niedziela, 17 stycznia 2016

Z różnych punktów widzenia: kiedy pojawiają się pierwsze efekty pielęgnacji włosów?

Są takie tematy, na które warto spojrzeć z różnych punktów widzenia – tylko i wyłącznie mój własny może być bowiem niewystarczający i powodować spłaszczenie perspektywy. Dlatego postanowiłam wprowadzić na blog nową serię wpisów, w której – poza moimi obserwacjami – będziecie mogli przeczytać także inne, napisane przez zaproszone przeze mnie do współpracy blogerki. W każdym z nich będę podejmować inny temat, opisywać go ze swojej strony, a następnie oddawać głos wybranym przeze mnie dziewczynom. Będzie to też okazja do tego, abym mogła polecić Wam inne strony o podobnej do prowadzonej przeze mnie tematyce, które są moim zdaniem godne uwagi i warte odwiedzenia!

W pierwszym odcinku, wspólnie z Karoliną, Gosią, Magdą i Kasią, zastanowimy się, kiedy i pod wpływem jakich zabiegów pielęgnacyjnych zaczęłyśmy zauważać, że nasze włosy zmieniają się na lepsze – stają się ładniejsze i zdrowsze. Każda z nas ma inne włosy i inne doświadczenia związane z dbaniem o nie, co pokazuje, że odpowiedź na zadane w tytule tego wpisu pytanie zależy od wielu czynników – dlatego właśnie warto odpowiedzieć na nie z różnych punktów widzenia.

Kiedy pojawiają się pierwsze efekty pielęgnacji włosów?

Dwa pierwsze zdjęcia: moje włosy w 2013 roku - suche, połamane i przerzedzone... to był chyba ich najgorszy czas. Trzecie zdjęcie - dzisiejsze

W moim przypadku punktem zwrotnym było keratynowe prostowanie, na które zdecydowałam się w sierpniu 2014 roku. W tamtym czasie moje włosy były bardzo zniszczone od leku, który stosowałam dwa lata wcześniej – stały się spuszone, matowe, suche, łamliwe, wywijały się i masowo wypadały. Uznałam, że zabieg jest dla nich ostatnią deską ratunku i jedyną szansą na uniknięcie bliższego kontaktu z nożyczkami. Keratynowe prostowanie wygładziło i wzmocniło moje włosy, które od tamtego momentu odzyskały swój blask i witalność.

Początkowo, 2-3 miesiące po zabiegu, nie przywiązywałam wagi do dbania o włosy – moja wiedza na temat ich pielęgnacji była jeszcze niewielka, a dodatkowo uległam złudnemu wrażeniu, że skoro obecnie prezentują się tak dobrze, to pewnie zawsze już tak będzie. Jedyne, co zrobiłam, to kupiłam odpowiednie (i polecone przez fryzjerkę) po keratynowym prostowaniu kosmetyki (wówczas był to szampon Babydream i maska Pro-Keratin Refill L’Oreal). Z czasem jednak, znudzona wciąż tymi samymi produktami, zaczęłam uczyć się czytania składów – tak, aby samodzielnie móc dobrać odpowiednią dla swoich włosów pielęgnację.

Z czasem, w połowie października, zaczęłam zauważać, że moje włosy zaczynają wyglądać coraz gorzej. Wystraszyłam się, że wkrótce wrócą do stanu sprzed zabiegu, więc zaczęłam coraz bardziej intensywnie poszukiwać informacji na temat tego, jak o nie dbać. Zaczęły się pierwsze próby olejowania – najpierw nieudane olejem kokosowym, potem lepsze, z użyciem zakupionych w  internetowym sklepie E-naturalne olejami: lnianym, ze słodkich migdałów i orzechów macadamia, a także zwykłą oliwą. Już po miesiącu intensywnego olejowania prawie co mycie (około 3 razy w tygodniu) zaczęłam zauważać, że włosy stają się bardziej sprężyste i błyszczące. Zastosowałam też kozieradkę, która praktycznie od razu zahamowała u mnie wypadanie włosów, a picie drożdży spowodowało, że na mojej głowie zaczęły odrastać nowe. Uwierzyłam, że to, co robię, ma sens i nabrałam większej motywacji do działania. Po zabiegu na stałe odstawiłam prostownicę, rzadziej sięgam też po suszarkę, używając prawie wyłącznie jej chłodnego nawiewu. Ręcznik do włosów zamieniłam na bawełnianą koszulkę, zaczęłam związywać włosy do snu i zawsze czytam składy kosmetyków, których używam. W międzyczasie założyłam bloga i pogłębiałam swoją wiedzę w poruszanym na nim temacie.

Moje włosy nie są idealne – i pewnie nigdy nie będą. Wiem jednak, że obecnie są znacznie lepszą wersją siebie sprzed lat!

Oddaję głos dziewczynom:

Karolina z bloga Dbaj-o-wlosy


„Na pierwsze efekty pielęgnacji musiałam czekać dość długo. Męczyłam włosy prostownicą, czego efektem było ich spalenie. W niektórych miejscach włosy były popalone niemal od samej nasady. Kluczowym elementem w pielęgnacji moich włosów okazało się keratynowe prostowanie. To właśnie dzięki temu zabiegowi udało mi się zrezygnować z nałogu prostowania włosów. Keratynowe prostowanie w znacznym stopniu ukryło zniszczenia, choć po wypłukaniu się keratyny stały się one znowu widoczne. Przez okres utrzymywania się keratynowego prostowania ścięłam część zniszczeń, zaczęłam olejować włosy, stosowałam maseczki i delikatne szampony. Już wtedy widziałam, że włosy stały się bardziej miękkie i gładkie. Jednak dopiero po 2 latach zrozumiałam, że brakowało mi równowagi proteinowo-emolientowo-humektantowej i zabezpieczania końcówek. Teraz regularnie stosuję maski nawilżające i emolientowe (co mycie) oraz proteinowe (2 razy w miesiącu), a serum  po każdym myciu. Dzięki temu udało mi się dobrze nawilżyć włosy, wygładzić je i zapobiec zniszczeniom. Cały proces trwał niemal 3 lata. Przez ten czas pozbyłam się spalonych włosów i uczyłam się jak o nie dbać. Długo to trwało, ale jestem pewna, że osoby, które nie mają aż tak zniszczonych włosów, są w stanie osiągnąć efekty znacznie szybciej. Wniosek z mojego doświadczenia: stosuj różnorodną pielęgnację, używaj serum zabezpieczającego i jak najprędzej pozbądź się zniszczonych końców :)”.
Gosia z bloga Poradyherrbaty

„Włosomaniaczką stałam się już w dzieciństwie, kiedy mama pomogła mi zapuścić włosy do pasa. Miałam wtedy najdłuższe i najpiękniejsze włosy w przedszkolu. Wtedy nie rozumiałam, po co mama robi mi płukanki octowe, czasami piwne (!) i każdego dnia przeczesuje dokładnie moje pasma. Myślałam, że ładne włosy się po prostu ma :)
Kiedy jej zabrakło (niestety rak odebrał nam ją szybko), siostry ścięły mi włosy do ramion. Nie potrafiły poradzić sobie z moimi włosami jak mama – ciągle się plątały, wymagały po prostu więcej uwagi, dokładniejszego i dłuższego mycia, częstszego i delikatniejszego rozczesywania… Ja byłam jeszcze za mała, żeby sama o nie zadbać.
Kiedy stałam się nastolatką, znów postanowiłam zapuścić włosy. Przez kilka lat nie musiałam z nimi robić zbyt wiele. Rosły sobie za łopatki, ja co jakiś czas je podcinałam. Były ładne i długie – a pielęgnacja ich nie była jakoś specjalnie skomplikowana, ani tym bardziej przemyślana. Kosmetyki zazwyczaj dobierałam, sugerując się promocją w drogerii albo reklamą w jakimś czasopiśmie. Co jakiś czas stosowałam babcine maseczki, stosowane przez moją mamę w dzieciństwie. Przez jakiś czas było nawet spoko, pielęgnacja samouka spisywała się idealnie :D
Kryzys pojawił się 4 lata temu, kiedy coś dziwnego zaczęło się dziać z moimi pasmami. Myłam włosy niemalże codziennie, ale jak wyschły, zdawały być się tłuste i oklapnięte. Nie umiałam sobie z tym problemem poradzić. Czułam się strasznie. I nagle, któregoś dnia, trafiłam na program w TVN-ie o składnikach zawartych w kosmetykach. Panie mówiły, że włosy mogą stać się przejedzone silikonami, które lubią nawarstwiać się. W takim przypadku trzeba oczyścić czuprynę, dogłębnie. Zmyć to świństwo z włosów, a będzie dobrze. Sprawa okazała się oczywista, a jednak sama bym się nie domyśliła. Kilka dni mi zajęło zanim udało mi się zakupić dobry szampon oczyszczający. Wbrew pozorom typowo oczyszczające szampony znajdziemy głównie w zakładach fryzjerskich – a i tam musiałam czekać jakiś czas na zamówienie. Kiedy w końcu umyłam zdzierakiem włosy, byłam przeszczęśliwa. Pasma odzyskały lekkość, przy czym ślicznie lśniły. Zadowolona z efektu poszłam do pracy… już na początku drogi okazało się, że popełniłam kolejny błąd. Włosy niczym niezabezpieczone, pozbawione serum, silikonów i jakiejkolwiek ochrony… po prostu zamarzły. Na szczęście tylko końcówki wystające spod czapki, ale normalnie moje czarne pasma stały się nagle bielusie! Stwierdziłam, że coś robię nie tak. Muszę zacząć świadomie pielęgnować włosy, nauczyć się czego potrzebują i w jakiej ilości. I tak powstał mój blog :)
2004 r.

Zaczęłam pielęgnować włosy świadomie i okazało się, że tak naprawdę nie muszę wiele z nimi robić. Jeśli poznam ich potrzeby, będą dobrze wyglądać i nie muszę wiecznie siedzieć z turbanem na głowie ;)
W mojej pielęgnacji postawiłam głównie na odżywianie cebulek – wewnętrzne i zewnętrzne. Bo przecież bez dobrych korzeni, nie ma co liczyć na zdrowe pasma. To cebulka jest najważniejszą częścią włosa, wyrasta ona z mieszka włosowego, do którego poprzez krew, dostarczane są składniki odżywcze. Musimy dostarczyć odpowiednią ilość składników odżywczych, by „nakarmić” włosy, ponieważ w kolejce po składniki odżywcze są one ostatnie w kolejce. Organizm najpierw odżywia organy kluczowe dla życia organizmu i zdarza się bardzo często, że włosy są niedożywione, przez co stają się słabe, wypadają, tracą blask i sprężystość.
Oprócz odpowiedniej diety (bogatej w białko, witaminy z grupy B, krzem i cynk) zawsze wspomagam się suplementami. Opinie są różne, dla mnie to podstawa pielęgnacji. Tabletki pomogą nam dostarczyć te składniki, których akurat brakuje nam w naszej diecie – a są istotne dla prawidłowego rozwoju włosa. Dobre tabletki zawierają również składniki o działaniu przeciwstresowym, takie jak: wit. C, B12, E, Dzięgiel Chiński. To pomoże kobietom takim jak ja, które ze względu na stres tracą dużo włosiaków.
Zewnętrzne dożywianie cebulek też jest bardzo istotne. W tym celu na skórę głowy nakładam oleje. Przez kilka miesięcy zaniechałam tego i stan włosów bardzo się pogorszył, Po dłuższej przerwie znów wróciłam do zabiegów olejowania, ponieważ moje włosy to lubią i w ten sposób bardzo szybko mogę poprawić ich stan. Polecam mieszanki ajurwedyjskie – są w nich zawarte zioła i oleje bogate w składniki, które są idealne dla naszych cebulek.
Jeśli chodzi o kosmetyki, u mnie podstawą są szampony. Dużo osób uważa, że szampon ma tylko myć – ja jestem innego zdania. Bardzo rzadko stosuję maski i odżywki, dlatego dla mnie istotne znaczenie ma szampon, jaki wybieram. Obowiązkowo raz w tygodniu oczyszczający – silny zdzierak, który usunie z włosów pozostałości po olejowaniu czy silikony. W moim arsenale mam jeszcze szampony kofeinowe, dla brunetek, nawilżające i dla włosów przetłuszczających. Chociaż w Szkocji nie ma mrozów (przynajmniej na razie) to mamy okres silnych wiatrów. Kilka dni temu nawiedził nas kolejny huragan. Z tego powodu używam szamponów bogatych w silikony – oczywiście te łatwo zmywalne ;) Od wielu lat nie sprawdzają się u mnie zupełnie szampony dla dzieci, moje włosy lubią produkty z SLS-ami :)
Odżywki używam po każdym myciu, ponieważ nazbierało mi się trochę kosmetyków i muszę je zużyć. W okresie zimowym to bardzo dobre rozwiązanie, włosy są lepiej zabezpieczone i mniej elektryzują się. Zazwyczaj odżywki i maski używałam tylko po głębokim oczyszczaniu włosów.
W mojej włosowej pielęgnacji osiągnęłam prawie wszystko – mam długie i zdrowe włosy, które rosną dosyć szybko. Chciałabym jeszcze, żeby mniej wypadały – to mój odwieczny problem. Niby mieszczę się w normie, ale tracę ich zdecydowanie za dużo… Chciałabym także zniwelować problem zapalenia mieszków – pojawił się znowu, odkąd noszę w pracy czepek i poziom magnezu w organizmie opadł.
Blogów włosowych jest wiele – piękne, długowłose dziewczęta radzą jak dbać o pasma, nie wszystkie porady mogą nam się jednak przysłużyć. Niektóre z nich odziedziczyły genetycznie gęstość i grubość czupryny, inne ciężką pracą nabyły lśniące i zdrowe pasma. Nieważne jakie my mamy włosy – każda z nas może mieć je cudowne, wystarczy tylko poznać ich potrzeby :)”.
Magda z bloga Szmaragdowy-deszcz
Zdjęcie nr 1 i 2 - przed pielęgnacją, 3 i 4 - w trakcie, 5 - obecnie
„Zapewniając włosom odpowiednią pielęgnację, możemy spodziewać się oczekiwanych efektów.
Lecz prędzej czy później??
Ja swoją pielęgnację zaczęłam od olejowania. Chyba jak większość dziewczyn, które zaczynają dbać o swoje włosy, wpada na informacje dotyczące nakładania oleju na włosy. Początkowo był to najłatwiej dostępny olejek Baby Dream z Rossmanna, który nakładałam na sucho na kilka godzin. Możecie sobie wyobrazić jak wielki zawód i rozczarowanie przeżyłam, gdy po miesiącu regularnego olejowania nie zobaczyłam choćby najmniejszej poprawy… Włosy nadal były suche, puszyły się, ciągle wypadały, brakowało im blasku.
Miałam chwilę załamania i w sumie pewnie dałabym sobie spokój, gdyby nie chęć rywalizacji wśród znajomych… nagle każda znajoma była włosomaniaczką i każda nakładała coś na włosy… więc nie mogło być inaczej ze mną. Ale wracając do tematu..
Kontynuowałam olejowanie. Do Baby Dreama dołączyła oliwa z oliwek, olej z pestek słonecznika, olej migdałowy oraz jaśminowy. Pierwsze efekty zauważyłam dopiero po ok. pół roku. Włosy nabrały wreszcie blasku. Mimo wciąż rozjaśnianych pasemek, które wcześniej były suche i szorstkie, teraz całe włosy były piękną lśniącą taflą. Tylko końcówki były ciągle rozdwojone i suche, więc nie czekałam ani chwili… Poszłam do fryzjera i podcięłam to, co wymagało ścięcia. Wtedy dopiero tak naprawdę zobaczyłam pierwsze efekty olejowania. Byłam zachwycona!
Idąc tym tropem, byłam tak podekscytowania, że w temat pielęgnacji wsiąkłam na dobre.
Kolejnym etapem były maski, a później kremy do ciała. Zakupiłam moje pierwsze 3 maski: Serical Crema al latte, Kallos Argan, Keratin. Nakładałam je na potęgę. O ile przy olejowaniu na efekty trzeba było poczekać, to przy maskowaniu efekty były widoczne od razu. Najczęściej nakładałam maski przed myciem, żeby nie obciążać włosów i dłużej zachować ich  świeżość. Później chętnie je wzbogacałam półproduktami lub mąką ziemniaczaną, miodem, siemieniem lnianym, żółtkiem, olejami etc.
Potem wpadłam na pomysł kremowania włosów. Najczęściej i najchętniej do tej pory używam kremów do ciała Isana. Efekty kremowania można zobaczyć również od razu po nałożeniu kremu, aczkolwiek mam wrażenie, że w moim przypadku są one bardziej trwałe niż w przypadku nakładania samej maski.
Ważnym aspektem pielęgnacji w moim odczuciu jest również walka o przyrost i zwalczanie wypadania. To pierwsze mam już za sobą, bo osiągnęłam taką długość o jakiej marzyłam i pomogły mi wcierki, o których napiszę za chwilę. Z kolei walka z wypadaniem u mnie trwa nadal. Odkąd zaczęłam świadomą pielęgnację, wcierałam ciągle coś w skalp. Zaczęłam od wcierki Jantar, później woda brzozowa z Isany, olejki Green Pharmacy oraz kozieradka. Każda z tych wcierek przyspieszała minimalnie porost, ale tylko kozieradka nieco zahamowała wypadanie. Efekty przyrostu można zobaczyć dopiero po 3-4 miesiącach. U mnie dopiero po 4 zauważyłam, że rzeczywiście coś drgnęło. Przy stosowaniu kozieradki wypadanie maleje już przy pierwszych kilku użyciach, w moim przypadku po tygodniu (stosowania codziennie przed każdym myciem). Dzięki tym kuracjom mam mnóstwo baby hair.
Suplementacji od wewnątrz nigdy nie stosowałam i bronie się przed tym rękami i nogami także nie wypowiem się w tym temacie. Ale z chęcią piję siemię lniane, które na pewno w jakimś stopniu przyczyniło się do wzmożonego porostu. Aktualnie jestem posiadaczką nadal rozjaśnianych blond włosów sięgających talii.
Jeżeli nasze włosy nie są zbyt zniszczone, a zapewnimy im równowagę składników odżywczych, efekty pielęgnacji można zobaczyć bardzo szybko. Ciężej jest w przypadku włosów zniszczonych, gdzie na efekty musimy trochę poczekać, ale jestem pewna, że warto :)”.
Kasia z bloga Kasianafali

Zdjęcie nr 1 - przed pielęgnacją, 2 - po miesiącu pielęgnacji, 3 - po roku pielęgnacji, 4 - grudzień 2015, 5 - obecnie
„Przemiła Marta z bloga  mfairhaircare.blogspot.com poprosiła mnie o wypowiedzenie się w temacie: "Kiedy można zauważyć pierwsze efekty pielęgnacji włosów?". To dla mnie wielkie wyróżnienie i będzie mi ogromnie miło przeczytać swoją wypowiedź na blogu Marty. Moje włosy naturalnie są falo-loczkami, jednak lata temu bardzo długo je prostowałam, ponieważ były bardzo spuszone i nieokiełznane. Trafiłam jednak na forum wizaż i udało mi się doprowadzić włosy do zadowalającego stanu. Kiedy i po jakiej pielęgnacji włosów zaczęłam zauważać pierwsze efekty? Wypiszę kilka punktów, które bardzo mi pomogły:
1. Ścięcie włosów
Przez pierwszy miesiąc pielęgnowałam połamane, przesuszone i matowe po wieloletnim prostowaniu sianko. Efekty były, ale bardzo słabe. Postanowiłam ściąć sporą część włosów na raz, jakieś 10 cm najbardziej spalonych końców. Włosy dzięki temu były już w lepszej kondycji, chociaż reszta i tak była matowa i bardzo sucha ;)
2. Mycie odżywkami
Szampony bardzo, ale to bardzo przesuszały moje włosy i skórę głowy - zaczęłam do mycia używać odżywek, a konkretnie balsamów Mrs. Potters. Więcej o myciu odżywką możecie znaleźć na moim blogu :) Pottersy służyły mi także do zmywania olejów, myłam wtedy włosy dwukrotnie. Szampon szedł w ruch raz na 2-3 tygodnie. Włosy już po kilkunastu dniach mycia odżywką były inne w dotyku niż w czasie mycia ich szamponami.
3. Olejowanie
Praktycznie przed każdym mycie olejowałam moje włosy – pamiętam, że najczęściej sięgałam wtedy po olej krokoszowy, z kiełków pszenicy, orzechów włoskich, konopny i ze słodkich migdałów. Już po kilku takich olejowych sesjach włosy mniej się puszyły i były bardziej dociążone. Olejowałam suche włosy, najczęściej na całą noc. Dodawałam również kilka kropel oleju do porcji maski albo odżywki do spłukiwania – najczęściej oleju morelowego albo śliwkowego.
4. Nawilżające półprodukty
Moje włosy były tak suche, że na gwałt potrzebowały nawilżenia. Niestety, większość nawilżających masek i odżywek zawiera w składzie glicerynę, która zamiast moje włosy nawilżać, puszyła je i jeszcze mocniej przesuszała. Postanowiłam wtedy poszukać innych nawilżaczy. W sklepach z półproduktami kupiłam aloes, panthenol, mleczko pszczele i nawilżacz cukrowy. Dodawałam po kilka kropel do porcji maski razem z kilkoma kroplami oleju, co każde mycie. Wspaniale nawilżyło to moje włosy, choć oczywiście trzeba było czasu. Glicerynę do tej pory omijam z daleka, toleruję już jednak jej mniejsze ilości w produktach do spłukiwania.
5. Proteiny
Zniszczone włosy często potrzebują sporej ilości protein – sama używałam ich średnio co drugie mycie, w towarzystwie nawilżających półproduktów i emolientowych masek. Dzięki temu udało mi się odbudować włosy, które za kilka miesięcy stały się elastyczne i sprężyste. Najbardziej lubię keratynę hydrolizowaną i do tej pory lubię dokapywać ją do maseczek.

6. Stylizacja
Moje włosy bez stylizacji nie wyglądają dobrze – ani na początku pielęgnacji, ani teraz ;) Dobry żel bez alkoholu to mój niezbędnik. Moje fale mogą być nawilżone i dociążone, jednak kiedy po myciu uczeszę je i zostawię same sobie – nie wygląda to za ciekawie. Po każdym myciu cierpliwie ugniatam włosy, a następnie suszę je suszarką z dyfuzorem – dzięki temu od razu wyglądają lepiej. Robię tak od samego początku pielęgnacji, kiedy udało mi się nawrócić i zrezygnować z prostowania.
Stosowałam wszystkie te punkty od samego początku – bardzo systematycznie i uważam, że wszystkie były naprawdę ważne. Dzięki temu moje włosy już po miesiącu takiej pielęgnacji prezentowały się lepiej – były ładniej nawilżone, mniej się puszyły i zaczęły odzyskiwać swój dawny blask. Skręcały się coraz mocniej z miesiąca na miesiąc. Po pół roku byłam już bardzo zadowolona, a zachwycały mnie po roku. Potem urodził się mój Synek i na jakiś czas pożegnałam się z gęstymi, długimi falo-loczkami, ale to już temat na inną opowieść;) Bardzo ważne było również uświadomienie sobie, że mam fale, a nie włosy proste. Dzięki temu wiedziałam, że potrzebują one nawilżenia, olejowania i odpowiedniej stylizacji”.


Bardzo dziękuję dziewczynom za ciekawe wypowiedzi, a Was zapraszam do dyskusji w komentarzach: jak długo, w waszym przypadku, trzeba było czekać na pierwsze efekty pielęgnacji włosów? Kiedy i dlaczego ich stan się poprawiał? Co im pomogło?

52 komentarze :

  1. Ja cały czas czekam na efekty, póki co jestem na starcie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny wpis! Świetny pomysł!:)

    U mnie pomogło po prostu drastyczne ścięcie włosów, nadal nie wyglądają idealnie, ale staram się jak mogę żeby wyglądały jak najlepiej

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, super pomysł na post! :) Wszystkie historie ciekawe i motywujące, a włosy dziewczyn - choć znam je dobrze - zachwycają! :)) Czekam na kolejne takie wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie dużo się zmieniło przez ostatnie lata. Odstawiłam mocne drażniące szampony zaczęłam nakładać olej oraz zwracam większą uwagę na to jak o nie dbam. Ostatnio na blogu pisałam o keratynowym prostowaniu, dosyć ciekawe efekty mi przyniósł :) My włosomaniaczki chyba już tak mamy, że cały czas dbamy, pielęgnujemy i dążymy do tych wymarzonych włosków ! Więcej wytrwałości nam życzę :* fajny pomysł na post , pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. O, fajnie wreszcie zobaczyć Cię w rudych włosach ;) Lubię czytać tego typu posty i oglądać zdjęcia, ponieważ są świetną motywacją, a jak wiadomo kryzysy ma każdy :)Ja również muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać na efekty, bo te półtora roku pielęgnacji to wciąż za mało dla moich włosow :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo przydatny wpis :)
    Ja zaczęłam pielęgnować włosy, potem je trochę obcięłam i od razu różnica była dostrzegalna :)
    Po trzech miesiącach pielęgnacji włosy są w dużo lepszej kondycji, choć do ideału im jeszcze daleko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam jednym tchem. I zazdroszczę. Genetycznie mam słabe i rzadkie włosy wiec nie robię sobie wielkich nadziei a i w cuda nie wierze, ale i tak staram się jakoś w tym wyglądać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje są cienkie, delikatne i mają przeciętną gęstość, więc genetycznie też mam pod górkę :)

      Usuń
  8. Swietny pomysl na serie, bardzo milo sie czytalo :)
    Nie pamietam dokladnie kiedy u mnie nastapila poprawa, ale cos kolo pol roku to trwalo, a glowna zasluge w tamtym okresie przypisuje wywarowi z siemienia lnianego, ktory zreszta stosuje co mycie do dzis :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pierwsze efekty czekałam kilka miesięcy ale nadal dążę do lepszej formy kosmyków :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny pomysł z tą serią :D mam nadzieję, że nasze wywody się komuś przydadzą i pomogą wyciągnąć wnioski oraz zmotywują do działania :D

    Dzięki za możliwość wzięcia udziału :D pozdrawiam :D :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajny pomysł na serię, ciekawie jest poczytać tak różne historie. U mnie najlepiej pomogło ścięcie zniszczonych końców :) a poza tym olejowanie i trzymanie masek dłużej- czepek i ciepły ręcznik na ok. 20-30 min potrafią zdziałać cuda! Efekty widoczne od razu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy po prostowaniu kreatynowym można kręcić włosy? Np. na warkocz lub koczka? Czy wtedy włosięta są w ogóle niepodatne na tego typu zabiegi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, szczególnie po kilku tygodniach/miesiącach od zabiegu ;)

      Usuń
  13. Patrzę na Wasze osiągnięcia i dochodzę do wniosku, że Ja jeszcze nie ruszyłam z punktu startowego:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. o tak ,trzeba wytrwałości zanim znadzie się odpowiednią pielęgnacje, ja dopiero od niedawna odkąd olejuję na mokro zauważyłam , że moje włosy zaczęły zmieniać porowatość, prostują się a nie kręcą ;) i jest lepiej niż byłodotychczas

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja ciągle walczę z przsuszonymi końcami ;/

    OdpowiedzUsuń
  16. Zazdroszczę dziewczynom takich efektów.
    U mnie przegląd produktów do pielęgnacji włosów :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurde właśnie tym postem przypomniałyście mi sens eksperymentów, każda z Was ma piękne włosy i każda doszła do tego inaczej. Musze koniecznie wrócić do kremowania, maskowania a przede wszystkim zakupić kozieradke. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo fajny wpis :). Sama zaczynam szukać sposobów na swoje włosy. Fryzjer doradzil mi farbowanie włosów w salonie, oczywiście nie stać mnie na takie przyjemnosci. Chciałbym się dowiedzieć czy wiecie coś na temat profesjonalnych farb do włosów, które nie będą tak niszczyć włosów? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzn. takich jak w salonach fryzjerskich? Wiem, że można je kupić w sklepach fryzjerskich typu "Fale, loki, koki", ale żeby wcale nie niszczyły, to nie sądzę... A nie chcesz henną? No chyba że farbujesz na jasno, to odpada :)

      Usuń
  19. Wymyśliłaś bardzo fajną serię wpisów! :):* cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym projekcie i przedstawić swój punkt widzenia.
    Mam nadzieję, że dzięki nam niektóre dziewczyny dostrzegą, że na efekty trzeba czekać trochę dłużej niż tydzień, czy miesiąc, ale będą jednocześnie pewne, że te efekty po dłuższym czasie przyjdą :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetna seria!! :) Ja zaczęłam trochę ponad pół roku temu :) Tak po prostu, nie miałam jakoś bardzo zniszconych włosów, szukałam czegoś na wypadanie i tak mnie wciągnęło. :) Pierwsze efektu widziałam po akcji na blogi Ewy z zapuszczaniem :) Jak porównałam swoje włosy z przed ibpk wiedziałam że było warto :) Myślę, że było to spowodowane zaczęciem używania odżywek i masek :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dopiero mogłam przeczytać wpis (laptop odmówił mi posłuszeństwa :( ) . Świetny :) Dziękuję, że "udało mi się tu znaleźć". I jeszcze z takimi babeczkami :) Świetna seria się szykuje :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny pomysł z taką serią. Wszystkie dziewczyny osiągnęły rewelacyjne efekty pielęgnacji włosów, ale włosy Kasi podobają mi się najbardziej, cudne falowańce :)

    OdpowiedzUsuń
  23. U mnie pojawiły się dopiero po ponad dwóch latach, ale ja postawiłam sobie inny cel niż lśniąca tafla - przede wszystkim zagęszczenie i zaleczenie skóry głowy... To już osiągnięte, teraz zapuszczam taflę - może być tylko lepiej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, u mnie zagęszczenie też było i jest celem :)

      Usuń
  24. Super wpis! czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  25. tak jak herrbata uważam, że najwazniejsze jest odzywienie od wewnątrz , dieta suplementy, picie np pokrzywy i skrzypu, siemie lniane. Ahh tez bym ciala miec piekne włosy... :) generalnie super pomysl z tymi róznymi opiniami:)

    OdpowiedzUsuń
  26. U mnie pomogło dlugie i częste olejowanie mieszankami olejowymi oraz nawilżanie. Najlepiej co mycie :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Myślę od dłuższego czasu nad keratynowym prostowaniem i trzeba będzie się za nie konkretnie zabrać :) u mnie płukanka z nafty była takim przełomowym zabiegiem po którym zobaczyłam że moje włosy wcale nie wyglądają źle :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetny blog. Znalazłam tu dużo porad. Szczególnie w tym poście.
    Co powiesz na wspólną obserwację? Ja już, daj znać u mnie :) Pozdrawiam

    http://looyourself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. Wybieram się na keratynowe prostowanie w marcu. Własnie studiuję twój wpis o pielęgnacji po zabiegu :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Pierwsze efekty powinny pojawić się po kilku godzinach. Tak nas uczono. Ale nie jestem w 100% pewien.

    OdpowiedzUsuń

Popularne w tym miesiącu: