W
pierwszej połowie roku – w okresie zimowo-wiosennym – wszystko było jeszcze w
porządku. Od lutego rozpoczęłam serię zabiegów karboksyterapii, które wzmocniły moje włosy i sprawiły, że zaczęły
mi znów wyrastać baby hair. W tym
czasie zrezygnowałam ze stosowania delikatnych szamponów na rzecz tych
mocniejszych, po kilku miesiącach znów wróciłam jednak do tych łagodnych (ale
nie dziecięcych). Dlaczego? Mogliście już o tym u mnie poczytać, więc odsyłam
do poniższego wpisu.
Wtedy
jednak, mniej więcej w drugim trymestrze, zaczęłam coraz mniej czasu poświęcać
na pielęgnację włosów: praktycznie zrezygnowałam z olejowania, sięgałam tylko
po podstawowe produkty i nie za bardzo zwracałam uwagę na to, by regularnie
używać wcierek. Zupełnie zapomniałam też o zabezpieczaniu końcówek. W efekcie
włosy z miesiąca na miesiąc wyglądały coraz gorzej. Nie zawracałam sobie tym
jednak wtedy głowy, bo miałam ważniejsze rzeczy do roboty: przygotowania do
ślubu i wesela. Niby z mężem rozłożyliśmy sobie wszystko w czasie i nie
robiliśmy nic na ostatnią chwilę, jednak na kilka czy kilkanaście tygodni przed
„godziną zero” mieliśmy sporo załatwiania i trzeba było połączyć to z pracą na
etat, dodatkowymi zajęciami, które oboje mieliśmy i innymi, codziennymi
sprawami. Przez to często wracałam do domu późno i byłam już tak zmęczona, że –
w kontekście włosów – nie myślałam już o niczym więcej niż umycie głowy i
nałożenie na 2-3 minuty maski czy odżywki.
Początek 2017 roku |
Taki
system początkowo się sprawdzał, ale po pewnym czasie zauważyłam, że włosy
wyglądają coraz gorzej. Szczególnie źle zaczęły prezentować się z tyłu głowy:
nie układały się, nie były gładkie i zaczęły się bardziej puszyć. Obiecałam
sobie jednak zapuszczać je do ślubu i tak też zrobiłam, dzięki czemu osiągnęły
naprawdę imponującą długość. Ostatecznie zdecydowałam się tego dnia na upięcie
nad karkiem z pasmami wywiniętymi z przodu. Tutaj możecie zobaczyć moją fryzurę ślubną i dowiedzieć się
więcej o tego typu fryzurach dla cienkich włosów.
Przez
zbyt długie zapuszczanie włosy przerzedziły się jednak na końcach, kilka dni po
ślubie z radością się więc ich pozbyłam, obcinając włosy do ramion. Zdecydowałam
się na tak krótkie dla mnie cięcie, bo miałam już dość długich włosów i
potrzebowałam zmiany. Uznałam, że ich znaczne skrócenie sprawi, że odżyją i
będą zdrowsze. Czekałam na ten moment od kilku miesięcy, efekt jednak bardzo
mnie zawiódł.
Niestety,
okazało się, że struktura moich włosów (a dokładniej to, że są bardzo lekkie)
sprawia, że w tej długości źle się układają. Jak to określiła moja fryzjerka, do
której udałam się po poradę po domowym podcięciu, brakuje im ciężkości i przez
to, że tylko lekko dotykają ramion (tak, były tak krótkie), nie są dociążone.
Wiedziałam, że ten stan minie, ale dopiero za kilka miesięcy, gdy odrosną.
Możecie sobie wyobrazić moje rozgoryczenie… Tymczasem włosy, patrząc z boku,
układały się tak, że tworzyły coś na kształt trójkąta: z tyłu końcówki
uporczywie – zamiast tworzyć gładkie przejście o prostej linii biegnącej od
czubka głowy do pleców – odstawały na zewnątrz. Nie wywijały się, nie wyginały, tylko wyglądały, jakby na końcach były bardziej gęste niż na czubku głowy. Żałuję, że nie zrobiłam im wtedy zdjęcia, bo teraz nie potrafię nawet do końca wyjaśnić, co się z nimi działo. Drażniło mnie to jednak do tego
stopnia, że przez całą jesień praktycznie dzień w dzień wiązałam lub upinałam
włosy. Czekałam aż odrosną!
Początek 2017 - koniec 2017 (kolory, szczególnie na drugim zdjęciu, jak zwykle nie oddają w pełni rzeczywistości) |
Teraz
jest już stopniowo coraz lepiej, wciąż jednak czekam, aż włosy odrosną
przynajmniej jeszcze o 5-10 cm. Mam nadzieję, że wtedy będzie już całkiem w
porządku. Rok 2018 – przynajmniej na początku – będzie więc dla mnie rokiem
zapuszczania!
Tu
możecie dla porównania zobaczyć podobne podsumowania z poprzednich lat:
- włosowe podsumowanie 2015 roku,
- włosowe podsumowanie 2016 roku,
- szczegółowe aktualizacje miesięczne i sezonowe.
A jaki był dla was 2017 rok?
Co się zmieniło, a co pozostało bez zmian? Co planujecie w 2018 roku?
Lubię takie podsumowania. :) Mam pytanie: czy Twoja strona będzie kiedyś responsywna? Bardzo lubię Twojego bloga, a najczęściej czytam blogi na telefonie, kiedy ktoś wrzuci post na Facebooku. Teraz to czytanie jest dość niewygodne. Myślę, że nie jestem jedyna. :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej! :) Była do niedawna :) Teraz testuję taką formę, ale nie wykluczam powrotu do starej :)
UsuńJuż jest! :)
UsuńPowodzenia w zapuszczaniu :)
OdpowiedzUsuńproszę poleć mi swoją fryzjerkę/ salon w którym pracuje :)
OdpowiedzUsuńMarta z salonu Hairco w Warszawie :) :)
Usuńw 2017 roku moje włosy stały się bardziej rozpoznawalne w internetach ode mnie, a tak całkowicie szczerze - wydawało mi się, że nauczyłam się o nie dbać, co jednak zweryfikowała sama końcówka roku. Rozjaśniłam sobie ombre, co okazało się moją zgubą. Mogę teraz robić fotki zmasakrowanym końcówkom! Na 2018 planuję ostre cięcie i powrót albo i zwiększenie długości. Cały czas zastanawiam się też nad sensem posiadania kręconych włosów, to chyba nie dla mnie, bo z każdą stylizacją jest gorzej. Chyba złapałam włosowy dołek. Życzę szybkiego i skutecznego zapuszczania, polecam Banfi, u mnie w 2 miesiące urosło 5 cm :)
OdpowiedzUsuńHehe :) A Banfi nie próbowałam, wygooglam sobie :)
UsuńMam tez dwa posty na blogu o niej :) Działa i pachnie ogórkami kiszonymi, bardzo ciekawy mix :D
UsuńMniam :D
UsuńPowodzenia w zapuszczaniu! Ja od kiedy zmieniłam fryzurę- po mimo,że na krótką jestem zadowolona:)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach z początku i końca roku widać znaczną różnice i rzeczywiście włosy na prawym zdjęciu są bardziej matowe i (przynajmniej na zdjęciu) nieco napuszone. Życzymy Ci aby nowy, 2018 rok przyniósł Ci same owocne rewolucje włosowe i mnóstwo motywacji. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy - Versum