Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ombre. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ombre. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 grudnia 2015

Ombre z naturalnego koloru włosów | Farbowanie z użyciem Fibreplex


Od pół roku nie farbowałam włosów, a mój odrost osiągnął już 10 centymetrów. To mój życiowy rekord bez farby, ale też niezły test dla silnej woli i samozaparcia. I chociaż nie sądzę, abym na stałe wróciła do w pełni naturalnego koloru (po latach w ciemnych włosach uważam, że w jasnych wyglądam znacznie lepiej), to jednak zaniechanie koloryzacji, przynajmniej na jakiś czas, na pewno przysłużyło się ich kondycji.

Farbować czy nie, czyli moje cele

Kiedy więc otrzymałam zaproszenie na farbowanie z użyciem nowego na polskim rynku systemu Fibreplex, początkowo odłożyłam w swoich planach wizytę na później obawiając się, że fryzjer namówi mnie na zafarbowanie całej fryzury, a jednocześnie nie miałam konkretnego pomysłu na to, co chciałabym ze swoim ówczesnym kolorem zrobić. Przez kilka tygodni bez zbytniego zaangażowania rozmyślałam więc, jak mogłabym go zmienić i doszłam do wniosku, że chciałabym osiągnąć cztery efekty:
  • zlikwidować żółty odcień włosów,
  • wyrównać koloryt włosów,
  • pozostać przy jasnym kolorze, ale zmienić go na zdecydowanie chłodniejszy,
  • stworzyć ombre, które będzie łączyło mój naturalny kolor włosów (10 centymetrów odrostu, którego nie chciałam farbować) z jaśniejszym odcieniem. Zdecydowałam bowiem, że skoro zapuszczam naturalny kolor tak długo, zanim ponownie go przefarbuję, sprawdzę, jak będzie wyglądał w takim nowym dla mnie wydaniu.

Z tą myślą na początku grudnia zdecydowałam się wykorzystać zaproszenie i udałam się na wizytę do jednego z warszawskich salonów Milek Design. W tym miejscu zrobię małą dygresję związaną z miejscem, w którym miałam okazję być już kilka miesięcy temu i które, niestety, nie zapisało się w mojej pamięci zbyt pozytywnie.

Dobra renoma salonu nie zawsze oznacza dobrego fryzjera...

W te wakacje uczestniczyłam w spotkaniu prasowym, które zorganizowano w innej filii salonu Milek Design. Byłam bardzo przejęta tą wizytą, ponieważ salon reklamuje się jako jeden z najlepszych w Warszawie, a na dodatek tego dnia mogłam przekonać się na własnych włosach (sic!) o umiejętnościach tamtejszych stylistów. Na konferencję zabrałam więc koleżankę i w bardzo dobrych humorach udałyśmy się na umówione miejsce. Po krótkim, ale sympatycznym powitaniu i wysłuchaniu krótkiego wykładu na temat koloryzacji zostałyśmy zaproszone na fotele fryzjerskie, a stylistki zaoferowały, że uczeszą nas w wybrany przez nas sposób (chociaż niestety nic same nie zaproponowały). Obie z koleżanką mamy proste włosy, poprosiłyśmy więc o ułożenie ich w fale bądź loki. Podczas stylizacji miałyśmy też mieć okazję wypróbować nową linię kosmetyków Schwarzkopf, którym poświęcone było spotkanie. Niestety, moje pozytywne nastawienie do salonu prysło jak bańka mydlana, ponieważ cały proces czesania i układania włosów był dla mnie gehenną – stylistka bardzo mnie ciągnęła i szarpała, niewiele robiąc sobie z mojego pojękiwania „oj” czy „auć”, mimowolnych grymasów czy delikatnego dawania do zrozumienia, że to, co robi, sprawia mi ból. Co gorsza, zdecydowała się kręcić mi loki na prostownicę, ale niedokładnie wysuszyła moje włosy, więc pomimo zastosowania kosmetyku termoochronnego bardzo dymiły, syczały i wyglądały, jakby zaraz miały się spalić. Oczywiście zwróciłam jej uwagę, że najwidoczniej włosy są jeszcze zbyt mokre, ale powiedziała, że dymienie jest normalnym procesem po zastosowaniu tego kosmetyku (doprawdy?). Teraz myślę, że byłam zbyt grzeczna, ale szczerze mówiąc w tamtym czasie chciałam już tylko jak najszybciej zejść z fotela i postanowiłam, że niech zrobi co ma zrobić, abym mogła wreszcie wyjść. W efekcie zarówno moja fryzura, jak i koleżanki, wyglądały dość podobnie: spuszone fale (obie stylistki rozczesały je po zakręceniu) nie wyglądały szczególnie ładnie. Tak się złożyło, że kilka dni wcześniej byłam czesana w Instytucie Kèrastase – tam także zrobiono mi fale, była to jednak o wiele piękniejsza i dużo bardziej wytrzymała fryzura niż w Milek Design. Koleżanka także nie była zadowolona, ale w jej przypadku najgorsze miało dopiero nadejść… Gdy wróciła do domu, fryzura była już na tyle nieładna, że włosy nadawały się już tylko do związania lub umycia. Koleżanka umyła więc włosy i zaczęła je suszyć. Jakie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że część z nich, wcześniej zupełnie zdrowa, jest postrzępiona i zaczyna się kruszyć! Włosy okazały się być tak zniszczone i spalone, że wymagały natychmiastowego obcięcia, co niniejszym koleżanka uczyniła. Moje na szczęście po umyciu były w dobrym stanie, ale tego ciągnięcia i szarpania na fotelu fryzjerskim raczej długo nie zapomnę. Niestety, również atmosfera podczas wizyty nie była zbyt sympatyczna, a ja miałam wrażenie, że pani stylistka została wyznaczona do czesania za karę. 

Jak więc widzicie, pewnie nie ma się co dziwić, że wciąż odkładałam kolejną wizytę w tym salonie z obawy, że mogę nie być zadowolona z efektów.

Ombre z naturalnego koloru włosów krok po kroku

W salonie moimi włosami zajęły się dwie panie: stylistka i młodsza stylistka. Pierwsza z nich omówiła ze mną planowane działania (udało mi się wytłumaczyć, co chcę osiągnąć i wypracowałyśmy plan farbowania), a druga nakładała farbę na moje włosy. Gdy tylko zostałam na chwilę sama na fryzjerskim fotelu, kątem oka zauważyłam stylistkę, która poprzednim razem zajmowała się moimi włosami i odetchnęłam z ulgą, że tym razem nie została mi przydzielona…

Na czym polegało farbowanie? Na początku do farby został dodany Fibreplex. Fryzjerka koloryzowała mi co drugie pasmo na szydełku (wyciągając z niego cienkie pasemka), resztę włosów pokrywając innym, ciemniejszym, ale zbliżonym kolorem farby (z pominięciem naturalnych odrostów). Na końcu całość została odpowiednio roztarta, a włosy umyte. Na mojej głowie powstało więc ombre, które zaczyna się od odrostów i gładko przechodzi w jaśniejszy, popielaty odcień włosów. Całość wygląda dość naturalnie i nie jest tak wyraziste kolorystycznie jak na większości zdjęć w internecie, na których końcówki różnią się od koloru nasady włosów o wiele odcieni. U mnie kolory przenikają się i są jakby trójwymiarowe – zmieniają się w zależności od oświetlenia i dlatego tak trudno było mi uchwycić ich odcień na fotografiach (to, co widać na zdjęciach, nie oddaje w pełni rzeczywistości – kolor zmienia się w zależności od światła i nie jest tak ciemny od skóry głowy jak na poniższej fotce).

W świetle dziennym. Niestety nie widać tutaj płynnego przechodzenia kolorów
Przy sztucznym świetle (zdjęcia poniżej) kolor wydaje się być bardziej żółty, w rzeczywistości jednak można go określić bardziej jako popielaty. Odrost całkiem ładnie stapia się z sąsiadującym kolorem i płynnie przechodzi w jasny. Niestety, na zdjęciach trudno to "złapać", dlatego może się on wydawać dużo ciemniejszy. 


Czym jest Fibreplex?

O Fibreplex zrobiło się głośno kilka miesięcy temu za sprawą akcji promocyjnej zorganizowanej wokół Joanny Horodyńskiej – włosy stylistki zostały wówczas z dnia na dzień przefarbowane z ciemnych na jasny blond, a sama zainteresowana opowiadała, jak to możliwe, że tak drastyczna przemiana jej wizerunku nie wpłynęła destrukcyjnie na jej fryzurę.

Fibreplex to system chroniący włosy podczas farbowania, rozjaśniania czy robienia pasemek. Jego działanie opiera się na wzmacnianiu wiązań we włosach, dzięki czemu minimalizuje ich łamanie (według badań aż o 94%) i uszkodzenia. Nie wpływa na czas zabiegu, a w jego skład wchodzą trzy produkty:
  • Fibreplex nr 1 – Bond Booster: wzmacnia wiązania strukturalne włosów.
  • Fibreplex nr 2 – Bond Sealer: stabilizuje wiązania strukturalne włosów i zamyka ich łuski.
  • Fibreplex nr 3 – Bond Maintainer: przedłuża trwałość kuracji. Ta część służy do domowego użytku po zabiegu. Nakładamy ją na umyte włosy tak jak odżywkę i spłukujemy po 5 minutach. Zaleca się korzystać z niej dwa razy w tygodniu.




Czy warto było użyć Fibreplex?

Nie wiem oczywiście, jak wyglądałyby moje włosy bez zastosowania tego systemu, jednak po jego użyciu faktycznie nie widzę, aby uległy jakimś zniszczeniom w trakcie farbowania – są gładkie, miękkie i ładnie się błyszczą. Nie zauważyłam żadnych połamanych końcówek, a po dwukrotnym umyciu włosy wciąż wydają się zdrowe.

Przed farbowaniem i użyciem Fibreplex i po 
Czy Fibreplex ma coś wspólnego z Olaplex?

Nazwa podobna, ilość produktów używanych w ramach systemów też, sposób użycia także wydaje się niemalże ten sam. Opis działania, a tym samym zapewne samo działanie, jest jednak inne i nie należy o tym zapominać: Olaplex ma za zadanie odtwarzać i rekonstruować mostki dwusiarczkowe włosów, Fibreplex zaś wzmacnia wiązania strukturalne włosów. Jak to przekłada się na praktykę, każdy może ocenić, testując oba produkty, muszę jednak napisać coś, czego dowiedziałam się niedawno, gdy uczestniczyłam w konferencji prasowej tego pierwszego systemu: Olaplex był pierwszy i to on zrewolucjonizował rynek fryzjerski. Wszystkie inne systemy, których nazwy przypominają nazwę Olaplex (najczęściej z „x” lub „plex” na końcu) są przez jego producentów uznawane za podróbki i – co ciekawe – w najbliższym czasie ich twórcy będą musieli zmierzyć się z pozwami sądowymi wystosowanymi w ich kierunku. Trochę się temu nie dziwię, jednak patrząc z punktu widzenia konsumenta, najważniejsze w wyborze idealnego produktu są dla mnie cena i możliwe do osiągnięcia rezultaty. Który daje najlepsze, tego nie wiem, bo musiałabym przetestować wszystkie, ale myślę, że warto mieć świadomość takiego stanu rzeczy i tego, że nie wszystkie „-plexy” wykazują takie samo działanie.


Ile to kosztuje?

Farbowanie, łącznie z konsultacją, myciem i suszeniem, trwało dwie godziny. Gdybym musiała za nie zapłacić, z mojego portfela ubyłoby ponad 500 złotych – sama usługa w Milek Design kosztuje od 350 do 450 zł, a użycie Fibreplex podbija cenę o dodatkowe 60-70 zł (w zależności od długości włosów). Uważam, że to w sumie bardzo dużo.



Macie doświadczenie w zapuszczaniu naturalnego odrostu? Jak radzicie sobie z dużymi różnicami kolorystycznymi pomiędzy włosami farbowanymi i naturalnymi?

PS. I tym sposobem napisałam kolejny wpis na prawie 10,000 znaków ze spacjami. Ktoś powinien mnie przed tym powstrzymywać ;)

Podobne wpisy:

piątek, 14 sierpnia 2015

Czy odrosty są modne? | Odrosty kontra ombre


Przez wiele lat uważałam, że rzucające się w oczy odrosty i obgryzione paznokcie to główne symptomy kobiecego zaniedbania. Gdy kilka lat temu zapanowała moda na ombre, początkowo nie byłam do niej przekonana i mało który efekt tego typu uznawałam za udany. Obecnie trochę zmieniam sposób myślenia i chociaż jedno ombre innemu ombre nierówne, wciąż zdarza mi się natykać na takie, które budzą mój całkowity zachwyt.

Moda na ombre pociągnęła za sobą powszechną i ponowną akceptację odrostów. Ponowną, ponieważ odrosty nosiła już z dumą chociażby Brigitte Bardot w połowie ubiegłego wieku czy Courtney Love w czasach świetności grunge. Nie są niczym nowym, więc i obecnie (w przypadku jasnych włosów i ciemnych odrostów) już nikogo nie dziwią, a wręcz stanowią element naturalnego wyglądu. 

Naturalnego, czyli takiego, który wygląda ładnie i nie rzuca się nadmiernie w oczy. Jest bowiem różnica między delikatnym przenikaniem kolorów a sytuacją, gdy tworzą one wyraźną linię…


 Odrosty na salonach

Dlaczego piszę o odrostach? Inspiracją do tego wpisu był dla mnie nowy teledysk Madonny „Bitch I’m Madonna”, na który trafiłam przypadkiem w sieci. W wideoklipie artystka pojawia się w naprawdę dużym ciemnym odroście, który wyraźnie odznacza się na jej jasnych włosach. Kwestia stylistyki? Element przebrania do teledysku? Próba wcielenia się w pewną rolę? Być może wszystko to po trochu wpłynęło na to, że nikt przed nagraniem nie polecił tej – bądź co bądź – światowej gwieździe wizyty u fryzjera. Szczególnie, że jej odrost jest naprawdę wyraźny, wygląda jak pas startowy i bardzo rzuca się w oczy. 

Kadr z teledysku Madonny

Może to jednak chęć bycia modnym sprawiła, że odrost gra w tym teledysku tak istotną rolę? Wystarczy przejrzeć zdjęcia modelek z wybiegów czy światowych gwiazd (obecnych i sprzed kilku lat), aby zauważyć, że większość z nich – szczególnie blondynek – od dawna stawia na delikatny odrost. Często wręcz trudno odróżnić go od dobrze wykonanego ombre...

Ombre czy odrost? Nieważne, wygląda ładnie i naturalnie!

Jasne końcówki
Dlaczego odrosty nie są wcale takie złe?

Ciemny kolor przy skórze głowy podkreśla rysy twarzy i oprawę oczu – to dlatego wielu profesjonalnych fryzjerów odradza nakładanie bardzo jasnej farby u nasady włosów. Wszystko zależy oczywiście od naszego typu urody, sama jednak zauważam u siebie, że zbyt jasny blond bez chociaż kilkumilimetrowego odrostu wygląda u mnie nie najlepiej – włosy wydają się rzadsze i przyklapnięte, brwi mocniej uwydatnione, a cera jakby bardziej szara.

Pozostawienie na głowie niedużego odrostu to też odpoczynek dla włosów, które nie są przez pewien czas maltretowane farbowaniem. 

Gdy odrost szpeci...

Zasada jest prosta: ładnie i naturalnie wyglądają jedynie włosy, które mają ciemniejszy odrost i jaśniejszą resztę, a nie na odwrót. Najlepiej, gdy kolor odrostu i reszty włosów pozostaje w podobnej tonacji – zbyt duże różnice mogą nie wyglądać zbyt dobrze.

Oczywiście mam na myśli celowe pozostawienie odrostu, a nie sytuację, w której ktoś zapuszcza naturalne jasne włosy i schodzi z ciemnego farbowania – to wyjątkowe okoliczności i nie mają nic wspólnego z wyżej opisywanymi. 

Zbyt jasne i za mocno wyróżniające się odrosty
 
Duże różnice kolorystyczne
Od odrostu do ombre

Wiele dziewczyn, które decydują się na zapuszczenie włosów w naturalnym kolorze, obawia się, że fryzura nie będzie wyglądała ładnie, gdy odrost osiągnie kilka lub kilkanaście centymetrów długości. Jednym ze sposobów, by zatuszować różnicę kolorystyczną pomiędzy kolorem naturalnym a farbowanym, jest ombre. Musi ono jednak być profesjonalnie wykonane – tak, aby nowy farbowany kolor włosów pasował do naturalnego.

Ombre to dobry sposób na przedłużenie odrostów, a tym samym pozostawienie w spokoju włosów w naturalnym kolorze. Jeśli zdecyduję się na niefarbowanie włosów, prawdopodobnie skorzystam właśnie z tej metody. 

Odrosty – efekt zaniedbania?

 Niekoniecznie. Pamiętam, jak kilka lat temu prasa rozpisywała się na temat domniemanego "zapuszczenia się" Joanny Liszowskiej, której jedynym wówczas "przewinieniem" były ciemne odrosty. Aktorka przyznała, że postanowiła ich nie farbować... na czas ciąży. Podobnie postępuje też zresztą większość przyszłych matek (i nie ma w tym nic złego). 

Po drugiej stronie barykady stanęła natomiast Doda, która jakiś czas temu, na 40-lecie Telewizyjnej Dwójki, przyszła z... domalowanym na czarno odrostem na włosach. Zamierzony efekt osiągnęła – tabloidy pisały tylko o tym. 

To jak to jest z tymi odrostami, są modnym elementem wyglądu czy synonimem obciachu?

Każdy ma pewnie na ten temat inne zdanie. Prawda jest taka, że zadbane są takie włosy, które są zdrowe i czyste – dobrze wypielęgnowane nawet z odrostami będą wyglądać ładnie. I nie ma tu znaczenia, czy mamy do czynienia z ombre wykonanym w najlepszym salonie, czy ze zwykłymi odrostami, które powstały w ciągu kilku miesięcy bez farbowania włosów. 


Dorysowany odrost. Nowa moda?
Modna czy zaniedbana?

Popularne w tym miesiącu: