O kosmetykach Hair Jazz zrobiło się głośno w 2015 roku – obietnice producenta o rzekomym nawet 4,5-centymetrowym przyroście włosów miesięcznie skusiły wiele dziewczyn, które masowo zaczęły zamawiać produkty ze strony internetowej Harmony Plus, czyli polskiego dystrybutora. Sławę Hair Jazz dodatkowo podbijały rozmaite blogerki i vlogerki, a prężnie działający fan page marki skupiał zarówno zagorzałe zwolenniczki, jak i przeciwniczki tychże kosmetyków. Nie ma się co dziwić, przy założeniu, że Hair Jazz daje tak wspaniałe efekty, trudno było przejść obok ich szamponu, maski czy odżywki obojętnie.
„Wyniki
badań klinicznych produktów Hair
Jazz potwierdzają trzykrotnie szybszy wzrost włosów. W ciągu 4
miesięcy mogą one osiągnąć większy wzrost niż wcześniej w ciągu roku” – czytamy
na stronie Hair Jazz. Obiecanki-cacanki, w które nie chciało mi się od początku
wierzyć (do tych zawyżonych wyników testów producenta jeszcze wrócę w dalszej
części tego wpisu!), postanowiłam jednak sprawdzić te kosmetyki sama na sobie. Dlaczego?
Z dwóch powodów:
- po
pierwsze dlatego, że byłam ciekawa, czy Hair
Jazz faktycznie działa, bo krążą o nim w internecie bardzo rozbieżne
opinie,
- a
po drugie – dostałam od was liczne pytania, czy testowałam ten zestaw i czy
warto go kupić, więc uznałam, że skoro tyle z was jest nim zainteresowanych, to
może warto przyjrzeć mu się bliżej.
Odezwałam
się więc do sklepu Harmony Plus, dystrybutora Hair Jazz, który bardzo szybko
przesłał mi zestaw do testów. Przyznam z ręką na sercu: tylko dlatego
zdecydowałam się na wypróbowanie tych kosmetyków, ponieważ od początku
podchodziłam do nich sceptycznie i szkoda byłoby mi tylu pieniędzy na ich
zakup. A kwota to niemała, bo za cały zestaw, który otrzymałam (szampon, maska
i lotion), przyszłoby mi zapłacić ponad 300 zł.
Kosmetyki
dotarły, zaczęłam testować. Trwało to dwa miesiące, bo na tyle starczyły mi
produkty (lotion na dłużej, około 3 miesiące). Szybko zauważyłam, że skład zarówno szamponu, jak i maski oraz
lotionu, różni się od tego, który jest zapisany na stronie producenta. To mnie
zdziwiło, bo skoro został zmieniony, dlaczego nie zaznaczono tego na stronie?
Zazwyczaj chodzi o kolejność występowania składników, ale nie tylko. Jak się
zresztą za chwilę przekonacie, składy wszystkich tych trzech produktów są do
siebie bliźniaczo podobne i występują w nich w zasadzie te same składniki.
Przyjrzyjmy się więc najpierw na poszczególnym kosmetykom zestawu: w dalszej części wpisu skupiam się na ich składach oraz działaniu. Następnie przejdziemy do sprawdzenia, jakie są wady i zalety Hair Jazz, czy przyspieszają porost, czy warto je kupić i dlaczego uważam, że ich badania kliniczne to ściema.
Oceny
cząstkowe (takie jak przy innych moich recenzjach): dobry, neutralny, słaby.
Szampon Har Jazz
- Cena: 105 zł, a w promocji – 97 zł.
- Pojemność: 250 ml.
- Kolor: niebieski.
- Konsystencja: rzadka.
- Zapach: chemiczny, nie przeszkadza, ale nie jest
specjalnie przyjemny.
Skład:
Aqua (woda), Sodium Coco Sulfate (mocny detergent), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent), Acrylates/Beheneth-25 Metacrylate Copolymer
(regulator lepkości), Alcohol
(alkohol), Ovum Shell Powder (proszek
ze skorupki jajka - źródło minerałów), Hydrolyzed Soy
Protein (hydrolizat protein soi), Carboxymethyl-Chitin (wiąże wodę), Coco Glucoside (emulgator), Glyceryl Oleate
(nawilżacz), Hydrolyzed Keratin (keratyna
hydrolizowana), Dl-Camphor (działa
przeciwbakteryjnie, daje uczucie chłodu), Pyridoxine Hcl
(witamina B6 – działa przeciwłojotokowo, antybakteryjnie,
antyoksydacyjnie), Sodium Dehydroacetate
(konserwant), Parfum (zapach), Dehydroacetic Acid (konserwant), Benzyl Alcohol (działa wysuszająco na włosy), Ethylhexylglycerin (naturalny konserwant),
Potassium Hydroxide (regulator pH), C.I. 42090 (barwnik), Amyl Cinnamal (zapach), Linalool (zapach).
Szampon
jest typowo proteinowy, nie wiem tylko, które jego składniki mają wpływać na
wyjątkowe – jak zachwala producent – przyspieszenie porostu włosów. Nie widzę w składzie niczego niezwykłego:
są mocny i łagodniejszy detergent, kamfora o działaniu przeciwbakteryjnym,
witamina B6, hydrolizat protein soi czy keratyna hydrolizowana.
Niestety, dość wysoko w
składzie znajduje się alkohol.
Wydawać by się mogło, że pełni rolę nośnika substancji aktywnych, ponieważ inna
jego funkcja – konserwowanie – nie ma tu chyba sensu zważywszy na to, że w
składzie jest już sporo innych konserwantów. Szampon może więc przesuszać
włosy, a u niektórych – z racji sporej ilości protein – powodować
przeproteinowanie.
To
tyle o składzie, teraz kilka słów o użyciu i działaniu. Szamponu Hair Jazz
używałam regularnie do każdego mycia głowy przez 2 miesiące (co oznacza, że
sięgałam po niego średnio 3 razy w tygodniu). Nakładałam go na skórę głowy i
lekko wmasowywałam placami (reszta włosów moczyła się w tym czasie w pianie,
nie pocierałam ich). Następnie, zgodnie z zaleceniami, zostawiałam szampon na
głowie na czas 1-2 minut i zmywałam.
Szampon,
zapewne dzięki kamforze, dawał uczucie lekkiego chłodzenia skóry. Było to
podobne do uczucia związanego z używaniem kosmetyków z mentolem. Mam wrażenie,
że kamforę czuć też mocno w zapachu tego produktu, chociaż ten wydaje mi się
też nieco ziołowy.
Dodam
jeszcze, że szampon ma dość nietypowy niebieski kolor i jest rzadki. Niestety,
zbyt rzadki do tego rodzaju opakowania – miałam z nim trochę problemów, bo przy
każdym użyciu wyciekał mi z butelki, ale o tym już pisałam na fan page’u:
Generalnie
byłam zadowolona z działania tego szamponu – mam na myśli efekt doraźny, który
powodował na włosach. O dziwo dość dobrze łagodził
mój stan skóry głowy (w tym swój udział miał też na pewno lotion, ale o
nim za chwilę): przez ten czas nie miałam żadnych podrażnień, skóra nie
swędziała i nie łuszczyła się.
Maska Hair Jazz
- Cena: 130 zł, a w promocji – 104 zł.
- Pojemność: 500 ml.
- Kolor: kremowo-żółty.
- Konsystencja: gęsta.
- Zapach: chemiczny, mniej przyjemny niż szamponu,
chociaż jednocześnie chyba też mniej intensywny.
Skład:
Aqua (woda), Dimethicone
(silikon, który można usunąć łagodnym szamponem), Cetearyl
Alcohol (emolient), Cetyl Alcohol
(emolient), Paraffinum Liquidum
(parafina), Butyrospermum Parkii Butter
(masło shea), Hydrolyzed Soy Protein
(hydrolizowane proteiny soi), Ceteareth-20
(emulgator), Behetrimonium Methosulfate
(nadaje poślizg, ułatwia rozczesywanie), Benzyl Alcohol
(wysuszający alkohol), Centimonium
Methosulfate (konserwant), Quaternium-91
(chroni kolor włosów), Centrimonium
Chloride (ułatwia spłukiwanie, rozczesywanie, nadaje połysk,
działa antystatycznie i konserwująco), CI
19144 (barwnik), CI 15985
(barwnik), Parfum (zapach), Dehydroacetic Acid (konserwant), Triethanolamine (regulator pH), Sodium Dehydroacetate (konserwant), Imidazolidinyl Urea (konserwant), Linalool (składnik zapachowy).
Zanim
przejdę do analizowania składu, napiszę wam tylko, że w czasie używania tej
maski i pozostałych kosmetyków Hair Jazz czytałam o nich dużo opinii –
szczególnie na blogach, wierząc, że skoro ktoś prowadzi swoją stronę i pisze
pod (zazwyczaj) swoim nazwiskiem, a często prezentuje też czytelnikom swoje
zdjęcie (wiarygodność!), to co jak co, ale przed pisaniem robi chociaż
jakikolwiek research, by nie pisać
głupot i uniknąć jakiejś kompromitującej wtopy.
I wiecie co? Znalazłam sporą ilość blogów –
niekoniecznie mało znanych – na których autorki owszem, wklejały skład tej
maski (oczywiście bez żadnej analizy i wytłumaczenia, co to za składniki),
prezentowały zdjęcia „przed” i „po” i zachwalały efekty, ale do głowy im nie
przyszło, żeby się zastanowić, skąd te rzekome efekty się wzięły. Bo
szczerze? Ja nie wiem skąd. Dodajmy: dziewczyny, o których piszę, testowały
tylko tę maskę i to po niej – rzekomo – tak szybko rosły im włosy.
Ale
do meritum: podobnie jak w szamponie, w
masce nie ma niczego nadzwyczajnego, co mogłoby wpływać na porost włosów i
wyróżniało ten kosmetyk na tle innych. Może nie ma się co dziwić, bo
przecież stosujemy ją na włosy, a nie na skórę, jak więc miałaby wpłynąć na
cebulki?
Oczywiście
nie omieszkałam zajrzeć na stronę producenta i poczytać sobie, co takiego –
według niego – jest w tej masce, że w magiczny sposób przyspiesza wzrost
włosów. Myślałam, że znajdę tam wytłumaczenie typu: „maska sama w sobie nie
wpływa na porost, jest tylko częścią zestawu, w skład którego wchodzi produkt X
przyspieszający wzrost włosów”. Oj, srodze się zawiodłam, bo na stronie maska
zachwalana jest tymi słowami:
Bardziej
miękkie, elastyczne włosy, łatwiejsze w układaniu, intensywne nawilżenie, przyczynia się do wzrostu włosów.
A
wiecie, jaki jej składnik jest – wciąż wg producenta – wysuwany na plan
pierwszy? Masło shea, opisywane jako „cenione za liczne właściwości, jeden z
najbardziej popularnych składników produktów kosmetycznych”. Otóż to,
masło shea występuje w licznych kosmetykach, w czym więc tkwi wyjątkowość tej
maski? Co ją wyróżnia?
Co
gorsze, skład maski Hair Jazz jest chyba
nawet gorszy niż średni. Przede wszystkim jest to produkt mocno silikonowy, z
całą masą konserwantów i wysuszającym alkoholem. Poza wspomnianym już masłem
shea (działającym emolientowo) i hydrolizowanymi proteinami soi nie ma tu
niczego szczególnego i godnego odnotowania. Jest też parafina, co do której
każdy ma inne zdanie, generalnie jednak jest to składnik działający na włosy
ochronnie i natłuszczająco, ale nie odżywiający (parafina jest olejem
mineralnym pozyskiwanym z ropy naftowej). Pierwsza lepsza drogeryjna maska ma
lepszy skład niż ten produkt, taka jest prawda. I na pewno kosztuje dużo mniej.
Przejdźmy
jednak do kwestii używania tej maski. Za każdym razem postępowałam według
zalecenia na opakowaniu, czyli nakładałam ją na włosy i zmywałam po około 3
minutach. Kosmetyk ułatwiał rozczesywanie, może nieco nabłyszczał i w zasadzie
tyle. Efekt był raczej porównywalny do użycia jakiejś odżywki, a nie maski,
która ma regenerować i odżywiać. Według mnie działała doraźnie i wcale nie
najlepiej pomimo protein w składzie, które na ogół dobrze działają na moje
włosy.
Problemy
zaczęły się w lutym, po ponad miesiącu stosowania. Stało się to, o czym
przestrzegały niektóre dziewczyny na forach internetowych i czego można się
spodziewać, patrząc na skład maski: moje
włosy się przeproteinowały. Sądzę, że to właśnie się stało, bo zaczęły być
szorstkawe, mimo że zawsze są miękkie, okropnie się układały i generalnie
sprawiały wrażenie suchych. Wystarczyło jedno użycie innej maski, by wróciły do
swojej dawniejszej świetności.
Lotion Hair Jazz
- Cena: 110 zł, a w promocji – 100 zł.
- Pojemność: 200 ml.
- Kolor: przeźroczysty.
- Konsystencja: rzadka.
- Zapach: podobny jak pozostałych produktów z tej
serii: chemiczny, ale lekko słodkawy. Woń alkoholu kamufluje mnóstwo składników
zapachowych.
Skład:
Aqua (woda), Alcohol
(wysusza, ale we wcierkach bywa konieczny, bo pozwala wnikać substancjom
czynnym), Ppg-1-Peg-9 Lauryl Glycol Ether
(emulgator), Ovum Shell Powder (proszek
ze skorupki jajka - źródło minerałów), Hydrolyzed
Keratin (hydrolizowana keratyna), Hydrolyzed
Soy Protein (hydrolizat protein soi), Carboxymethyl Chitin (wiąże wodę), Parfum (zapach), Dl-Camphor (działa przeciwbakteryjnie i
antyseptycznie), Sodium Benzoate (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Pyridoxine Hcl (reguluje wydzielanie
sebum), Sodium Dehydroacetate
(konserwant), Citric Acid (reguluje
pH), Amyl Cinnamal (składnik
zapachowy), Benzyl Salicylate
(składnik zapachowy), Benzyl Benzoate
(składnik zapachowy), Citronellol
(składnik zapachowy), Coumarin
(składnik zapachowy), Geraniol
(składnik zapachowy), Linalool
(składnik zapachowy), Lilial
(składnik zapachowy).
Jeśli
wczytujecie się dokładnie w rozpisane przeze mnie w tym wpisie składy, pewnie
już zauważyłyście, że producent żongluje tu w zasadzie w kółko tymi samymi
składnikami aktywnymi: hydrolizowanymi proteinami soi, hydrolizowaną keratyną,
proszkiem ze skorupek jajek, witaminą B6… W lotionie też je
znajdziemy – w otoczeniu aż ośmiu składników zapachowych i trzech konserwantów.
Zalety?
Sądząc po składzie, lotion jest w stanie
wzmocnić włosy, odświeżyć skórę głowy, przeciwdziała przetłuszczaniu, działa
antybakteryjnie. Szczerze mówiąc jestem najbardziej skłonna uwierzyć w jego
moc działania niż szamponu, a tym bardziej maski, jednak w nim także nie widzę
składników stricte przyspieszających
porost. Jak dla mnie to wcierka jakich wiele i bardziej – według mnie – pasuje
do niej funkcja przeciwdziałania wypadaniu niż wpływania na szybkość rośnięcia
włosów.
U
mnie lotion działał więc po prostu jak niezła wcierka, a jego największą zaletą
okazało się być łagodzenie stanu skóry. Przez ostatnie dwa miesiące, odkąd go
używam, moja skóra głowy jest bowiem
uspokojona, nie swędzi, zapomniałam już o pieczeniu czy powstawaniu podrażnień.
To chyba największa dla mnie zaleta zestawu Hair Jazz, choć oczywiście nie
świadczy o tym, że są to kosmetyki w jakikolwiek sposób wyjątkowe – ten sam
efekt osiągnęłam już wieloma innymi wcierkami, często o wiele tańszymi.
Kosmetyki Hair Jazz – zalety
i wady
Jak
dla mnie są to produkty w najlepszym wypadku tak przeciętne, że nawet trudno je
jakoś wypunktować, ale w skrócie postaram się wypisać ich mocne i słabe strony.
Zalety:
- lotion
– o ile nie mamy szczególnie wrażliwej skóry głowy (zawiera alkohol) może pomóc
(wraz z szamponem) oczyścić skórę, załagodzić świąd czy pieczenie (w moim
przypadku się sprawdził),
- lotion
i szampon mogą też hamować przetłuszczanie się skóry głowy (pomagają regulować
wydzielanie sebum).
Wady:
- mogą
powodować przeproteinowanie,
- szampon
zawiera silne detergenty i alkohol – stosowany zbyt często może przesuszać
włosy,
- cena
(zdecydowanie zbyt wygórowana),
- nie
spełnia obietnic co do porostu – nawet jeśli go przyspiesza, to na pewno nie
tak, jak zachwala producent.
Czy Hair Jazz faktycznie
przyspiesza porost włosów?
Ujmę
to tak: moje włosy po miesiącu kuracji
Hair Jazz urosły około 2 cm, czyli trochę więcej niż zazwyczaj. Jakiś efekt
więc jest i myślę, że największa w tym zasługa lotionu, który działa na skórę
głowy i faktycznie najbardziej wpływa na cebulki włosów. A jak nakładałam
lotion, to i masowałam chwilę skórę głowy, a jak wiadomo – to na porost też
świetnie wpływa.
Efekty
zastosowania Hair Jazz możecie zobaczyć na poniższym zestawieniu zdjęć. Na
pierwszym widać moje włosy w pierwszym dniu po użyciu zestawu, a na drugim – po
5,5 tygodnia, czyli po prawie 1,5 miesiąca. Takie wizualne pokazanie różnicy
jest chyba lepsze niż mierzenie włosów, bo jak się nie ma grzywki i mierzy się
włosy na długości, to wystarczy milimetr inaczej ułożyć przedziałek i już wynik
wychodzi inny. Na fotkach zaś możecie zobaczyć jak długość włosów zmienia się
względem napisu na koszulce:
|
Pierwsze zdjęcie: po pierwszym użyciu zestawu Hair Jazz. Drugie zdjęcie: po 5,5 tygodniach regularnego używania Hair Jazz |
To
tyle moich efektów. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok tego, co czytałam o
Hair Jazz w internecie.
Na
stronie Harmony Plus, przy kosmetykach Hair Jazz, poświęcono sporo miejsca na
opisanie i zachwalanie tychże produktów. Czymś, co ma nas ostatecznie przekonać
do ich kupienia, są badania kliniczne (link do nich znajduje się na stronie Harmony Plus przy opisie Hair Jazz), które rzekomo wykazały, że kosmetyki
Hair Jazz przyspieszają porost włosów nawet do… 4,5 cm miesięcznie, a
przeciętnie o 2,9 cm. Brzmi pięknie, prawda?
Jak
dla mnie raczej nierealnie, bo skoro przeciętnie włosy rosną około 1 cm
miesięcznie (przeciętnie – zdarza się więc, że u niektórych przyrost jest
mniejszy, a u innych nawet dwukrotnie większy), to co takiego musiałoby się
stać, by – dosłownie! – wystrzeliły 4,5 razy szybciej?
Badania
kliniczne od razu wydały mi się więc podejrzane i okazało się, że nie
bezpodstawnie: wynika z nich, że średni
przyrost u grupy badanych osób we Francji wyniósł… 15,2 mm. Czyli nieco ponad
1,5 cm! Skąd więc wzięło się 2,9 cm, którymi to tak chwali się Hair Jazz?
To
jeszcze nie koniec. Maksymalny przyrost 4,5 cm też jest wyssany z palca: według
badań maksymalny przyrost wyniósł… 18,1 mm. I to w dodatku tylko u jednej z
badanych osób. Nieźle, co?
Badania
kliniczne, na jakie powołuje się Hair Jazz, świetnie przeanalizowała autorka
bloga lamadolamy.pl, u której możecie przeczytać o przeinaczeniach i
wprowadzaniu klientów w błąd przez producenta. Zamiast opisywać te – delikatnie
mówiąc – nieścisłości, odsyłam was do jej wpisu. Powtórzę tylko za wspomnianą
już blogerką: gdzie jest granica między marketingiem a oszustwem?
Postanowiłam
jeszcze bardziej zgłębić temat i odezwać się do sklepu Harmony Plus. Wprost zapytałam
w mailu, który dokładnie składnik Hair Jazz odpowiada za tak szybki – jak zachwalają
– porost włosów. Oto odpowiedź, jaką otrzymałam (pisownia oryginalna):
Główne składniki Hair Jazz to
proteiny, które są głównym materiałem każdego włosa. Również kompozycja innych
składników (takich jak calcium, witamina B6) pomaga i stimuluje do cebulki
włosów absorbować te proteiny i konwertować je do wzrostu włosów.
Czy warto kupić kosmetyki
Hair Jazz?
Nie,
nie warto. To moje zdanie, ale teraz popieram je dwoma miesiącami testowania. Nie wystąpiły u mnie zachwalane przez
producenta efekty (byłoby cudem, gdyby się pojawiły), a w dodatku maska
poważnie przeproteinowała mi włosy.
Zapytacie
pewnie dlaczego w takim razie w internecie, poza krytycznymi, znajdziemy też
pochlebne opinie na temat Hair Jazz? Moim zdaniem część opinii może być efektem
działania internetowych trolli, a część – po prostu placebo, co opisała już
wspomniana przeze mnie wcześniej autorka bloga lamadolamy.pl.
Najśmieszniejsze
jest to, że o Hair Jazz pozytywnie wypowiadają się (także na blogach!)
dziewczyny, które najwidoczniej nie mają pojęcia o tym, jak działają kosmetyki,
nie zadały sobie trudu, by sprawdzić skład produktów, które stosują, czy choćby
zajrzeć do badań klinicznych. Przyjęły za pewnik to, co o swoich „cudach”
napisał producent. Dały się uwieść marketingowi, po prostu. Podam wam przykład:
jedna z blogerek, której wpis o Hair Jazz przeglądałam, przygotowując się do
napisania tego tekstu, zasugerowała swoim czytelniczkom, by – jeśli mają długie
włosy – po nałożeniu kosmetyków Hair Jazz podkładały pod nie ręcznik, bo
inaczej mogą sprawić, że na plecach zaczną im wyrastać włosy (!!!!). Rozumiecie?
Myślała, że działają tak silnie, że wystarczy dotknąć nimi skóry, by doczekać
się prawdziwej owłosionej dżungli. Pozostawię to bez dalszego komentarza.
Jestem bardzo ciekawa, czy
używałyście kosmetyków Hair Jazz. Napiszcie, jak się u was sprawdziły, czy przyspieszyły
porost włosów i czy nie spowodowały przeproteinowania?
Polecam:
Najlepsze metody na przyspieszenie porostu włosów – moje roczne obserwacje i ranking
Co najbardziej poprawiło stan moich włosów?
Miesiąc stosowania kosmetyków fryzjerskich i trychologicznych – jak zmieniły stan moich włosów?