Ostatni wpis z serii „Niedziela
dla włosów” pojawił się na moim blogu ponad pół roku temu – z jednej strony
powodem jest brak czasu (głowę myję zazwyczaj w pośpiechu wieczorem i nie
zawsze mam czas na kombinacje związane z kosmetykami, robieniem zdjęć czy
opisywaniem wszystkiego), a drugiej zaś moja pielęgnacja włosów jest obecnie
dość minimalistyczna i zazwyczaj wykorzystuję to, co akurat mam pod ręką.
Dziś jednak, tuż po świętach,
miałam wreszcie trochę więcej czasu i zanim przyszli goście mogłam sięgnąć po
coś, co zalegało w mojej szafce od wielu miesięcy – saszetkę „Zabieg
laminowania Marion”. Zalegało, bo – chociaż byłam ciekawa jej działania – nieco
przerażał mnie jej bardzo długi i nie całkowicie dobry skład. O tym jednak
napiszę niedługo w recenzji. Saszetka leżała więc i leżała, a data przydatności
do użycia była coraz bliżej, postanowiłam więc wreszcie ją przetestować.
Całą historię (sic!) muszę
jednak zacząć od tego, że w Wigilię dostałam lokówkę Philips ProCare Auto Curler
i już następnego dnia na pierwszy dzień świąt miałam okazję jej użyć. Kiedy
więc dziś zaczęłam – nazwijmy to – rytuał pielęgnacyjny, musiałam najpierw rozczesać
splątane loki. Do tego zadania została powołana szczotka z włosia dzika – i słusznie, bo całkiem nieźle sobie
poradziła, chociaż rozczesane w ten sposób skręty zamieniły się w nastroszoną szopę.
Następnie na skórę głowy
nałożyłam odrobinę lotionu oczyszczającego MonRin, który wręcz pachnie świeżością, i pozostawiłam go
na pięć minut. Głowę umyłam szamponem Natural marki Colway International – podtrzymuję swoją dobrą opinię o tym
produkcie, jest naprawdę wydajny, ma idealną konsystencję, dobrze się pieni,
nie podrażnia, a moje włosy są po nim długo świeże.
Na koniec odcisnęłam włosy w
bawełnianą podkoszulkę (od dawna nie używam już do tego ręcznika) i nałożyłam
jedną z dwóch saszetek „Zabieg laminowania Marion”, pozostawiając produkt na
włosach przez 10 minut pod dołączonym do niego czepkiem. Postanowiłam nie
wydłużać tego czasu i zrobić tak, jak producent radzi na opakowaniu, aby
zobaczyć rzeczywisty efekt zabiegu na moich włosach. Po zmyciu kosmetyku pasma delikatnie
nim pachniały.
Włosy wysychały naturalnie
przez jakiś czas, a pod koniec, bo już zaczęło się robić późno i musiałam się
spieszyć, dosuszyłam je lekko suszarką. Początkowo włosy były bardziej niż zwykle
splątane i sztywne, ale zmieniały się na plus w miarę wysychania.
Na końcówki nałożyłam jeszcze
jedną pompkę Olejku arganowego Bielendy
i mogłam ocenić efekt… Jak dla mnie był on taki, jak zwykle! Włosy były
wygładzone, lekko pachnące i sypkie. Jestem zadowolona z rezultatu, ale po
saszetce Marion spodziewałam się chyba czegoś naprawdę ekstra.
PS. To już dwusetny wpis na
moim blogu! :)
Inne NdW:
- (1) Olej arganowy, domowa wcierka imbirowa i Kallos z dynią
- (2) Olej lniany, mleczko jedwabne i balsam Agafii
- (3) Oliwa, maska z ziemniaka, miodu i żółtka
- (4) Olej ze słodkich migdałów, wcierka chilli i zestaw Biovax
- (5) Olejek Bielendy, macerat czosnkowy i Biovax Orchid
- (6) Olejek i wcierka Agafii oraz maska Farmona
- (7) Olejek Agafii i ekstrakt z drożdży piwnych
Muszę w końcu zacząć wycieranie mokrych włosów ręcznikiem:)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś skuszę się na te saszetki:)
Pozdrawiam i obserwuję:)
Ręcznikiem czy koszulką? ;)
UsuńMnie ten zabieg jakoś w ogole nie kusi.
OdpowiedzUsuńJa miałam ten zabieg, ale mama mi podkradła saszetkę, nic szczególnego :)
OdpowiedzUsuńMiałam zarówno tą saszetkę, jak i niebieską - obie niestety bardzo słabo się u mnie spisały ;)
OdpowiedzUsuńDo tej pory laminowałam włosy w domu żelatyną, tego Mariona jeszcze nie testowałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Zazwyczaj laminuje włosy żelatyna :-) ale przyznam, że dawno tego nie robiłam... Buziaki :-)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj laminuje włosy żelatyna :-) ale przyznam, że dawno tego nie robiłam... Buziaki :-)
OdpowiedzUsuńU mnie ten zabieg wypadł dobrze tylko za pierwszym razem. Włosy były proste jak po użyciu prostownicy. Kolejne próby, chociaż w dużych odstępach czasowych, nie wypadły dobrze.
OdpowiedzUsuńPiękne włosy :D
OdpowiedzUsuńJa nadal używam ręcznika :D Może głupio trochę, ale po 2 latach włosomaniactwa nie laminowałam jeszcze włosów saszetką z marion, trzeba to nadrobić :D
Kiedyś go wypróbowałam, ale bardziej chyba zaszkodził moim włosom niż pomógł. Kolejnych 200 wpisów życzę :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj też robiłam to laminowanie i się trochę zawiodłam -za pierwszym razem efekt był lepszy.
OdpowiedzUsuńniestety nie znam jeszcze tych produktów
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się ostatnio nad tą maseczką, ale chyba sama sobie zrobię laminowanie, po domowemu ;)
OdpowiedzUsuńJa mam zamiar niedlugo wyprobowac ten zabieg jeszcze raz bo za pierwszym to byla totalna klapa :-)
OdpowiedzUsuńU mnie większy efekt rozprowstowania dał niebieski zabieg - ten z kolei dodał moim włosom sporej objętości, ale też bardzo swędziała mnie po nim głowa.
OdpowiedzUsuńRównież chciałam to zrobić, po żelatynie nie było żadnego efektu...
OdpowiedzUsuńAle Ty robisz ostatnio dużo profesjonalnych zabiegów więc może Twoje włosy są tak zdrowe że takie "zwykłe" laminowanie nie zrobi im różnicy??
No nie wiem, może ta saszetka z laminowaniem ma niewiele wspólnego :P
Usuńuzywalam tej saszetki tylko niebieskiej :)
OdpowiedzUsuńefekt u mnie taki sredni ;)
Lubię ten produkt do laminowania :)
OdpowiedzUsuńJa używam żelatyny :) Ale Twoje włosy wyglądają super :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie laminowałam włosów :)
OdpowiedzUsuńLaminowanie u mnie świetnie się sprawdza, dawno nie robiłam :) Zawsze jednak robię wersję domową czyli na odżywkę i żelatynę.
OdpowiedzUsuńJa w końcu domowej wersji nie próbowałam :)
UsuńMoże się skuszę, nigdy nie próbowałam takiego zabiegu, a moim włosom przyda się cokolwiek, nie musi być efektu wow :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pod względem efektów lepsze jest laminowanie domowym sposobem. Szczerze polecam, choć będę próbowała teraz na lnianego glutka. ;)
OdpowiedzUsuńNie laminowałam jeszcze włosów z Marionem, ale laminowałam samą żelatyną ;)
OdpowiedzUsuńAle efekt jak widzę podobny ;) Po żelatynie tylko większe wow jest ;)
Nigdy nie laminowałam włosów ale może byłoby to dobre dla nich:)
OdpowiedzUsuń