Praca
fryzjera wcale nie jest tak lekka i przyjemna, jak się wielu wydaje – nie dość,
że fryzjer jest zmuszony na co dzień obcować z różnymi, nie zawsze łatwymi w
kontakcie klientami, cały dzień spędza w pozycji stojącej i pochylonej, a przy
tym musi mieć talent i często podnosić swoje kwalifikacje (a przynajmniej
powinien), to jeszcze jest to zawód wymagający dużych umiejętności
interpersonalnych. Co więcej, fryzjerzy spotykają się w swojej pracy z różnymi
problemami, z których często inni nie zdają sobie sprawy: brakiem higieny,
ryzykiem związanym z zarażeniem się groźną chorobą…
Dla
równowagi po niedawnym wpisie, w którym opisałam, czego u fryzjerów nie lubię, tym razem chciałabym zaprosić Was do
przeczytania kilku historii, które pokazują tę profesję od zupełnie innej
strony i – mam nadzieję – uwrażliwiają na to, że zawód fryzjera bywa naprawdę
trudny.
Cytaty,
które przetłumaczyłam i wykorzystałam w tym wpisie, pochodzą z dyskusji, która
powstała jakiś czas temu na amerykańskim serwisie Reddit. Czytałam je z
przerażeniem i uznałam, że są na tyle wstrząsające, a przy tym ciekawe, że
warto je zacytować szerszemu gronu odbiorców.
„Pracowałam
niegdyś jako recepcjonistka w salonie fryzjerskim. Pewnego dnia zadzwoniła do
nas pewna pani, która zapytała, czy mamy u siebie fryzjerkę specjalizującą się
w obcinaniu kręconych włosów. Umówiłam ją na wizytę. Okazało się, że była ona
przeznaczona dla jej wnuczki. Kiedy rodzina przyszła o umówionej porze,
zobaczyliśmy, że matka i babcia są białe, a wnuczka to Afroamerykanka.
Najwyraźniej kobiety nie umiały i nie chciały się nauczyć, jak dbać o włosy
dziewczynki, która miała na głowie ogromnego, skołtunionego kucyka. Dziewczynka
była nieco opóźniona w rozwoju, a kobiety powiedziały, że nie umie myć sobie
sama głowy. Jej zapach poczułam, gdy tylko weszła do salonu, a gdy fryzjerka
zaczęła myć jej głowę i wylała na nią szampon, woń rozniosła się po wszystkich
pomieszczeniach. To było jak cios w brzuch. Fryzjerka musiała podnosić głowę do góry, by chociaż na chwilę
zaczerpnąć świeżego powietrza. Powiedziała później, że ogromne płatki łupieżu i
brudu utworzyły na jej skórze i włosach skorupę. To, co powinno być
45-minutową wizytą, zamieniło się w pracę, która trwała ponad 4 godziny. Po
wszystkim dziewczynka wyglądała świetnie. Było mi jej szkoda, bo było
oczywiste, że jej matka i babcia nie zajmowały się nią należycie. Nawet nie
umyły jej w domu głowy. Na końcu kupiły nawet kilka rekomendowanych przez
fryzjerkę kosmetyków, ale dzień czy dwa dni później wszystko zwróciły”
(girlofthewoods).
„Mój mąż
jest fryzjerem. Któregoś dnia przyszedł do niego mężczyzna z dredami. Chciał je
zgolić. Mąż rozsunął więc dredy,
spojrzał na skórę głowy i zobaczył, że jest zielona! Zapytał więc klienta,
kiedy ostatnio mył głowę, a ten odpowiedział, że „jakieś trzy lata temu”! Mąż
zorientował się, że całą skórę głowy ma pokrytą warstwą ropy, polecił więc
klientowi jak najszybciej udać się do lekarza” (anonim).
„Któregoś
dnia przyszła do mnie pewna kobieta z 8-letnią córką, aby ją uczesać. Nie była
zbyt miła, za to dziewczynka przeciwnie – przesłodka. Niestety, okazało się, że
jej mama NIGDY nie zajmowała się jej włosami! Biedaczka miała tak brudne i
skołtunione włosy, że pracowały nad nią w salonie trzy lub cztery osoby przez
trzy godziny, aby chociaż udało się je przeczesać szczotką… Nigdy nie zapomnę
tej uroczej dziewczynki i tego, jaka była wdzięczna za to, że ma wreszcie ładne
włosy” (leavingNYCtoday).
„Musiałam
kiedyś odmówić wizytę pewnej kobiecie, która umówiła się na usunięcie
sztucznych włosów. Ten typ doczepek,
który miała, powinno się nosić maksymalnie 3 miesiące. Nikt jej tego nie
powiedział, więc nosiła je przez 7 miesięcy! Dla mnie miała tylko dwie
opcje do wyboru: zgolić się na łyso albo obciąć włosy tuż przy skórze głowy.
Niektórzy fryzjerzy nie powinni mieć praw do wykonywania zawodu” (hinky28).
„Moja
mama była fryzjerką w latach 60., pracowała dla Vidala Sassoona (słynnego
brytyjskiego fryzjera i stylisty). Były to czasy, gdy w modzie były fryzury
beehive – ogromne natapirowane koki przypominające pszczeli ul. Klientki po jego wykonaniu nie myły głowy
tygodniami, a jedynie sprayowały włosy, by fryzura się trzymała. To oznaczało, że miały w nich sporo pcheł,
wszy, a nawet karaluchów, które raz na jakiś czas były u fryzjera wypłukiwane.
Z jakiegoś powodu mamie to nie przeszkadzało, ja jednak nasłuchałam się o tym
na tyle, że nigdy nie chciałabym pracować w podobnym zawodzie” (LibraryLuLu).
„Moja
siostra jest fryzjerką i opowiadała, jak zaraziła się kiedyś w pracy świerzbem
od jakiegoś dziecka. Jego matka wiedziała, że chłopiec jest chory, ale powiedziała
jej o tym dopiero przy wyjściu. Fuj!” (82workthrowaway82)
„To
było dawno temu, miałam umyć głowę i obciąć włosy pewnemu nastolatkowi.
Wyglądał, jakby nie mył włosów przez wiele miesięcy… Po obcięciu chciałam zmoczyć mu włosy, ale woda po nich po prostu spływała,
bo były tak naoliwione od niemycia! Widziałam już wiele w czasie swojej
pracy, ale pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego” (bzookee).
„Proszę,
myjcie się za uszami! Wiele osób o tym zapomina i ma tam żółty, biały, a
czasami zielony brud! To obrzydliwe i śmierdzi” (pcbzelephant)
„Moja
mama była kiedyś fryzjerką. Opowiadała mi, jak pewnego dnia do salonu wszedł
mężczyzna z ptasią kupą na czubku i tyle głowy. Najwyraźniej nic nie poczuł” (skivian).
„Moja
fryzjerka opowiedziała mi kiedyś smutną historię. Przyszła do niej klientka,
która miała włosy za pośladki. Kobieta chciała oddać je na cele charytatywne.
CAŁE. Poprosiła o ścięcie ich na bardzo krótko. Przez cały czas szlochała.
Fryzjerka wciąż dopytywała, czy taka długość będzie w porządku, a klientka wciąż
prosiła o krócej. Była bardzo zdeterminowana, by pomóc w ten sposób osobom
chorym na raka. Prosiła, by ignorować jej łzy. Do salonu wchodzili w tym czasie
inni klienci i pewnie myśleli, że fryzjerka z własnej woli oszpeca tę biedną
kobietę” (PoopsieDoodles).
„Kiedy
byłam spłukaną studentką, odwiedziłam tani zakład fryzjerski. Przede mną
obsługiwana była starsza pani. W pewnym momencie powiedziała do fryzjerki: „A tak przy okazji, mam z tyłu głowy
ogromnego czyraka. Czy może go pani wycisnąć?”. Fryzjerka zaczęła rozglądać
się za jakimś narzędziem, a ja zaczęłam wpatrywać się w swoje uda, próbując nie
zwymiotować” (turquoiseten).
„Kiedyś
przyszedł do mojego salonu młody człowiek z mamą. Miał jakieś 8 lat i bardzo
gęste kręcone włosy. Jego matka poprosiła, aby je zgolić. Zgodziłam się, to
miało być moje ostatnie strzyżenie tego dnia i chciałam już iść do domu.
Zabrałam się do pracy i okazało się, że pod tymi lokami chłopiec ma wszy.
Ogromne. Prawdopodobnie dlatego jego matka chciała, abym ścięła mu włosy.
Przerwałam strzyżenie i spędziłam kolejne 3 godziny na dezynfekowaniu salonu.
Matka chłopca zadzwoniła później do nas skarżąc się, że nie dokończyłam swojej
pracy i nie ścięłam dziecku włosów. Tłumaczyliśmy, że to byłoby nielegalne,
ponieważ stanowiło zagrożenie rozprzestrzenienia się wszy po pomieszczeniu i
zarażenia innych klientów. Kobieta uznała więc, że jesteśmy po prostu rasistami.
To było zabawne” (sometimes_always).
„To
się wydarzyło, jak byłam jeszcze w szkole. Do salonu przyszła niechlujnie
wyglądająca kobieta. Chciała, aby umyć jej włosy i obciąć je. Miała otwarte wrzody na twarzy i szyi, więc
i pewnie na skórze głowy. Jej włosy były posklejane od brudu, tworząc dredy. Byłam w
trakcie nakładania jej odżywki, kiedy powiedziała, że od 15 lat ma HIV…” (scorpionbutt).
„Przyszła
do mnie kiedyś klientka z długimi włosami. Chciała je tylko podciąć. Umyłam jej
głowę, posadziłam na fotelu i zaczęłam czesać grzebieniem. Wtedy poczułam
dziwny zapach i zauważyłam coś, co wyglądało jak sucha skóra głowy. Zaczęłam
się przyglądać, a te drobinki okazały się być gindami…” (pixelmeow)
Co sądzicie o tych historiach? Słyszałyście
kiedyś podobne? Jestem też ciekawa opinii fryzjerów i fryzjerek, którzy czytają
mój blog: czy takie wydarzenia są w salonach rzadkością? Jakie są Wasze
najgorsze doświadczenia z pracy?
Polecam: