w mailu, który dokładnie składnik Hair Jazz odpowiada za tak szybki – jak zachwalają – porost włosów. Oto odpowiedź, jaką otrzymałam (pisownia oryginalna):

Główne składniki Hair Jazz to proteiny, które są głównym materiałem każdego włosa. Również kompozycja innych składników (takich jak calcium, witamina B6) pomaga i stimuluje do cebulki włosów absorbować te proteiny i konwertować je do wzrostu włosów.

Czy warto kupić kosmetyki Hair Jazz?

Nie, nie warto. To moje zdanie, ale teraz popieram je dwoma miesiącami testowania. Nie wystąpiły u mnie zachwalane przez producenta efekty (byłoby cudem, gdyby się pojawiły), a w dodatku maska poważnie przeproteinowała mi włosy.

Zapytacie pewnie dlaczego w takim razie w internecie, poza krytycznymi, znajdziemy też pochlebne opinie na temat Hair Jazz? Moim zdaniem część opinii może być efektem działania internetowych trolli, a część – po prostu placebo, co opisała już wspomniana przeze mnie wcześniej autorka bloga lamadolamy.pl.

Najśmieszniejsze jest to, że o Hair Jazz pozytywnie wypowiadają się (także na blogach!) dziewczyny, które najwidoczniej nie mają pojęcia o tym, jak działają kosmetyki, nie zadały sobie trudu, by sprawdzić skład produktów, które stosują, czy choćby zajrzeć do badań klinicznych. Przyjęły za pewnik to, co o swoich „cudach” napisał producent. Dały się uwieść marketingowi, po prostu. Podam wam przykład: jedna z blogerek, której wpis o Hair Jazz przeglądałam, przygotowując się do napisania tego tekstu, zasugerowała swoim czytelniczkom, by – jeśli mają długie włosy – po nałożeniu kosmetyków Hair Jazz podkładały pod nie ręcznik, bo inaczej mogą sprawić, że na plecach zaczną im wyrastać włosy (!!!!). Rozumiecie? Myślała, że działają tak silnie, że wystarczy dotknąć nimi skóry, by doczekać się prawdziwej owłosionej dżungli. Pozostawię to bez dalszego komentarza.

Jestem bardzo ciekawa, czy używałyście kosmetyków Hair Jazz. Napiszcie, jak się u was sprawdziły, czy przyspieszyły porost włosów i czy nie spowodowały przeproteinowania?



Polecam:


  • Najlepsze metody na przyspieszenie porostu włosów – moje roczne obserwacje i ranking 
  • Co najbardziej poprawiło stan moich włosów?
  • Miesiąc stosowania kosmetyków fryzjerskich i trychologicznych – jak zmieniły stan moich włosów? 

    • Popularne w tym miesiącu: