Mimo
że za nami dopiero wiosna, piękna pogoda w Warszawie sprawiła, że czuję się,
jakby ta pora roku została całkowicie pominięta, a od kwietnia panowało lato. Tym
bardziej, że mam już za sobą pierwszy wakacyjny wyjazd. Dopiero od kilku dni
zrobiło się pochmurno i deszczowo, ale upały z pewnością szybko powrócą.
A
jak upały, to – przynajmniej w moim przypadku – motywacja do dbania o włosy
spada. Gdy jest naprawdę gorąco, nie mam siły i ochoty dodatkowo się dogrzewać,
susząc włosy, a na co dzień i tak je upinam lub związuję, bo inaczej
przyklejałyby mi się do skóry. W takie dni moja pielęgnacja ogranicza się do użycia
szamponu, szybkiego nałożenia odżywki lub maski i pozostawienie włosów samym
sobie. Schną naturalnie, na noc je związuję i czeszę dopiero następnego dnia
rano (głowę myję wieczorem). Przed pójściem spać, gdy włosy są już prawie
suche, staram się jeszcze nałożyć na końcówki serum ochronne, a czasem także
nakładam na głowę wcierkę (obecnie jest to serum Hair Jazz). W ten sposób ograniczam wszelkie czynności pielęgnacyjne do
niezbędnego minimum.
Gdy
się trochę ochładza i mam więcej energii do działania, zwiększam zakres
pielęgnacji. Wiosną sięgałam wówczas po peeling do skóry głowy Biovax Botanic, który dobrze ją oczyszczał. Muszę jednak
przyznać, że odkąd regularnie stosuję serum Hair Jazz do skóry głowy, jest ona
naprawdę uspokojona, nie swędzi, nie piecze i nie pojawiają się na niej
strupki. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy produkt tej serii spośród tych, które
testowałam.
Jakich kosmetyków używałam
wiosną?
Do
mycia służył mi szampon La Roche Posay
(z mocniejszymi detergentami) stosowany zamiennie z Viankiem (łagodniejszy),
jako odżywkę używałam naprawdę dobrze działającej „Volumizing Collagen Bamboo”
marki Marc Anthony i kokosowej Hello Nature, a gdy potrzebowałam odżywczej maski, sięgałam po regenerującą
Biovax z nowej serii (niedługo planuję ją zrecenzować).
Dodatkowo
staram się systematycznie ochładzać blond za pomocą maski Davines i szamponu L’biotica, a o skórę głowy dbałam dzięki peelingowi Biovax oraz wspomnianego już
dwukrotnie serum Hair Jazz (dacie wiarę, że stosuję je prawie pół roku i wciąż
się nie kończy?!). Do zabezpieczania końcówek wykorzystuję maleńkie serum
multifunkcyjne Floslek.
Olejowałam
rzadko (choć i tak z większą częstotliwością niż pół roku temu), a jeśli już,
to korzystałam z Nanoil do włosów średnioporowatych, który już wykończyłam.
Teraz został mi już tylko do niskoporowatych, więc nie wiem, czy się u mnie
sprawdzi (moje włosy do takich zdecydowanie nie należą). Jeśli nie, nic
straconego – czeka na mnie jeszcze kilka nowych olejków.
W
najbliższym czasie na pewno podetnę włosy, bo zaczynam już zauważać
przerzedzenia na końcach. Na szczęście po zbyt mocnym cięciu w zeszłym roku odrosły
mi już na tyle, że z przyjemnością skrócę je o te kilka centymetrów.
Wiosenne migawki z Instagrama
Polecam:
Bardzo fajny tekst. Chętnie wypróbuję kilka z tych kosmetyków.
OdpowiedzUsuńPeeling Biovax Botanic to mój wiosenny ulubieniec zdecydowanie. Teraz dokupiłam pozostałe kosmetyki z serii i jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńPokaźna kolekcja kosmetyków!:D
OdpowiedzUsuń