Aż trudno uwierzyć, że minął kolejny miesiąc – mam wrażenie,
że dopiero co bawiłam się na sylwestrze… Styczeń upłynął mi pod znakiem
„systematyczność” – wcierałam, co miałam wcierać (domowy macerat), piłam, co
zaplanowałam pić (drożdże i skrzyp z pokrzywą) i regularnie oddawałam się
olejowaniu. Wszystko zgodnie z planem.
Pod koniec stycznia mija pół roku od wykonania przeze mnie keratynowego prostowania włosów.
Oznacza to, że od tego czasu ich stan zależy tylko od mojej pielęgnacji, a nie
od samego zabiegu (producent preparatu używanego w trakcie keratynowego
prostowania zaznacza, że efekty utrzymują się od 3 do maksymalnie 6 miesięcy).
Włosy wyglądają dobrze, są zdrowe, nie rozdwajają się, a
wypada ich dziennie prawdopodobnie znacznie mniej niż przepisowe 100 sztuk.
Jedynym problemem zdają się puszące się od czasu do czasu końcówki, które są w
najgorszym stanie i to w tym fragmencie włosów najbardziej zauważam wypłukującą
się keratynę. Plusy? Zauważam masowe wyrastanie nowych włosów!
Miesięczny przyrost
włosów: około 2,5 cm!
Co robiłam w
styczniu?
- Drugi miesiąc z rzędu piję drożdże oraz skrzyp z pokrzywą w formie herbat. Obie kuracje planuję zakończyć za miesiąc i wtedy napiszę coś więcej na ich temat. Po miesiącu przerwy chciałabym też wrócić do picia skrzypopokrzywy, ale tym razem w formie naturalnych ziół.
- Wciąż regularnie jem zmielone na świeżo siemię lniane. Zazwyczaj dorzucam je do mleka i miksuję z bananem. Wychodzi z tego pyszne i zdrowe śniadanie :)
- Staram się jeść zdrowo, unikać gotowego jedzenia i jak najwięcej samodzielnie gotować – w tym miesiącu udało mi się przyrządzić kilka zdrowych dań, które na pewno na stałe zagoszczą w moim repertuarze :)
- Stosowałam olejowanie przed każdym myciem głowy, czyli około 3 razy tygodniowo. W styczniu używałam następujących olejów: lnianego, arganowego, ze słodkich migdałów, oliwy i Drogocennego olejku arganowego Bielendy.
- Przed każdym myciem wmasowywałam w skórę głowy odrobinę domowego maceratu imbirowego, który wzmacnia cebulki i zapobiega wypadaniu włosów. Nie mam oczywiście pewności, na ile taka wcierka mogła pomóc, a na ile jest to efekt działania innych czynników, ale włosy faktycznie wypadają jedynie w minimalnej, dopuszczalnej ilości. Minusem maceratu jest – o dziwo – jego nieładny zapach. Aby go zmienić, dodawałam do wcierki po kilka kropli wybranych pachnących olejków eterycznych.
- Zafarbowałam odrosty odcieniem piaskowy blond firmy Marion (recenzja i zdjęcia).
Czego używałam w
styczniu?
Poza korzystaniem z kosmetyków drogeryjnych (maski: Crema al
Latte, Biovax Blond, balsamu Agafii na kwiatowym propolisie, odżywki Biovax BB
Blond, szamponów Babydream i Agafii) używałam także półproduktów (a konkretnie
mleczka pszczelego, kolagenu i elastyny, keratyny) oraz domowych maseczek: z ziemniaka, a także starą dobrą maskę z dyni. Do moich łask wróciły też olejki
eteryczne, które dodawałam do maceratu imbirowego.
Poza tym od ponad miesiąca testuję turban termalny HairSpa.
Nowości produktowe
W styczniu nic nie kupiłam, ale sporo dostałam:
- dwa szampony Barwa Ziołowa: pokrzywowy i z czarnej rzepy (nowe opakowania!),
- szampon i odżywka Cece Med Jedwab do włosów suchych i zniszczonych,
- szampon i odżywka z kozim mlekiem (!) Biały Jeleń,
- zabieg laminowania Marion,
- serum nawilżające i nabłyszczające oraz sól morską w sprayu Toni&Guy (znacie tę firmę?),
- zestaw do keratynowego prostowania włosów Nano Technology Brazilian Keratin.
- Stosować przygotowany niedawno domowy macerat chili w formie wcierki na skórę głowy (tutaj przepis). Chili w takiej formie zwiększa porost włosów, wzmacnia je i zapobiega wypadaniu.
- Pić drożdże i skrzyp z pokrzywą – luty jest trzecim miesiącem obu kuracji, po których planuję zrobić co najmniej miesiąc przerwy.
- Postawić na częstsze olejowanie włosów na odżywkę.
- Używać domowego octu jabłkowego jako płukankę na włosy (tu przepis) – w styczniu zupełnie o nim zapomniałam.
A jakie są Wasze włosowe plany na kolejny miesiąc?