Rzadko
korzystam z kosmetyków w saszetkach – sama praktycznie wcale ich nie kupuję, a
to, co dostaję, zazwyczaj chomikuję i trzymam na wakacyjne wyjazdy. Zabieg Marion
przeleżał więc w mojej szafce kilka miesięcy zanim zauważyłam, że wkrótce upłynie
jego termin ważności. Zachęcona pozytywnymi opiniami dotyczącymi laminowania
włosów sięgnęłam więc po niego, nie zdając sobie sprawy, że najwyraźniej
używanie gotowego produktu drogeryjnego nijak ma się do popularnego w sieci
laminowania zwykłą żelatyną.
Oceny
cząstkowe: dobry, neutralny, słaby.
Opakowanie
Podwójna saszetka, każda jej część mieści 10 ml produktu. Opakowanie jest wytrzymałe, niełatwo je przedziurawić, a w jego otwarciu pomagają małe nacięcia na brzegach. Do saszetki dołączony jest też foliowy czepek, który służył mi jeszcze przez wiele dni zanim dostatecznie się rozciągnął.
Na
odwrocie saszetki znajdziemy skład produktu zapisany bardzo drobnymi literkami,
a także instrukcję użycia wraz z piktogramami. Wygodnie!
Zapach
Dla
mnie typowo drogeryjny, czyli słodkawy i odrobinę mdły, ale nie nieprzyjemny.
Wyczuwam w nim delikatną migdałową nutę.
Skład
Aqua (woda), Ceratyl Alcohol (emolient), Ceteareth-20 (substancja myjąca), Polyquaternium-70 (sól, odżywia, zmiękcza i kondycjonuje włosy), Isopropyl Myristate (ester, nawilża i wygładza), Gelatin (żelatyna), Glycerin (gliceryna), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej ze słodkich migdałów), Dipropylene Glycol (rozpuszczalnik), Certimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Guar Hydroxypropyltrumonium Chloride (antystatyk, odżywia i wygładza), Hydrolyzed Wheat Protein/ PVP Crosspolymer (odżywia), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Hydrolyzed Silk (hydrolizowane proteiny jedwabiu), PEG-20 Castor Oil (emolient), PEG-60 Hydrogenated Castrol Oil (emolient), Alcohol Denat (wysuszający włosy alkohol), Zea Mays Oil (olej z kiełków kukurydzy), Calcium Pantothenate (wit. B5), Amodimethicone (silikon zmywalny delikatnym szamponem), Trimethylsilylamodimethicone (silikon zmywalny mocnym szamponem, np. z SLS lub SLES), C11-15 Pareth-5 (emulgator), C11-15 Pareth 9 (emulgator), Parfum (zapach), Phenoxyethanol (konserwant), Ethylhexylglycerin (naturalny konserwant, humektant), Benzyl Alcohol (wysuszający włosy alkohol), Methylchloroisothiazoilinonoe (konserwant), Methylisothiarolinone (konserwant), Potassium Sorbate (naturalny konserwant), Sodium Benzoate (naturalny konserwant), Isothiazolinone (konserwant uznawany za mocno uczulający), Imidazolidinyl Urea (konserwant), Methylparaben (konserwant), Propylparaben (konserwant), Hexyl Cinnamal (składnik zapachowy), Butylphenyl Methylpropional (składnik zapachowy), Linalool (składnik zapachowy, Triethanolamine (regulator pH), Citric Acid (regulator pH).
Lista składników długa i… daleka do idealnej i naturalnej. Jedna mała saszetka i aż 11 konserwantów, a w tym 7 nie zaliczanych do naturalnych?! Jestem pod dużym negatywnym wrażeniem tych wyliczeń. Naprawdę wszystkie są konieczne? Do tego należy dopisać dwa wysuszająco działające na włosy alkohole – prawdziwa bomba ukryta w gąszczu mniej i bardziej swojsko brzmiących nazw. A lista składników jest naprawdę obszerna.
Pozytywy? Sporo dobrych dla włosów różności: dwa olejki, trochę protein, emolientów i humektantów, a także – czego należałoby się spodziewać po nazwie saszetki – żelatyna. Uwaga jednak na silikony – w produkcie są dwa, z czego jeden do zmycia potrzebuje silnych detergentów.
I jeszcze jedno: gdzie ukrył się ten „diamentowy pył”, o którym producent informuje na opakowaniu?
Działanie
Saszetka podzielona jest na dwie części, można ją więc użyć dwa razy. Niestety, w każdej z nich jest naprawdę niewiele produktu – dokładnie 10 ml – i przy gęstych lub bardzo długich włosach nawet dwie porcje mogą okazać się niewystarczające. Szczerze mówiąc trochę mnie to zaskoczyło, ponieważ zazwyczaj w saszetkach kremów lub odżywek kosmetyku starcza mi na więcej niż jedno użycie, a tutaj nawet z tym jednym był problem.
Zabieg laminowania polega na umyciu głowy, osuszeniu jej ręcznikiem i nałożeniu produktu na 10-15 minut, najlepiej pod czepek. Pisząc w skrócie: stosujemy kosmetyk jak maskę do włosów. Po zmyciu producent zaleca wysuszyć włosy przy użyciu suszarki oraz wyciągnięcie ich na szczotce lub… wyprostowanie prostownicą. Cóż, po co mi zabieg wygładzający i prostujący włosy, skoro miałabym po nim użyć prostownicy? Dla mnie jest to zupełnie bez sensu.
Postanowiłam więc głowę po zastosowaniu saszetki lekko podsuszyć, aby wzmocnić efekt wyprostowania (moje włosy i tak są dość proste i obecnie gładkie, a po podsuszeniu ich suszarką efekt ten jest jeszcze bardziej widoczny). Niestety, produkt Marion zadziałał na nie nijako – nie zauważyłam żadnej różnicy pomiędzy rezultatem po nim a na przykład dwa dni wcześniej (moje efekty mogliście już zobaczyć w tym wpisie). Szkoda, spodziewałam się większej rewelacji.
Konsystencja i wydajność
Średnio gęsta, łatwo jest wycisnąć produkt z saszetki. Wydajność niestety poniżej moich oczekiwań – na moich włosach jedna saszetka ledwo starczyła, na bardziej gęstych i dłuższych na pewno okaże się zbyt mała. Z drugiej strony to dobrze, że producent zdecydował się podzielić opakowanie na dwie części, bo każdy może sam zdecydować, ile kosmetyku potrzebuje.
Cena i dostępność
Saszetka kosztuje około 2,70 zł i jest dostępna w wielu drogeriach.
Podsumowanie
Na czerwono – nie może być inaczej. Zabieg laminowania Marion zawiódł mnie na całej linii. Nie dość, że kosmetyku jest tyle, co kot napłakał, to jeszcze lepiej nie przyglądać się składowi, gdyż blisko połowa substancji w nim zawartych budzi zastrzeżenia. W dodatku kosmetyk ma wygładzać i prostować, ale najwyraźniej tylko wtedy, gdy po jego użyciu sięgniemy po… prostownicę. To ja dziękuję, wolę kupić i wypróbować zwykłą żelatynę.
Znacie ten produkt? Sprawdził się u Was?
Inne
recenzje:
- Rossmann, elastyczne gumki do włosów For Your Beauty
- Turban termalny Hair Spa
- Gumki do włosów Invisibobble
- Aliness, suplement diety Naturalny Młody Jęczmień (proszek i tabletki)
- Kèrastase, krem regenerująco-ochronny do włosów Soleil Creme CC
- MonRin, lotion oczyszczający skórę głowy
- Farmona, Jantar, Mgiełka nawilżająco-ochronna
Miałam ten zabieg Marion, ale w wersji niebieskiej i też się u mnie nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie działał i nie spełnił oczekiwań. Nie próbowałam tego zabiegu, ale widzę, że nic mnie nie ominęło...
OdpowiedzUsuńSzkoda,że się nie sprawdził ten produkt.Firmę znam mają całkiem dobrą glinkę białą w postaci maski;)
OdpowiedzUsuńMiałam ostatnio w ręce te saszetki różową i niebieską ale też wstępnie skład wydawał mi się nie ciekawy:) Chyba nie skorzystam z tego produktu. Pozdrawiam i zapraszam
OdpowiedzUsuńMiałam w planach tą saszetkę, ale chyba odpuszczę... Lepszy efekt po domowym zabiegu;)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam tyle recenzji zachęcających do zrobienia sobie takiego zabiegu że prawie sięskusiłam, ale później jakoś zapomniałam że miałam kupić/ zrobić i teraz czytając Twoją recenzję i przyglądając się składowi - myślę że bardzo dobrze że zapomniałam i nie sięgnęłam po to laminowanie ! ;)
OdpowiedzUsuńbuźka
Po Twojej opinii zdecydowanie nie kupię tego produktu... Wolę już chyba zwykłą żelatynę ;) chociaż nigdy jej nie stosowałam, jakoś się boję... :(
OdpowiedzUsuńFuuj co za skład, nie kupię tego produktu :D
OdpowiedzUsuńU mnie ten zabieg powodował puszenie włosów ;)
OdpowiedzUsuńabsolutnie tego nie użyję, wolę już laminowanie żelatyną;)
OdpowiedzUsuńU mnie też te saszetkowe zabiegi marnie wypadały.
OdpowiedzUsuńMam pełnowymiarowy produkt i go lubię :)
OdpowiedzUsuńJa miałam go w normalnym opakowaniu. Byłam z niego zadowolona, bo dobrze wygładzał włosy :)
OdpowiedzUsuńRowniez za niego podziekowalam ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nie bylo WOW, ale byłam zadowolona :)
OdpowiedzUsuńJa tam nie wierzę takim sztucznym saszetka, dzięki którym nasze włosy będą o niebo lepsze... bujda... ogólnie to ja jakoś tak za bardzo "nie dbam" o włosy. Tylko używam szamponu i o dziwo skusiłam się ostatnio na maskę, która cudownie pachnie i chyba odrobinę moje włosy się lepiej czują. A tak to nic nie stosuję, a mam zdrowe, grube, średniej długości włosy. Nigdy nie podejmę się takim "zabiegom".
OdpowiedzUsuńJa jeszcze go nie próbowałam, wolę zostać przy żelatynie. :)
OdpowiedzUsuńZawsze robiłam "domowe" laminowanie i widzę, że przy tym powinnam pozostać :D
OdpowiedzUsuńUu szkoda że sie nie sprawdzil ;)
OdpowiedzUsuńKlikniesz w linki w nowym poście będę wdzięczna ;)
Jak laminować włosy to tylko żelatyną :D Po co szukać gotowców :)
OdpowiedzUsuńTej wersji nie miałam i nie kupię ale za to niebieską kocham miłością apsolutną. Od dwóch lat włosomaniactwa sprawdza się i to chyba nawet lepiej niż na początku. Składu nie ma idealnego ( konserwanty) ale o niebo lepszy od tej różowej wersji ( alkohol, żelatyna tak daleko!!).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Basia
Muszę zatem ją wypróbować! :)
Usuń