Strony

środa, 30 grudnia 2015

Ciekawe włosowe linki: grudzień


Na początku miesiąca dowiedziałam się, że na portalu o2.pl pojawił się krótki artykuł na temat mojego bloga. Znalazła się w nim wzmianka, o czym piszę i co można znaleźć na mojej stronie. Miło!

W linkowym podsumowaniu grudnia trudno przemilczeć też absurdalną kłótnię pomiędzy dwiema znanymi blogerkami modowymi: Jessicą Mercedes i Maffasion. Dziewczyny pokłóciły się ponoć o to, że jedna drugiej… podkradła pomysł na nową fryzurę. Aż trudno w to uwierzyć, dlatego cały czas mam nadzieję, że to jednak media nakręciły całą sytuację. W centrum uwagi była też krótko Księżna Kate, u której nawet podcięcie włosów wywołuje lawinę artykułów.

Good hair day

Kiedy włosy wyglądają najlepiej i najładniej się układają? Oczywiście wtedy, gdy nie zależy nam na ich dobrym wyglądzie: kiedy siedzimy w domu i nie mamy absolutnie żadnych planów na wieczór. Co więc robić w „good hair day”? Czy piękna fryzura musi się zmarnować"? Polecam Wam zabawny filmik (i kanał) Natalie z „communitychanel”:


Fryzury lat 60.

Przenosimy się ponad 50 lat wstecz: na tym krótkim filmiku pokazano fryzjerskie trendy z tamtych czasów. Tapirowanie, wywijanie, krótkie włosy... oto prawdziwe oblicze lat 60.:



15 dziwnych produktów dla zdrowych włosów

Mycie włosów jajkiem, płukanie w piwie, używanie odżywki przed myciem głowy czy smarowanie pasm majonezem… W artykule nazywają je dziwnymi, ale sądzę, że mało którego mojego czytelnika zaskoczy któryś z opisywanych w nim sposobów. O dziwo wśród wymienionych metod jest też link do opisywanej na moim blogu maski bananowej :)






Czym grozi noszenie gumki do włosów na nadgarstku?

Audree Kopp, Amerykanka z Louisville, często nosiła gumkę do włosów na przegubie dłoni. Ku jej zdziwieniu skończyło się to zakażeniem skóry i gronkowcem. Konieczna była operacja. Po więcej szczegółów odsyłam Was do materiału na ten temat. Ku przestrodze.




Krótkowłose księżniczki

Jak wyglądają księżniczki w bajkach Disneya? Odpowiedź brzmi: różnie, wszystkie jednak są szczupłe, piękne i mają długie włosy. No właśnie. A jakby wyglądały, gdybyśmy im je obcięli? Niektóre po takiej metamorfozie są nie do poznania!





5 fryzur na sylwestra

Na koniec coś specjalnie na jutro, czyli, cytując początek artykułu, „ten post nie zawiera brokatu. Jeśli przyszłaś tu po sztywne od lakieru loki i koki ciężkie od ozdób, zawróć”. Zamiast tego w tekście znajdziemy tutoriale na sylwestrową fryzurę na różne okazje: na imprezę, do klubu, do siedzenia w domu i pod czapkę, jeśli planujemy bawić się w plenerze. Do wyboru, do koloru!





Inne linki:

niedziela, 27 grudnia 2015

Niedziela dla włosów (8): zabieg laminowania Marion


Ostatni wpis z serii „Niedziela dla włosów” pojawił się na moim blogu ponad pół roku temu – z jednej strony powodem jest brak czasu (głowę myję zazwyczaj w pośpiechu wieczorem i nie zawsze mam czas na kombinacje związane z kosmetykami, robieniem zdjęć czy opisywaniem wszystkiego), a drugiej zaś moja pielęgnacja włosów jest obecnie dość minimalistyczna i zazwyczaj wykorzystuję to, co akurat mam pod ręką.

Dziś jednak, tuż po świętach, miałam wreszcie trochę więcej czasu i zanim przyszli goście mogłam sięgnąć po coś, co zalegało w mojej szafce od wielu miesięcy – saszetkę „Zabieg laminowania Marion”. Zalegało, bo – chociaż byłam ciekawa jej działania – nieco przerażał mnie jej bardzo długi i nie całkowicie dobry skład. O tym jednak napiszę niedługo w recenzji. Saszetka leżała więc i leżała, a data przydatności do użycia była coraz bliżej, postanowiłam więc wreszcie ją przetestować.

Całą historię (sic!) muszę jednak zacząć od tego, że w Wigilię dostałam lokówkę Philips ProCare Auto Curler i już następnego dnia na pierwszy dzień świąt miałam okazję jej użyć. Kiedy więc dziś zaczęłam – nazwijmy to – rytuał pielęgnacyjny, musiałam najpierw rozczesać splątane loki. Do tego zadania została powołana szczotka z włosia dzika – i słusznie, bo całkiem nieźle sobie poradziła, chociaż rozczesane w ten sposób skręty zamieniły się w nastroszoną szopę. 

Następnie na skórę głowy nałożyłam odrobinę lotionu oczyszczającego MonRin, który wręcz pachnie świeżością, i pozostawiłam go na pięć minut. Głowę umyłam szamponem Natural marki Colway International – podtrzymuję swoją dobrą opinię o tym produkcie, jest naprawdę wydajny, ma idealną konsystencję, dobrze się pieni, nie podrażnia, a moje włosy są po nim długo świeże.


Na koniec odcisnęłam włosy w bawełnianą podkoszulkę (od dawna nie używam już do tego ręcznika) i nałożyłam jedną z dwóch saszetek „Zabieg laminowania Marion”, pozostawiając produkt na włosach przez 10 minut pod dołączonym do niego czepkiem. Postanowiłam nie wydłużać tego czasu i zrobić tak, jak producent radzi na opakowaniu, aby zobaczyć rzeczywisty efekt zabiegu na moich włosach. Po zmyciu kosmetyku pasma delikatnie nim pachniały.

Włosy wysychały naturalnie przez jakiś czas, a pod koniec, bo już zaczęło się robić późno i musiałam się spieszyć, dosuszyłam je lekko suszarką. Początkowo włosy były bardziej niż zwykle splątane i sztywne, ale zmieniały się na plus w miarę wysychania.


Na końcówki nałożyłam jeszcze jedną pompkę Olejku arganowego Bielendy i mogłam ocenić efekt… Jak dla mnie był on taki, jak zwykle! Włosy były wygładzone, lekko pachnące i sypkie. Jestem zadowolona z rezultatu, ale po saszetce Marion spodziewałam się chyba czegoś naprawdę ekstra.


PS. To już dwusetny wpis na moim blogu! :)

Inne NdW:

wtorek, 22 grudnia 2015

Recenzja: Delia, Cameleo BB, maska keratynowa (włosy farbowane i rozjaśniane)


Gdy wpiszemy do wyszukiwarki nazwę maski, którą dziś chciałabym Wam zaprezentować, wyskoczą nam przede wszystkim odnośniki do innego jej typu – maski do włosów zniszczonych Delia z serii Cameleo BB, która również została opatrzona określeniem „keratynowa”. Co ciekawe, oba produkty są do siebie bliźniaczo podobne zarówno pod względem opakowania, jak i składu. Czy zatem maska do włosów farbowanych i rozjaśnianych jest warta kupna? Odpowiedź na to pytanie nie jest niestety jednoznaczna.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Zakręcany, plastikowy słoik mieszczący 200 ml maski. Rozwiązanie typowe dla tego typu produktów, ale za każdym razem, gdy nabierałam kosmetyk na rękę, wyobrażałam sobie wesoło brykające w środku bakterie… Nic na to nie poradzę, ale gdy pisałam tekst o konserwantach, sporo się dowiedziałam na temat bezpieczeństwa kosmetyków umieszczanych w takich i podobnych słoikach.

Mimo wszystko opakowanie jest wygodne, a etykieta wyraźna i trudna do zdarcia.

Zapach

Nieco chemiczny i bardzo słodki, a wręcz nieco mdły. Zdecydowanie intensywny, ale mi nie przeszkadzał. 

Skład

Aqua (woda), Cetyl Alcohol (emolient), Bis-Cetearyl Amodimethicone (łagodny silikon), Ceteareth-7 (emulgator), Ceteareth-25 (emulgator), Behenamidopropyl Dimethylamine (antystatyk), Cetearyl Alcohol (emolient), Dipalmitoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate (humektant, antystatyk, zmiękczacz), Ceteareth-20 (substancja myjąca), Lactic Acid (kwas mlekowy), Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin (keratyna), Methylparaben (konserwant), Propylparaben (konserwant), DMDM Hydantoin (konserwant, pochodny formaldehydu), Phenoxyethanol (konserwant), Sclerocarya Birrea Seed Oil (olej marula), Parfum (zapach), Cetrimonium Chloride (konserwant), Disodium EDTA (składnik chelatujący), Dimethylpabamidopropyl Laurdimonium Tosylate (antystatyk), Linalool (składnik zapachowy). 

Szczerze? Trochę się zawiodłam. Na 18 składników (nie licząc wody i zapachu) maska zawiera aż 5 konserwantów (w tym jeden będący pochodnym formaldehydu!) oraz Disodium EDTA, który to składnik budzi poważne wątpliwości w zakresie bezpieczeństwa – wielu naukowców uznaje go za kancerogenny.

Z naprawdę dobrych elementów znajdziemy w niej dwa emolienty, dwa antystatyki (pozwalają ujarzmić elektryzujące się włosy) jeden – ale w śladowej wręcz ilości – olej, a także tytułową keratynę. Do tego silikon dość wysoko w składzie.

Maska może być używana po keratynowym prostowaniu włosów. 



Działanie

Ze względu na zawartość keratyny stosowałam ją raz w tygodniu po umyciu głowy na 5-10 minut. Odżywiała włosy, nadawała im poślizg ułatwiający rozczesanie i myślę, że pomagała je lekko wygładzić. Zgodnie z tym, co wyczytałam w jej składzie INCI, działała antystatycznie, zapobiegając elektryzowaniu się włosów. Nie uważam jej za wybitną, ale użyta raz na jakiś czas spełniała moje wymagania.

Konsystencja i wydajność

Trudno mi wydać werdykt, ponieważ moja maska nie ma jednolitej konsystencji – znajdują się w niej drobne grudki, jest gęsta i jakby włóknista. Początkowo myślałam, że może się przeterminowała, jednak jej data ważności jest jeszcze długa, a przechowywałam ją szczelnie zamkniętą w szafce. Czyżby to była jej standardowa konsystencja?

Przez tak dziwną formę maska wydała mi się mniej wydajna – przy nabieraniu odrobinę się ciągnęła i nie dawała się idealnie rozsmarować na włosach. 


Cena i dostępność

Niestety nie wiem, gdzie można ją kupić – ja swoją dostałam dość dawno temu. Przypuszczam, że znajdziemy ją w drogeriach, na pewno jest też w sklepach internetowych. Maska nie jest droga – kosztuje około 10-15 zł.

Podsumowanie

Pisząc krótko: maska keratynowa Delia Cameleo BB do włosów farbowanych i rozjaśnianych to produkt niedrogi, o niezłym działaniu, ale dość przeciętnym składzie. Jeśli miałabym w przyszłości kupić kosmetyk do włosów z keratyną, poszukałabym takiego, który zawiera więcej pozytywnie działających substancji, a mniej konserwantów i niebezpiecznych lub wątpliwych pod kątem bezpieczeństwa związków. 


Inne recenzje masek:

niedziela, 20 grudnia 2015

10 dziwacznych gadżetów do włosów!


Kosztują od kilku do kilkuset dolarów, a niektóre z nich można kupić także w Polsce. Bywają dziwaczne i śmieszne, ale najwidoczniej się sprzedają, skoro wciąż można je nabyć przez internet. Niektóre z nich wydają się pomocne i ciekawe, inne zasługują raczej na powątpiewający uśmiech politowania. Zobaczcie gadżety do włosów, które naprawdę mogą zadziwić!

Czepek do zwilżania włosów


Wyobraźmy sobie, że wstajemy rano, patrzymy w lusterko i widzimy, że połowa włosów sterczy nie w tę stronę co byśmy chcieli. Jednym słowem katastrofa, bo czasu niewiele, zaraz trzeba wyjść z domu i nie ma czasu na moczenie głowy i układanie fryzury od nowa. I tutaj producenci czepków do zwilżania włosów zacierają ręce: dzięki ich gadżetowi (podobno!) zaoszczędzimy czas i energię. Wystarczy wlać do czepka trochę wody i nałożyć go na włosy, a zwilży je w ciągu kilku sekund. Czepek kupimy za niecałe 11$ za pośrednictwem morninghead.com.

Sądzicie, że to głupie? I macie rację.

Szczotka wibrująca Foltene

Źródło: lady-colours-life.blogspot.com

Wibruje, masuje, poprawia mikrokrążenie i pomaga przenikać składnikom z wcierek w głąb skóry głowy – to główne zalety szczotki marki Foltene (przynajmniej w założeniu producenta!). Gadżet działa na baterie, a z tyłu ma specjalne wypustki, które mogą być używane do masażu nie tylko głowy, ale też karku lub ramion. Taka wielofunkcyjna szczotka kosztuje około 30 zł i możemy kupić ją przez internet, na przykład na Allegro.

Różdżka parowa


Wygląda jak lokówka, ale nią nie jest – przyrząd ten, określany mianem „różdżki”, wytwarza parę wodną i jest przeznaczony do odświeżania fryzury pomiędzy jednym a drugim myciem głowy. Gadżet nagrzewa się w 30 sekund, pomaga zwalczyć elektryzowanie się włosów, a dodatkowo je nawilża. Co ciekawe, ma aż 20 ustawień temperatury, chociaż nawet to nie sprawia, żeby wydała mi się warta kupna... Jeśli jednak jesteście odmiennego zdania, to informuję, że można ją dostać na hammacher.com za niecałe 30$.

Hands Free Hair Rejuvenator


Ten dziwaczny hełm działa na zasadzie foto-biostymulacji, która jest z powodzeniem używana w medycynie w celu poprawienia stanu włosów. Zawarty w nim laser wzmacnia komórki włosów i zwiększa ich regenerację. W hełmie działają też diody LED, a także wbudowane w środek słuchawki, które umożliwiają słuchanie muzyki podczas tej niezwykłej kuracji.

Program regeneracyjny urządzenia trwa od 20 do 25 minut i podobno przynosi efekty po około dwóch miesiącach. Jego cena jednak na pewno odstraszy wielu kupujących – hełm kosztuje blisko 700$.

Japońskie masażery głowy


Takie masażery mają w założeniu pomóc się zrelaksować, a ponadto zwiększają ukrwienie cebulek włosów i poprawiają krążenie. Wygląda to dziwnie, ale założę się, że w użyciu jest bardzo przyjemne! Produkty znajdziemy głównie przez internet, na przykład na Japantrends. Koszt takiego gadżetu – wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom – nie jest jednak niski: za jeden masażer zapłacimy około 45$.

Szczotka udająca mikroprocesor


Stworzył ją chyba jakiś fan technologii – ta szczotka zdecydowanie bardziej przypomina element komputera niż klasyczne „czesadło”. Nie wiem, jak jest z jej poręcznością, ale musicie przyznać, że wygląda nietypowo! Szczotkę można zamówić na thinkgeek.com, kosztuje niecałe 12$.

Kask na porost włosów


Wygląda kosmicznie, ale podobno świetnie działa na włosy dzięki 21 wbudowanym diodom laserowym i 30 światłom LED. Producent zachwala, że kask wzmacnia pasma, sprawia, że robią się bardziej gęste, a dodatkowo pozwala zwalczyć problem zbyt suchych i łamliwych włosów. Czyżby był aż tak wielofunkcyjny? Za tę niepewną przyjemność przyjdzie nam zapłacić aż 695$.

Siatka pomagająca ujarzmić włosy


Wygląda dziwnie, ale zgodnie z obietnicą producenta pomaga zwalczyć puszące się i odstające włosy, dzięki czemu fryzura staje się bardziej wygładzona. Kosztuje 25 zł i można ją zamówić na stronie hair2go.pl. Siatka jest polecana dla osób o włosach kręconych i łamliwych. Jacyś chętni?

Urządzenie do robienia nietypowego przedziałka


Part Pizzaz to gadżet rodem z lat 90. ubiegłego wieku, wciąż jednak można nabyć go przez internet za niecałe 5$. O tym, jak działa i do czego dokładnie służy, nie będę Wam pisać – wystarczy, że obejrzycie kilkanaście sekund powyższego filmu…

Szczotka na USB


Dzięki wbudowanemu zbiorniczkowi na wodę szczotka wytwarza parę, która sprawia, że czesane nią włosy stają się bardziej nawilżone, gładsze i lepiej się układają. Szczotkę podpinamy pod USB. Naładowana działa do pół godziny. I chociaż brzmi to ciekawie, to nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale na video wygląda to… mało przekonywująco.

A co Wy dopisalibyście do tej listy? :)


Inne wpisy:

wtorek, 15 grudnia 2015

Kolagen i elastyna w pielęgnacji włosów


Kolagen i elastyna są podstawowymi białkami tkanki łącznej skóry. Razem stanowią wielkocząsteczkową proteinę, która nadaje się zarówno do pielęgnacji skóry, jak i włosów. Wielocząsteczkową na tyle, że nie wnika w głąb, lecz osadza się na powierzchni, tworząc swoisty film ochronny. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu wygładza i pomaga zabezpieczyć przed odparowaniem wody ze skóry czy włosów, z drugiej zaś nie ma prawa zadziałać w ich środku, dlatego wszelkie obietnice producentów reklamujące kremy, które niby naprawiają skórę od wewnątrz, możemy wsadzić między bajki.

Jakie właściwości wykazuje kolagen i elastyna?

Kolagen utrzymuje odpowiednią wilgotność skóry i chroni ją przed starzeniem, elastyna zaś nadaje jej sprężystość i elastyczność. W przypadku włosów proteiny te zapewniają lepsze rozczesywanie, nadają pasmom lepszą sprężystość, sprawiają, że stają się one bardziej nawilżone i elastyczne. Można je więc polecić posiadaczom włosów, którym brakuje giętkości (kruszą się i łamią), są suche i/lub trudno je rozczesać.  

Jak wykorzystać kolagen i elastynę?

Kolagen i elastynę zaliczamy do protein, należy więc uważać, aby nie przesadzić z ilością tego półproduktu, ponieważ możemy wtedy doprowadzić do przeproteinowania włosów (co to znaczy i jak temu zapobiec pisałam już tutaj).

Jak używać zatem kolagenu i elastyny? Dodajemy je w stężeniu od 1 do 5% na przykład do maski lub odżywki (wystarczy więc kilka kropel). Możemy też przygotować z jej udziałem ciekawe mgiełki nawilżające, a nawet płukanki (nawet w prostym połączeniu z wodą – wystarczy dodać do niej kilka kropel kolagenu i elastyny). Pamiętajmy, że kolagen i elastyna nie rozpuszczają się w tłuszczach, lecz w wodzie i alkoholach.

Gdzie kupić kolagen i elastynę i jaka jest cena tego półproduktu?

Kolagen i elastynę należy przechowywać w temperaturze pokojowej, w suchym i ciemnym miejscu. Warto kupić ją w ciemnej buteleczce, aby nie była narażona na promienie słoneczne. Moja jest dodatkowo wyposażona w pipetę, która ułatwia precyzyjne odmierzanie.

Przede wszystkim szukajmy w sklepach z półproduktami – listę tych najbardziej popularnych znajdziemy tutaj. W zależności od sklepu kosztuje około 8 zł za 10-15 g. Kolagen i elastyna zamówione przeze mnie miały około roku przydatności do użycia, były bezbarwne i bezwonne. Przy składaniu zamówienia warto zwrócić uwagę, czy wybrany przez nas półprodukt to faktycznie czysty kolagen z elastyną – jego skład INCI powinien zawierać tylko Soluble Collagen i Hydrolyzed Elastin.


Używaliście kiedyś kolagenu i elastyny? Jak się u Was sprawdzały?


Inne wpisy o półproduktach:

niedziela, 13 grudnia 2015

Najlepsze metody na przyspieszenie porostu włosów – moje roczne obserwacje i ranking


Przez ostatni rok testowałam różne metody porostu włosów, które uznawane są za najlepsze: piłam drożdże oraz skrzyp z pokrzywą, wypróbowałam popularne wcierki, kozieradkę, wybrane maceraty i suplementy. Niektóre z nich mnie zachwyciły – włosy rosły po nich znacznie szybciej, zagęszczały się i stawały bardziej lśniące i sprężyste. Co więcej, w ciągu ostatniego roku bardzo wzmocniły się również moje paznokcie. Część sposobów w moim przypadku okazało się jednak niewypałem i jestem przekonana, że nie będę już w przyszłości do nich wracać.

Które metody mogę więc polecić, a które mnie zawiodły? Oczywiście nie jest powiedziane, że te same sposoby sprawdzą się u Was, warto jednak je porównać i poprzez wymianę doświadczeń wybrać te, które działają u większości testujących je osób!

Metody na przyspieszenie porostu włosów – mój ranking

W moim przypadku zdecydowanie najlepsze rezultaty przyniosło picie drożdży – kuracja była zdecydowanie niesmaczna i uciążliwa, jednak efekty mówią same za siebie. Na drugim miejscu ex aequo znalazły się dwie wcierki do skóry głowy: Agafii oraz Jantar. Muszę przyznać, że nieco rozczarowały mnie efekty picia skrzypu i pokrzywy, natomiast zupełnie nietrafioną u mnie metodą okazała się wcierka Colosregen, w której pokładałam spore nadzieje. Poniżej znajdziecie więcej informacji na temat każdego z wypróbowanych przeze mnie sposobów z adnotacją, ile centymetrów moje włosy rosły przy nich miesięcznie.

Drożdże – do 2,5 cm miesięcznie


Na picie drożdży zdecydowałam się równo rok temu w grudniu 2014 roku. Kurację kontynuowałam przez trzy kolejne miesiące, co zdecydowanie nie było łatwe – drożdże w formie pitnej wybitnie mi nie smakowały, a już sam ich zapach wywoływał u mnie mdłości. Codzienne zmuszanie się do wypicia okropnego płynu opłaciło się jednak na tyle, że obiecałam sobie powrót do tej metody w niedalekiej przyszłości: moje włosy pod jej wpływem rosły nawet 2,5 cm miesięcznie, czyli przyrost przyspieszył aż o 250%! W dodatku na głowie zaczęłam zauważać coraz więcej nowych włosów, a to właśnie na baby hair zależało mi najbardziej.


Serum Agafii – około 1,5 cm miesięcznie


Nieładny zapach i mało wygodne opakowanie nie zniechęciło mnie do używania tej wcierki. I słusznie, bo efekty, które dzięki niej uzyskałam, okazały się być naprawdę niezłe. Szkoda, że produkty Agafii są dostępne głównie przez internet, mimo wszystko jednak przypuszczam, że jeszcze kiedyś zdecyduję się na jej zakup.


Wcierka Jantar – około 1,5 cm miesięcznie


Hit nad hitami w blogosferze. Wychwalane cudo o niezwykłej mocy, opisane wzdłuż i wszerz na wielu stronach. Szczerze mówiąc po naczytaniu się wielu pozytywnych recenzji miałam nadzieję, że tak popularny kosmetyk zrewolucjonizuje moje włosy, przyspieszy porost i sprawi, że i ja stanę się jego „wyznawcą”, ale… efekty jego użycia były po prostu dobre. Nie świetne, nie fantastyczne – dobre. U mnie wcierka Jantar okazała się być tak samo skuteczna jak serum Agafii, a przy tym jest tańsza, więc tym bardziej dostaje ode mnie kciuk w górę. Największą wadą tego produktu jest opakowanie, na szczęście jednak można go łatwo przelać do innego, np. butelki z atomizerem. 


Skrzyp i pokrzywa – około 1 cm miesięcznie


Kuracja skrzypem i pokrzywą wspomogła trochę przyrost moich włosów, jednak nie mogę uznać jej za przełomową, chociaż próbowałam ziół zarówno w formie sypanej, jak i herbat i piłam je przez wiele miesięcy z przerwami. Polubiłam jednak ich smak i z całą pewnością będę do nich od czasu do czasu wracać.


Wcierka Colosregen – około 0,5 cm miesięcznie


Wcierka Colosregen okazała się być dla mnie klapą roku – nie dość, że jej używanie było dla mnie uciążliwe z powodu zapachu i konsystencji, to jeszcze nie przyniosło żadnych rezultatów. Jestem ciekawa, czy tylko ja mam z nią tak złe doświadczenia – jeśli więc zdarzyło się Wam jej używać, chętnie przeczytam Wasze spostrzeżenia!


Metody wspomagające

Postanowiłam dodatkowo wyróżnić trzy metody przyspieszania porostu (i nie tylko, bo to nie jedyne ich działanie), które przetestowałam w ostatnim roku. Każdą z nich testowałam jednak jako dodatek do innych, nie jestem więc w stanie ocenić w pełni, jak wpłynęły na moje włosy. Z tego względu traktuję je jako metody pomocnicze.

Kozieradka


Kozieradka bardzo szybko zahamowała u mnie wypadanie włosów – wcześniej zbierałam je garściami ze szczotki, a po zaledwie dwóch dniach kuracji ten problem przestał mnie dotyczyć. Nie wiem niestety, czy kozieradka wpłynęła na mój porost włosów, ponieważ go wówczas nie mierzyłam. Ze względu na właściwości wzmacniające włosy na pewno jednak będę po nią regularnie sięgać w przyszłości.


Domowe maceraty – imbirowy, czosnkowy i chili


Domowe maceraty w formie wcierek używałam wraz z kuracją drożdżową, nie jestem więc pewna jak bardzo wpłynęły one na porost moich włosów. Ze względu jednak na swoje właściwości i różnorodność pod względem elementów, których możemy użyć do ich przygotowania, maceraty są metodą godną polecenia – chociażby jako sposób wspomagający stosowany przy innych metodach.


Suplement „Naturalny młody jęczmień”


Wybitnie niesmaczny i nie dający żadnych efektów – tak mogłabym najkrócej podsumować ten suplement, a testowałam go w dwóch formach: proszku i tabletek. Niestety, mimo 3-miesięcznego stosowania nie zauważyłam nawet minimalnych rezultatów – chyba że negatywne, bo w tym czasie zdarzyło się parokrotnie, że na mojej zazwyczaj gładkiej cerze wyskakiwały pojedyncze „niespodzianki”. Zdecydowanie jestem na „nie”.



A które metody porostu włosów okazały się być najlepsze i najgorsze w Waszych przypadkach? Co możecie polecić, a do czego na pewno już nigdy nie wrócicie? 

Polecane: