poniedziałek, 30 marca 2015

Aktualizacja włosów – marzec


Marzec okazał się dla mnie miesiącem totalnego odpuszczania i minimalizmu – także w temacie włosów. Odstawiłam drożdże i zioła (w ramach niezbędnej przerwy w ich stosowaniu), zmniejszyłam częstotliwość olejowania, a domową wcierkę, której miałam używać, stosowałam jedynie sporadycznie.  Brak czasu i przesilenie wiosenne miały w tym swój spory udział.

Co zatem robiłam w marcu?

Niewiele. Włosy odpoczywały. I ja w tym temacie też :)

Mimo wszystko jednak:

Co stosowałam w marcu?

W marcu myłam głowę szamponami: ziołowym Agafii i Orientana, używałam masek: Biovax do włosów blond, Crema al latte i zaczęłam testować Biovax Orchid. Do olejowania zużyłam oleje macadamia i ze słodkich migdałów, dawałam też szanse Drogocennemu Olejkowi Arganowemu Bielendy, chociaż z powodu dodatku oleju arganowego dość mocno puszy mi włosy.

Do zabezpieczania końcówek służył mi Jedwab w płynie Green Pharmacy, a z półproduktów używałam tylko mleczka jedwabnego, keratyny i olejku lawendowego.

Nie zapomniałam też o skórze głowy – co kilka myć stosowałam domowy macerat czosnkowy. Odżywkę używałam tylko jedną – Pharmaceris. W kryzysowych momentach sięgałam zaś po suchy szampon Klorane, z którego jestem bardzo zadowolona i wkrótce coś więcej o nim napiszę.

Regularnie korzystałam też w marcu z turbanu termalnego Hair Spa.


Nowości produktowe

Marzec obfitował w nowości – dostałam mnóstwo kosmetyków do przetestowania. Inna sprawa, że składy wielu z nich pozostawiają sporo do życzenia. Niektóre są jednak naprawdę zachęcające i chętnie po nie sięgnę.


Osobną kategorię stanowią kosmetyki Kerastase, które otrzymałam na warsztatach Dni Pięknych Włosów.


Co planuję w kwietniu?

Ruszyć znów pełną parą. Przede wszystkim obiecuję sobie, że:
  • wrócę do picia skrzypu i pokrzywy – tym razem w formie zaparzanych ziół, a nie herbaty,
  • wrócę do regularnego olejowania włosów,
  • spróbuję kontynuować przyjmowanie RevitalHair (jeśli uda mi się kupić kolejne opakowanie – byłam już w kilku aptekach i nigdzie go nie ma),
  • w ramach wcierki na skórę głowy będę testować Aktywne serum na porost włosów Agafii.

Poprzednie podsumowania:

niedziela, 29 marca 2015

Ciekawe włosowe linki: marzec


W marcu gazety i portale na świecie oszalały na punkcie... włosów Kim Kardashian. Raz brunetka, raz platynowa blondynka, teraz znów brunetka. Dziennikarze mieli o czym pisać, a my przez kilka dni byliśmy bombardowani tymi płytkimi i nic nie znaczącymi newsami. Temat wciąż jest na topie. Nie wierzycie? Wystarczy wpisać "Kardashian" do wyszukiwarki Google...

Ale nie o tym chciałam. Przed Wami porcja włosowych linków, na które natknęłam się w ciągu ostatniego miesiąca – mam nadzieję, że okażą się ciekawsze i/lub bardziej przydatne niż wspomniane na wstępie rewelacje ;)

Włosy obcinane gorącymi szczypcami

Film pokazujący, jak chiński fryzjer obcina włosy rozżarzonymi szczypcami. Zgodnie z tytułem video jest to bardzo stara metoda strzyżenia. Ciekawa jestem, w jakim stanie są potem włosy jego klientów, ponieważ w trakcie "zabiegu" w pomieszczeniu unosi się mnóstwo dymu, a same włosy wyglądają na nadpalone. 



Jak działa odżywka do włosów?

Najpierw słuchamy o tym, z czego zbudowane są włosy, a potem dowiadujemy się, jak działają odżywki. Uroczy filmik rozbity na dwie części. Uwaga – po angielsku, ale z napisami. 



Nowy trend: siwe włosy

A może wcale nie taki nowy? Bored Panda donosi, że coraz więcej kobiet w różnym wieku farbuje włosy na szaro. Odcienie są wbrew pozorom różne: od szarości wpadającej w błękit po piękny srebrny kolor. Może zatem nie warto już martwić się siwymi odrostami? ;)















Jennifer Aniston i jej niepopularne metody dbania o włosy

Przyznam szczerze, zaskoczyła mnie. Pamiętam jej piękne, gęste włosy z czasów "Przyjaciół" i nienaganne oraz przez wiele lat modne długie, proste fryzury z "pazurkami". O co chodzi? Jennifer zachwala m.in. układanie włosów na... własny pot. Szkodzi czy nie, pojawia się pytanie: czy to naprawdę może wyglądać dobrze?














Jak czytać etykiety kosmetyków naturalnych?

Zdarza się Wam kupić kosmetyk z naklejką "bio", a po powrocie do domu mieć wątpliwości, czy produkt jest naprawdę taki naturalny, jakby się początkowo wydawało? Oto ciekawy artykuł, który rozwiewa wątpliwości. Znajdziemy w nim informacje dotyczące czytania składów i dowiemy się m.in. czym są kosmetyki naturalne i organiczne, jak czytać ich etykiety i co takie produkty powinny zawierać. 











Składniki kosmetyków

Kolejna prosta wyszukiwarka składników kosmetyków. Może nie jest to Kosmopedia, ale może stanowić jej dobre uzupełnienie. 










Zanim pofarbujesz włosy...

Kiedyś się nad tym nie zastanawiałam, ale po latach farbowania wiem, jak bardzo niszczy to włosy. Jeśli rozważacie pierwsze farbowanie, ten artykuł może się Wam przydać i... być może przyczynić się do zmiany decyzji.






A co Was zainteresowało w marcu?

Podobne wpisy:

czwartek, 26 marca 2015

Co mnie najbardziej wkurza w dbaniu o włosy? (cz. III)


Zawsze są za krótkie, za długie, zbyt kręcone lub zbyt proste. Włosy. Mają swoje humory, nie zawsze chcą współpracować, czasem ich posiadanie przynosi więcej zmartwień niż pożytku. Macie ochotę pomarudzić? Środek tygodnia to idealny czas na narzekanie.

Wciąż trzeba farbować odrosty

Zmartwienie wszystkich farbujących: odrosty. Ciemne lub jasne, duże czy małe – zwykle stanowią powód do wstydu i wymagają comiesięcznego biegania do fryzjera lub zabaw w małego stylistę w domu. W obu przypadkach bywa różnie, bo kolor nie zawsze odpowiada naszym wymaganiom: zielona poświata, farba, która „nie złapała” czy wysuszone włosy to tylko niektóre negatywne skutki farbowania. Nie mówiąc o podrażnieniach skóry głowy. Stres i regularne topnienie kasy w portfelu gwarantowane.

Nie da się na stałe naprawić zniszczonych włosów

Mimo obietnic, którymi karmią nas producenci w reklamach, no nie da się. Cudownie byłoby po kilku latach maltretowania włosów odbudować je w tydzień, prawda? Tymczasem proces naprawczy ogranicza się do zalepiania ubytków w pasmach i rozpaczliwego wyczekiwania na wyrośnięcie nowych włosów. A mogło być tak pięknie!

Na włosy trzeba non stop uważać

Włosy to takie złośliwe twory: lubią wkręcać się w naszyjniki i paski od torby, zaczepiają o suwaki, odbija im na wietrze, przetłuszczają się w gorące dni i puszą w zimne. Na długie włosy trzeba non stop uważać – nie wiadomo, na jaki genialny plan wpadną tym razem.

Niemądre pytania na forach internetowych

Czasem na nie zaglądam. Trwa to zazwyczaj do momentu aż poziom mojej frustracji sięgnie zenitu, a para zacznie wychodzić uszami, co dzieje się zwykle przy takich pytaniach jak „Czy mogę wcierać we włosy krem do stóp?” lub „Jaki szampon może nawilżyć mi włosy?”. Perełkami są też zadawane w milionowej ilości prośby o wskazanie, która maska Kallos lub Biovax jest najlepsza, wrzucanie fotek kosmetyku bez podania składu i błagania o odpowiedzi, czy warto go kupić, albo wklejanie zdjęcia swoich włosów opatrzone pytaniem „Jak o nie dbać?”… I weź tu dziewczynie zdiagnozuj problem i w minutę za pośrednictwem internetu doradź, co ma robić, by były gładkie, bujne i długie. Encyklopedyczna wiedza w trzech zdaniach? Marzenie.

No i te kosmetyki. Jak można stwierdzić, że maska X lub odżywka Y jest najlepsza? Przykro mi, nie da się, bo u każdej z nas sprawdza się co innego. Taka droga na skróty niestety nie jest możliwa.

Niewiele zachowań mnie tak wyprowadza z równowagi jak ignorancja. Chcesz porady? Poszukaj odpowiednich stron w internecie zamiast iść na łatwiznę i zadawać banalne pytanie na forum. Jest wiele ciekawych blogów, na których można znaleźć odpowiedzi na 85% forumowych pytań. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki odpowiednie hasło. Jeśli korzystasz z forum, opisz dokładnie swój problem. Napisz, co stosujesz, co się u Ciebie sprawdza, a co nie, pokaż zdjęcie włosów i określ ich porowatość. Jeśli pytasz o kosmetyk, nie zapomnij wkleić jego skład – tylko na takiej podstawie można ocenić, czy produkt jest dobrej jakości i czy warto go kupić. Czy to naprawdę takie trudne?

Skomplikowane składy kosmetyków do włosów

Która z nas, na początku uczenia się co jest czym w składach kosmetyków, nie wpadała w mini panikę przy sklepowych półkach? „Zaraz, zaraz, co to był Dimethicone? O matko, to chyba silikon!”, „A Cyclopentasiloxane? Gdzie ja to zapisywałam?...”, „Wszystkie te składy są straszne, nic nie kupię!” – sklepowy horror wiązał się z milionem dziwacznych, obcobrzmiących nazw. Jakby producenci kosmetyków nie mogli zaznaczać składników na opakowaniu kolorystycznie według klucza: dobry/zły. Serio to takie niewykonalne?!

I kto niby zapamięta pisownię Trimethylsilylamodimethicone albo Polyacrylamidomethyl benzylidene camphor? Naprawdę, nie dało się już trudniej?! Konstantynopolitańczykowianeczka, eat that!

A co Was najbardziej irytuje w dbaniu o włosy?

Podobne wpisy:

środa, 25 marca 2015

Recenzja: Green Pharmacy, Jedwab w płynie



Od czasu keratynowego prostowania unikałam wszelkiego rodzaju silikonów – rezygnowałam z nich w maskach, odżywkach i serum do zabezpieczania końcówek. Obecnie, po wielomiesięcznej bezsilikonowej pielęgnacji, powoli wracam do tych substancji – moje włosy są prawdopodobnie zbyt cienkie i delikatne, by całkowicie z nich rezygnować. A silikony, wbrew powszechnej opinii, wcale nie są złem wcielonym.

Jedwab w płynie Green Pharmacy to pierwszy silikonowy produkt, po który sięgnęłam od ostatnich ośmiu miesięcy. Trochę sprawiła to ciekawość, a trochę – upływająca wkrótce data przydatności kosmetyku.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Typowe dla serum do zabezpieczania końcówek włosów: mała buteleczka (30 ml) z pompką dozującą. Plus za przeźroczyste opakowanie – widać stopień zużycia produktu. Jedwab jest wygodny w użyciu, nie wycieka z opakowania, nie przysycha przy dozowniku. Dzięki plastikowej nakładce zabezpieczającej nadaje się też do noszenia w torebce. Niestety, czasem rurka dozownika zapycha się i trzeba kilka razy energicznie nacisnąć pompkę, by wydobyć serum.

Zapach

Cudowny! Lekko słodki, kwiatowy, ale nie drażniący. Przez jakiś czas utrzymuje się na włosach. Mogłabym się nim psikać jak perfumami :)

Skład

W skład Jedwabiu wchodzą: Cyclopentasiloxane (silikon lotny), Dimeticonol (silikon usuwany łagodnym szamponem), Olea Europea Fruit Oil (oliwa z oliwek), Aloe Barbadensis Extract (sok z aloesu), Oryza Sativa (rice) Germ Oil (olej ryżowy), Camellia Sasanqua (Camellia) Seed Oil (olej z nasion kamelii), Pinus Sibirica Nut Oil (olej cedrowy syberyjski), Parfum (zapach), Limonene (substancja zapachowa, imituje woń skórki cytrynowej), Citronellol (substancja zapachowa, imituje woń róży i geranium), Geraniol (substancja zapachowa, imituje woń pelargonii), Benzyl Alcohol (konserwant), Benzyl Benzoate (substancja zapachowa), Farnesol (substancja zapachowa, imituje woń konwalii), Amyl Cinnamal (substancja zapachowa, imituje woń jaśminu).

Na pierwszym miejscu – silikon. W serum na włosy to, jak wiadomo, nie przypadek – i chociaż w opisie zaznaczyłam go ostrzegawczo na niebiesko (w końcu nie jest żadną substancją odżywczą), w tym przypadku jego zastosowanie w kosmetyku ma sens (zabezpiecza końcówki przed zniszczeniami, ochrania przed utratą wilgoci). Tym bardziej, że jest to silikon lotny, który odparowuje z włosów. Drugi silikon jest już nieco mocniejszy, jednak powinien dać się usunąć z włosów za pomocą łagodnych szamponów. Co więcej, kondycjonuje włosy – zmiękcza, wygładza i nadaje połysk.

Poza tym znajdziemy w nim aż cztery różne oleje oraz ekstrakt z aloesu – naprawdę nieźle. Nie rozumiem tylko, dlaczego producent pisze na opakowaniu „100% ekstraktu z aloesu”, wysuwając go na plan pierwszy i zapominając o innych pozytywnych substancjach.

Jedwab nie zawiera natomiast barwników ani parabenów. Pojawia się tylko jedno pytanie: dlaczego w składzie Jedwabiu nie ma… jedwabiu?

Działanie

Jedwabiu używam głównie do zabezpieczenia końcówek i w tej formie sprawdza się znakomicie. Nie skleja i nie zatłuszcza włosów, dobrze ochrania końcówki, jest praktycznie niewidoczny, lekko dociąża i nabłyszcza. Jestem bardzo zadowolona z jego działania, a do tego jeszcze ten zapach – naprawdę uprzyjemnia aplikację.

Jedwab sprawdzi się też do ujarzmiania odstających włosków na długości – pomaga je „przyklepać” i dociążyć.

Po aplikacji na dłoniach zostaje delikatny tłusty film, który łatwo jest zmyć mydłem i spłukać pod bieżącą wodą.


Konsystencja i wydajność

Jedwab jest średnio gęsty, łatwo rozciera się w dłoniach i na włosach. Ja używam za jednym razem 1-2 pompek produktu, jego wydajność jest więc naprawdę duża (wiele miesięcy).

Cena i dostępność

Jedwab w płynie Green Pharmacy kosztuje około 8 zł. Produkt wydaje się być niewielki, ale starcza na długo. Do tej pory można go było znaleźć praktycznie wszędzie – w sklepach stacjonarnych (w tym w popularnych drogeriach) oraz przez internet. Niedawno doszły mnie jednak słuchy, że jest wycofywany ze sprzedaży i obecnie trudno go dostać – najprędzej podobno w drogerii Natura. 

EDIT: Zapytałam o to przedstawicieli Elfa Pharm Polska, producenta Jedwabiu w płynie. Oto ich odpowiedź: "Aktualnie nasz jedwab nie jest dostępny w drogeriach Rossmann. Poza tym wyjątkiem, można znaleźć go w naszym sklepie internetowym, a także stacjonarnie w drogeriach Noel, Wispol, Firlit, Kosmyk, Jaśmin, Hebe i Sekrety Urody oraz w aptekach Na Zdrowie :)".

Podsumowanie

Produkt godny polecenia dla każdego, kto szuka dobrego, silikonowego serum. Myślę, że stosowany regularnie może zapobiegać rozdwajaniu się włosów i zmniejszać ryzyko ich łamania i niszczenia. Warto mieć go codziennie pod ręką. Chociaż trzeba przyznać, że to dziwne, że nazywa się „jedwabiem”, a nie ma go w składzie. 

Inne recenzje:

niedziela, 22 marca 2015

Niedziela dla włosów (5): olejek Bielendy, macerat czosnkowy i Biovax Orchid


Nieraz już przekonałam się, że im mniej się w czymś staram, tym lepiej mi to wychodzi. Dzisiejsza NdW potwierdza tę regułę bogata pielęgnacja i dużo dłuższy niż zazwyczaj czas poświęcony włosom okazały się być mało satysfakcjonujące w skutkach.

Po rozczesaniu włosów szczotką z naturalnego włosia spryskałam je mieszanką mleczka jedwabnego i wody, po czym nałożyłam Drogocenny Olejek Arganowy Bielendy, a w skórę głowy wtarłam domowy macerat czosnkowy – mimo moich obaw jego zapach jest bardzo przyjemny... i apetyczny. Co więcej, szybko ulatnia się z włosów po ich umyciu. Włosy związałam i założyłam podgrzany turban termalny Hair Spa.

Po trzech godzinach opłukałam włosy i na kolejne pół godziny nałożyłam maskę Biovax Orchid z ich nowej serii. To moje pierwsze użycie tego produktu i byłam bardzo ciekawa, jak zadziała.

Następnie umyłam głowę ziołowym szamponem Agafii i na kilkadziesiąt sekund wtarłam we włosy odżywkę Pharmaceris.

Po częściowo naturalnym wyschnięciu, a częściowo podsuszeniem włosów letnim nawiewem suszarki, wtarłam w końcówki Jedwab w płynie Green Pharmacy, który testuję od kilku tygodni.

Niestety, efekt jest słaby – włosy niby są miękkie i przyjemne w dotyku, a w 3/4 długości mięsiste i gładkie, ale końcówki (mimo 4-cm podcięcia tydzień temu) są niemiłosiernie spuszone. Mam nadzieję, że jutro będą wyglądać chociaż odrobinę lepiej.

Dlaczego nie wyszło? Obawiam się, że winę za to ponosi dłuższe niż zazwyczaj olejowanie, w dodatku olejem z domieszką oleju arganowego, który niespecjalnie się u mnie sprawdza. Powodem takiego stanu rzeczy może też być nowa maska do włosów, chociaż wątpię, żeby dała taki efekt. Myślę, że zagadka rozwikła się w miarę dalszego jej testowania.


Inne NdW:

piątek, 20 marca 2015

Czy parabeny szkodzą? | Konserwanty w kosmetykach do włosów (i nie tylko)

 

Od czasu do czasu świat obiega informacja o szkodliwości jakiegoś składnika dodawanego powszechnie do kosmetyków – tak było z silikonami, alkoholem czy silnymi detergentami typu SLS czy SLES. Powoduje to masową panikę, wiele dziewczyn na oślep wyrzuca produkty z (nierzadko tylko rzekomo) trującymi substancjami, a producenci kosmetyków zacierają ręce i na kanwie nowej mody wypuszczają na rynek nowości z naklejkami wskazującymi na to, że w ich produktach nie znajdziemy tychże szkodliwych dodatków. Rynek wymaga, rynek dostaje – szkoda tylko, że często te złe substancje są zastępowane… znacznie gorszymi.

Podobnie jest od dłuższego czasu z parabenami – miejskie legendy głoszą, że są to substancje trujące, powodujące raka i najczęściej ze wszystkich dodatków dodawanych do kosmetyków wywołują alergie. Okazuje się jednak, że nie taki diabeł straszny.

Czym są parabeny?

Parabeny (estry kwasu p-hydroksybenzoesowego) to konserwanty, które chronią kosmetyk przed namnażaniem się w nim drożdży, bakterii, grzybów i pleśni. Bez konserwantów produkt szybko stałby się siedliskiem szkodliwych mikroorganizmów – tym bardziej, że kosmetyki, pełne wody i substancji organicznych, są dla drobnoustrojów idealnym środowiskiem dla rozwoju. Tym samym chronią nas one przed chorobotwórczymi organizmami, np. gronkowcem złocistym czy pałeczkami ropy błękitnej.

Parabeny nie są żadną nowością – stosuje się je już od lat 30. XX wieku. Występują nie tylko w kosmetykach do włosów, twarzy czy ciała, ale też w środkach do pielęgnacji ust, balsamach używanych przed goleniem i po nim, dezodorantach, mydłach, żelach czy kosmetykach do opalania. Co więcej, znajdziemy je też w jedzeniu i niektórych produktach leczniczych.

Jak rozpoznać parabeny?

Parabeny są bardzo łatwe do rozpoznania w składzie kosmetyków – poznamy je po końcówce –paraben. Warto wiedzieć, że niektóre parabeny występują w naturze – takim przykładem jest Metyloparaben, który znajdziemy w borówce amerykańskiej.


Czy parabeny są szkodliwe?

Ich bakteriobójcze i grzybobójcze działanie wykorzystywane jest w przemyśle kosmetycznym od wielu, wielu lat. Przez ten czas parabeny zostały gruntownie przebadane – mówi się, że są to jedne z najlepiej poznanych konserwantów.

Parabeny wykazują działanie przeciwko grzybom, pleśniom i drożdżom, a nieco słabsze – przeciwko bakteriom. W kosmetykach stosuje się więc najczęściej mieszaninę parabenów lub dorzuca do nich wybrany konserwant. Dzięki takiej mieszance możliwe jest zastosowanie niższego stężenia konserwantów (w porównaniu do sytuacji, w której w kosmetyku znalazłby się tylko jeden paraben).

Stosowanie parabenów jest dozwolone i regulowane prawnie. Ich maksymalne stężenie w kosmetyku wynosi 0,04% w przypadku pojedynczego parabenu i 0,8% – gdy zastosowano mieszaninę kilku z nich.

Pomimo wielu (często nieudokumentowanych) informacji, z których dowiadujemy się o ich szkodliwości, parabeny stosowane w drogeryjnych kosmetykach są bezpieczne. Obecny stan naszej wiedzy, rzetelne badania i opinie wielu specjalistów wskazują jasno, że nie musimy się ich obawiać.  

Obalono także mit dotyczący rzekomego wpływu parabenów na częstotliwość występowania raka piersi u kobiet i zaburzania gospodarki hormonalnej. Co więcej, wykazano, że parabeny to jedne z najlepiej tolerowanych przez naszą skórę konserwantów.

Nie oznacza to oczywiście, że parabeny są wspaniałe i mamy ich szukać w kosmetykach – dowodzi raczej, że nie należy ślepo wierzyć we wszystko, co powszechnie powtarzane. 

Co wybrać: kosmetyk z parabenami czy bez?

W kosmetykach drogeryjnych prawie zawsze znajdziemy jakiś konserwant – jeśli nie będzie to paraben, może się okazać, że producent dorzucił do kremu, odżywki czy żelu inny, często znacznie gorszy i słabiej przebadany składnik.

Na sklepowych półkach coraz częściej można znaleźć kosmetyki z naklejkami „Paraben free” lub „Bez parabenów”. W świadomości wielu osób parabeny zakorzeniły się bowiem jako te złe, szkodliwe i trujące. Producenci wykorzystują więc ten trend: „uważacie parabeny za złe? No to napiszemy, że u nas ich nie ma, a w zamian zakonserwujemy kosmetyk czymś innym!”. Czy taki kosmetyk jest jednak lepszy, bardziej ekologiczny czy mniej inwazyjny? Niekoniecznie.

Jeśli w drogeryjnym kosmetyku nie ma parabenów, możemy być prawie pewni, że znajdują się w nim inne konserwanty. Jakie? Niestety, często wcale nie bardziej bezpieczne.

Parabeny są bowiem często zastępowane środkami z grupy donerów formaldehydu – są to np. Bronopol, Quaternium 15, Germall 115, German II, DMDM Hydantoin, które uwalniają w środowisku wodnym wolny formaldehyd. Nie znamy zbyt dobrze zależności pomiędzy uczuleniami na związki z tej grupy. Według badań najsilniejsze właściwości alergizujące wykazują Diazolidinyl Urea (diazolidynylomocznik) i Quaternium-15. U osób które mają alergię na kosmetyki w Polsce najczęściej występowała alergia na Bronopol, diazolidynylomocznik, DMDM Hydantoin  i imidazolidynylomocznik. W USA zaś alergie tego typu są znacznie częstsze, gdyż donory formaldehydu występują w aż 40% kosmetyków.

Do związków uwalniających formaldehyd dopuszczonych do stosowania w kosmetykach należą:

  • Bronidox – można go stosować jedynie w kosmetykach do spłukiwania,
  • Bronopol INN, DNPD, Bronosol,
  • Germall 115, imidazolidynylomocznik,
  • Metenamina, urotropina,
  • Quaternium – 15, Dowicil 200 – należy do najczęściej uczulających uwalniaczy formaliny, stosowany do prawie wszystkich rodzajów kosmetyków, szczególnie do pielęgnacji włosów,
  • DMDM – hydantoina,
  • Germall II, diazolidynylomocznik (źródło).
Do kosmetyków dodawane są też często konserwanty syntetyczne, np. phenoxyethanol oraz kwas sorbowy (i jego pochodne zaliczane do alergenów kontaktowych). Kwas sorbowy został jednak uznany za całkowicie bezpieczny.

Inne konserwanty dodawane do kosmetyków to:           

  • Methylisothiazolinone – konserwant, który może podrażniać i powodować alergiczne zapalenie skóry,
  • Izotiazolinony  (Katon CG) – dopuszczalne stężenie to zaledwie 0,0015 %, więc wykazują one znikome ryzyko wywołania uczulenia w produktach zmywalnych,
  • Euksyl K 400 – mieszanina dwóch związków o działaniu przeciwdrobnoustrojowym, często powodował uczulenia, wycofano go więc najpierw z produktów, które pozostają na ciele, a potem całkowicie – w Polsce jednak jest dopuszczalnym konserwantem, którego stężenie nie może przekraczać 0,1%,
  • Tiomersal (timerosal) – nie wykazuje działania drażniącego, można go stosować jedynie w kosmetykach do makijażu oraz demakijażu oczu w stężeniu do 0,007 % w przeliczeniu na rtęć,
  • Glycasil (IPBC) – szczególnie często stanowi składnik szamponów oraz odżywek do włosów, według dyrektyw Unii Europejskiej jego stężenie w kosmetyku nie może przekraczać 0,1%, a w Polsce dopuszcza się zawartość 0,05%.

Jakie problemy skórne mogą wywoływać konserwanty?

Konserwanty w kosmetykach mogą powodować różnego rodzaju reakcje skórne, np.:

  • alergiczne kontaktowe zapalenie skóry – według badań przeprowadzonych w Łodzi na grupie 1937 pacjentów okazało się, że najwięcej uczuleń powodowały: timerosal (będący organicznym połączeniem rtęci) -11,8%; formaldehyd - 4,9%; Euksyl K 400 - 3,7%; Katon CG - 1,1%; Quaternium 15 - 0,8% i parabeny - 0,3% (źródło);
  • pokrzywka – wywołuje ją najczęściej formaldehyd,
  • kontaktowe zapalenie skóry z podrażnienia (skóra jest zaczerwieniona, wysuszona, łuszczy się).
Uważa się, że wieloletnie używanie kosmetyków z konserwantami może zwiększać ryzyko zachorowania na nowotwory.

Konserwanty – używać czy unikać?

Co to wszystko dla nas oznacza? Wybierajmy świadomie. To, że kosmetyk nie ma parabenów, nie znaczy, że jest bezpieczny. I odwrotnie. Z pewnością parabeny i inne konserwanty nie są środkami korzystnie działającymi na skórę, jednak ich użycie ma na celu ochronę kosmetyku, a tym samym nas, przed szkodliwymi mikroorganizmami.

Stężenie konserwantów i ich mało efektywne wnikanie przez skórę powoduje, że ich wpływ na nasze zdrowie jest zazwyczaj znikome. Z drugiej jednak strony ich powszechność w kosmetykach sprawia, że wciąż używane mogą powodować alergie. Zauważmy też, że zwykle stosujemy wiele kosmetyków jednocześnie: kremy, odżywki, balsamy, żele… Jak na jeden dzień może to być naprawdę duża dawka konserwantów.

Możemy też oczywiście szukać kosmetyków, które nie zawierają konserwantów wcale (zazwyczaj będą one miały o wiele krótszą datę przydatności) lub takie, które zawierają… konserwanty naturalne.

A może konserwanty naturalne?

Konserwanty naturalne, stosowane w odpowiednim stężeniu i formie chemicznej, nie wywołują alergii, podrażnień ani innych skutków ubocznych. Niestety, przydatność do użycia kosmetyków z tego rodzaju konserwantami jest znacznie niższa – najczęściej możemy je przechowywać w lodówce 12-18 tygodni.

Konserwanty naturalne to np.:

  • witamina E,
  • olejki eteryczne,
  • biguanid i jego pochodne,
  • alkohol etylowy w minimalnym stężeniu, 
  • kwas sorbowy i jego związek sorbinian potasu, 
  • kwaśne pH powodowane przez: kwas borny i jego związki, kwas mlekowy, kwas cytrynowy, kwas octowy, 
  • Myristamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate,
  • srebro.
Przy wyborze kosmetyku warto też zwrócić uwagę na jego opakowanie – najbardziej higieniczne są produkty w tubach lub atomizerach, a najmniej – w słoikach, z których produkt wyjmujemy palcami.

Zwracacie uwagę na konserwanty w kosmetykach? Kupujecie te bez parabenów?

Przydatne wpisy:

Popularne w tym miesiącu: