Przez kilka lat moje włosy strasznie się puszyły – bardzo mnie to denerwowało, ale miałam nadzieję, że jest to tylko skutek uboczny leku, który kiedyś stosowałam, i że z czasem ten objaw, jak wiele innych, minie. Niestety, tak się nie stało, a ja zaczęłam szukać sposobów, aby je nawilżyć i ujarzmić. Zaczęłam od keratynowego prostowania, wymieniłam plastikową szczotkę na TT i szczotkę z naturalnego włosia, ograniczyłam suszenie włosów, przestałam używać prostownicy, a przede wszystkim – zainteresowałam się składami kosmetyków i zaczęłam sprawdzać, które z nich są dla mnie odpowiednie. Proces naprawczy trwa w zasadzie do dziś, ale dla mnie najważniejsze jest to, że faktycznie widzę jego efekty.
Dziś przedstawiam Wam historię mojej czytelniczki Roksany, której włosy naprawdę niejedno przeszły. Jej opowieść nieco przypomina moją: ciągłe farbowanie, włosy puszące się, zniszczone, a w pewnym momencie – ciągnące się jak guma. Mimo różnych przeciwności ich stan jest jednak obecnie znacznie lepszy, a Roksana, jak sama przyznaje, stara się trzymać „zdrowych” nawyków i… jak sami zobaczycie na zdjęciach, rezultaty widać gołym okiem!
Historia Roksany
Cześć!
Chciałabym się podzielić z Wami moją włosową przygodą i prosić o wsparcie – bowiem zdarza mi się tracić motywację!
W dzieciństwie włosy miałam gęste, grube, nieco napuszone. W kluczowym
momencie (druga klasa podstawówki) sięgały pośladków. Później obcięłam je do
brody i to był mój pierwszy błąd. Włosy zaczęły się puszyć, wyglądałam jak
miotła!
W piątej klasie podstawówki, idąc za trendem, pofarbowałam mój ciemny blond
na głęboką czerń (szamponetka)… włosy napuszone, sięgające ramion, związywane w
kucyk.
W szóstej klasie zaczęłam nagminnie używać prostownicy, o zgrozo z pierwszego lepszego sklepu na rynku. Włosy były w strasznym stanie, ale niewiele wtedy do mnie docierało. Fryzjerka mówiła, że są popalone.
W pierwszej gimnazjum zafarbowane na czarno... nie wiem, co ja sobie wtedy
myślałam. Pierwszy lepszy szampon, odżywka z Dove i wyrywanie włosów kiepską
prostownicą na porządku dziennym. Kolor w końcu zszedł do ciemnego brązu,
przeplatanego z czernią. Oto zdjęcie z dnia, kiedy prostowane nie były:
W drugiej gimnazjum przestałam używać prostownicy, włosy (ni kręcone, ni
proste) traktowałam pierwszym lepszym szamponem, bez odżywki. Chodziłam spać w
mokrych (!!), nie suszyłam. Za to farbowałam i jeszcze raz farbowałam!
Dodawałam, że skóra głowy jest przesuszona ze względu na AZS? No cóż, ich
stan był opłakany, ale rosły:
W maju w trzeciej gimnazjum postanowiłam zejść na jasny brąz. Efekt miał
się mniej więcej tak (włosy nadal nie są prostowane): związywane w warkocza,
mokre (!) na noc. Nadal zniszczone:
Przyszła pierwsza liceum a z nią najgorszy błąd mojego życia! Pofarbowanie
włosów na bordowy/później rudy. Włosy w strasznym stanie, bez odżywek, olejków,
prawie nie dało się rozczesać! Na drugim zdjęciu rozjaśnione pasemkami.
Kolejne
ściąganie koloru już w dobrym salonie, miesiąc trzymania odżywki na włosach
codziennie przynajmniej pół godziny. Włosy nie rozczesywały się łatwo,
wypadały, a katowane prostownicą kruszyły się.
W
lutym drugiej liceum postanowiłam je pofarbować na ciemny blond i ściąć.
Prezentowały się tak:
Nie
było najgorzej, w końcu zaczęły się jako tako układać, nie wywijały się.
Niestety (co też głupiego strzeliło mi do głowy!) parę miesięcy później
postanowiłam je pofarbować. Jako że u mojego fryzjera wysokie ceny i długie
kolejki, a ja niecierpliwa, postanowiłam więc skorzystać z usług innej fryzjerki.
Prosiłam o wyrównanie do odrostu. Niestety, nie zrozumiałyśmy się. Fryzjerka
wyrównała je do żółtego, rozjaśnianego blondu. Wyglądałam tak strasznie, że od
razu ze łzami w oczach pobiegłam po farbę od L’Oreal. Włosy prezentowały się
strasznie. Gumowe, ciągnące się, zostające garściami w rękach. Ciężko było mi
zrobić chociaż kucyka. Niewiele mam zdjęć z tamtego okresu:
W
maju postanowiłam pofarbować je ten „ostatni raz”. W tym czasie zdarzyło mi się
już parę razy nałożyć olej kokosowy, ale moje włosy, choć nie mam pojęcia, czy
są wysokoporowate, puszyły się po nim niemiłosiernie.
Ciemny blond zszedł
jednak dość szybko, włosy zostały żółte. Nie kręciły się, nie były proste.
Jeden wielki suchy puszek. Prostowane codziennie, ale postawiłam sobie twardy
cel: więcej ich nie pofarbuję. Uwierzcie, wiele razy chciałam się złamać.
Postanowiłam też, że nie zetnę ich, póki nie odrosną mi moje własne. Och, jak
kusiło mnie, by sięgnąć po farbę, nie mogłam na siebie patrzeć!
W
klasie maturalnej zainteresowałam się olejowaniem i składem kosmetyków, których
używam. Próbowałam wykonać na swoich włosach zabieg keratynowego prostowania,
niestety po kilku myciach włosy wróciły do pierwotnego stanu – były puszące
się, już nie takie grube jak kiedyś. Ani proste, ani kręcone.
Kupiłam
TT, przynajmniej dwa razy w tygodniu nakładam maskę Vatika (z czarnuszki),
używam olejów Babuszki Agafii (na szybszy porost włosów) oraz olejku SESA,
olejek w płynnej odżywce Schwarzkopf i OSIS+ (również Schwarzkopf) zawsze przed
prostowaniem. Zakupiłam prostownicę firmy GAMA, jedną, teraz drugą – CP3
Digital Nano Tourmaline Laser Ion. Włosy suszę, nie kładę się spać w mokrych.
Niestety po wysuszeniu puch lata na wszystkie strony. Staram się nie prostować
codziennie, zaplatam warkocze dobierane lub czeszę kucyka. Ostatnio (grzech)
wróciłam do nagminnego prostowania, by chodzić w rozpuszczonych. Trwa to mniej
więcej tydzień, muszę powrócić do zdrowszych nawyków.
Na chwilę obecną odrost
jest już bardzo widoczny, a włosy stały się miękkie i nie wypadają garściami.
Nie potrzebuję też odżywki (której i tak używam), by je rozczesać po myciu.
Minusem jest straszny puch. Zdjęcie nim końcówki zostały podcięte:
Pozdrawiam
i mam nadzieję, że podzielisz się moją włosową historią – ona nadal trwa! Mam
nadzieję, że wytrwam w postanowieniu i zapuszczę włosy którymi obdarzyła mnie
natura.
Roksana.
Roksanie
bardzo dziękuję za podzielenie się swoją (burzliwą!) historią, a Was zachęcam
do dyskusji: jakie są Wasze ulubione sposoby na puszące się włosy? Jaką
pielęgnację polecilibyście szczególnie w tym przypadku?
Zapraszam też do przesyłania swoich historii (szczegóły tutaj)!
Polecam inne wpisy z tej serii:
Roksany włosy dużo przeszły, ale teraz już wie jak z nimi postępować i jak je pielęgnować. Kiedy odrosną na pewno będą piękne! A wtedy poprosimy o drugą część tej historii - już z happy endem :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem włosy Roksany są mega fajne w formie naturalnej i mają super potencjał do falowania. Wydobywałabym te fale :) Na puszenie z kolei pomogło mi rozczesywanie mokrych włosów plastikowymi szczotkami oraz olejowanie. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPopieram. Te fale sa rewelacyjne.
UsuńNo dokładnie, mi też się podobają ;)
UsuńBardzo ładne włosy, fale są super. :D
OdpowiedzUsuńMi również bardzo się podobają a wiem, że prostownica potrafi wyrządzic wielkie szkody na włosach. Jeśli chodzi o pielęgnacje to na pewno nie obejdzie się bez olejowania. To moim zdaniem najlepszy zabieg na jasne włosy, jeśli wiemy jakich oleji używać. I jeśli to połączymy z maskami nawilżającymi to naprawdę odniesiemy sukces:)
OdpowiedzUsuńMi również bardzo się podobają a wiem, że prostownica potrafi wyrządzic wielkie szkody na włosach. Jeśli chodzi o pielęgnacje to na pewno nie obejdzie się bez olejowania. To moim zdaniem najlepszy zabieg na jasne włosy, jeśli wiemy jakich oleji używać. I jeśli to połączymy z maskami nawilżającymi to naprawdę odniesiemy sukces:)
OdpowiedzUsuńNa puszace sie wlosy swietnie u mnie sprawdzila sie maska drozdzowa Agafii oraz Kerastase Resistance. Olejowanie tez jest bardzo wazne, tylko z nim nie przesadzaj, ja robilam to przez jakis czas co mycie (2 razy w tygodniu) i niestety ale wlosy mi szybko klaply i sie tluscily. Teraz robie to rzadziej i niestety ale olejek kokosowy na rozjasnione wlosy nie dziala dobrze. Arganowy czy lniany jest zdecydowanie lepszy:)
OdpowiedzUsuń