Kosmetyki
John Frieda bywają różne – wiele z nich kojarzy mi się z pięknymi zapachami
(pod tym względem polecam serię Beach Blonde!), niektóre zaś mają słabe składy. Z tego powodu nigdy nie wiem, czy
dany produkt okaże się świetny, czy zupełnie mi się nie spodoba. Te, które
dotychczas testowałam, łączyło zazwyczaj jedno: bardzo wysoko w ich składzie
był zapach, a to kazało mi wierzyć, że wszystkie znajdujące się dalej
substancje – także te dobre – są w danym produkcie w minimalnej ilości. Jak
było teraz?
Oceny
cząstkowe: dobry, neutralny, słaby.
Opakowanie
Nieprzeźroczysta,
a do tego nieodkręcana tuba o pojemności 250 ml. Miękka, więc można łatwo
wyciskać odżywkę, ale przy końcu trudno mi było wyciągnąć ją w 100%. Dobrze
widoczny skład i wyjaśniająca wszystko polska naklejka… Nie rozumiem tylko,
dlaczego producent napisał, by nakładać odżywkę na mokre włosy, a nie na lekko
wilgotne. Moim zdaniem to może wprowadzać w błąd niezorientowane w temacie
osoby…
Zapach
Typowo
drogeryjny, już po kilku chwilach nie potrafię sobie go przypomnieć. Nie
przeszkadza, ale nie jest to najpiękniejszy zapach kosmetyku, który miałam w
rękach.
Skład
Water (woda), Cetearyl
Alcohol (emolient), Behenamidopropyl
Dimethylamine (antystatyk, emulgator), Parfum (zapach), Lactic Acid
(kwas mlekowy), Isopropyl Palmitate
(emolient), Silicone Quaternium-22
(silikon), Propylene Glycol (humektant),
C24-48 Alkyl Dimethicone (składnik
konsystencjotwórczy), Diazolidinyl Urea
(konserwant), PPG-3 Myristyl Ether
(zmiękczacz, emulgator), Glycine
(aminokwas), Stearalkonium Chloride
(konserwant), Glycerin (gliceryna), Maris Salt (sól morska), Malic Acid (kwas jabłkowy), Alcohol Denat. (wysuszający alkohol), AMP-Isostearoyl Hydrolyzed Wheat Protein
(emulgator, kondycjoner), Iodopropynyl
Butylcarbamate (konserwant), Butylphenyl
Methylpropional (składnik zapachowy).
Niestety,
nie jest dobrze. Po pierwsze: zwróćcie uwagę, jak wysoko w składzie znajduje
się zapach – wszystko, co za nim, jest w odżywce w niewielkiej ilości. Przed
nim znajdziemy tylko emolient i antystatyk – słabiutko. W dalszej kolejności
warto zwrócić uwagę na aż trzy – w tak krótkim składzie – konserwanty i
wysuszający alkohol. Do tego sól morska, która w nadmiarze także może
przesuszać włosy.
Plusy?
Aminokwas, dwa emolienty, jeden humektant, czyli nawilżacz… Marnie. Odżywcza ta
odżywka to raczej zbytnio nie jest.
Działanie
Powiem
jedno: jeśli efekt „volume”, czyli nadania objętości, miał się wiązać z tym, że
włosy będą lekkie, a nie mocno oklapnięte, to faktycznie się udało. Moje po tej
odżywce nie układały się jednak zbyt dobrze, brakowało im dociążenia i
wykończenia (fruwające, zbyt lekkie końcówki), a u nasady zupełnie nic się nie
zadziało. Spodziewałam się, że włosy staną się bardziej odbite u góry, mniej
spłaszczone i faktycznie uzyskają objętość, ale nie kosztem „fruwajki”, czyli
tego, że fryzura zacznie żyć swoim życiem i nie za bardzo będzie się poddawała
próbom wygładzenia.
Konsystencja
i wydajność
Odżywka
ma perłowy kolor i łatwo rozprowadza się na włosach. 250 ml starcza na kilka
tygodni.
Cena i
dostępność
Produkty
z tej serii są dostępne w wielu stacjonarnych drogeriach – tę odżywkę widziałam
na przykład w Rossmanie. Kosztuje około 30-35 zł. Moim zdaniem to sporo jak za tak
kiepski skład.
Podsumowanie
Myślę,
że moje włosy nie są dobrym targetem dla tego produktu – ja od kosmetyków
oczekuję dociążenia (ale bez efektu przyklapu), a nie podkreślenia ich
lekkości. Odżywka „7 day volume” może się spodobać osobom o raczej grubych,
ciężkich włosach, którym brakuje objętości – cienkowłosi, podobnie jak ja, mogą
nie być nią zachwyceni.
Co sądzicie o składzie tej
odżywki? Chcielibyście ją wypróbować?
Polecam: