Dość długo mnie tu nie było, a
wszystko przez mój ślub i wesele, które odbyły się na początku września. Przygotowania
i załatwianie rozmaitych spraw (a do tego oczywiście praca i inne zobowiązania)
zajęły mi w sierpniu tyle czasu, że nie starczyło mi go już na pisanie
czegokolwiek na bloga. Teraz powoli wracam już do normalności, a pierwszy wpis
po długiej nieobecności przeznaczam – a jakżeby inaczej – na opisanie Wam, na
jaką fryzurę ślubną się zdecydowałam. Tym bardziej, że część z Was mnie o nią
pytało!
Fryzura ślubna dla cienkich włosów – dylematy i opcje
Zacznę od tego, że nie jestem
typem kobiety, która całe życie marzyła o tym, by wyjść za mąż, a w czasach
szkolnych kolekcjonowała wycinki ze ślubnych katalogów, które wklejała do
trzymanego pod łóżkiem segregatora. O nie. Temat ślubów nigdy mnie nie
interesował i nawet przygotowując się do własnego, nie wpadłam w żadną przedślubną
gorączkę. To, jak tego dnia będę uczesana, także nie planowałam zbyt
skrupulatnie – miałam jedynie pewne wyobrażenie, jak taka fryzura mogłaby
wyglądać, a przede wszystkim – jak nie powinna.
Jeśli regularnie do mnie
zaglądacie, wiecie, że moje włosy są raczej cienkie i delikatne niż grube i
gęste. Z tego względu niektóre możliwości fryzur musiałam od razu skreślić.
Jedną z nich były luźne fale, które bardzo mi się podobają, ale zdecydowałam
się je odrzucić z kilku powodów:
- w dniu mojego ślubu była mżawka,
po chwili fale zamieniłyby się więc w puch,
- fale na moich włosach szybko
zaczęłyby się prostować, a zbyt mocno polakierowane nie wyglądałyby zbyt
dobrze,
- w dniu ślubu miałam naprawdę
długie włosy i uznałam, że będzie mi niewygodnie, jeśli nie będą upięte.
Szybko więc zweryfikowałam swoje plany i postawiłam na upięcie. Miałam
tylko jeden duży warunek: nie może być gładkie. Chodziło mi po głowie
uczesanie w romantycznym stylu, ale na tyle okiełznane, aby w czasie wesela nie
martwić się wpadającymi do talerza i fruwającymi wokoło pasmami. Nie chciałam
też fryzur przesadzonych, stworzonych z dziesiątek loczków – takich, które
wydają mi się zbyt kiczowate i przypominające czasy lat 90.
Moja fryzura ślubna
Dwa tygodnie przed ślubem poszłam
do swojej fryzjerki na farbowanie i tonowanie włosów, aby nieco ochłodzić ich
kolor. Z biegiem czasu, mimo stosowania odpowiednich kosmetyków, żółkną bowiem
i ich odcień staje się coraz cieplejszy. Dzięki temu, po kilku myciach, w dniu
ślubu miały pośredni, odpowiedni kolor. Poza tym przez ostatnie miesiące wcale
ich nie obcinałam, korzystając z tego, że się nie rozdwajają – na początku
września były więc naprawdę długie.
Na wykonanie fryzury ślubnej
wybrałam się do salonu „Agnieszka Chełmońska Studio” na warszawskiej Pradze,
gdzie czesała mnie przesympatyczna p. Ania Kamińska. Wykonanie widocznego poniżej upięcia zajęło jej nieco ponad godzinę.
Fryzura była asymetryczna, zaczesana na prawą stronę. Z przodu włosy były
wywinięte, a niektóre pasma luźno zwisały. Tym sposobem uniknęłam więc
gładkiego koka, co bardzo mnie cieszyło. W zależności od ilości włosów w koka
można wpleść sztuczne pasma bądź zastosować wypełniacz, chociaż na pewno nie
każdy ich potrzebuje. Do tego uczesania potrzeba jednak wielu wsuwek – ja
miałam ich chyba ze 40!
Fryzjerka wpięła mi także we
włosy stroik, który wcześniej kupiłam – zdecydowałam się na delikatną ozdobę na
druciku, która współgrała z moją suknią i biżuterią. Jej zaletą jest to, że
można ją dowolnie wyginać i układać, a nawet – w razie potrzeby – skrócić.
Welon był przypięty tuż nad nią i z nim wiązał się jedyny problem: z powodu tak
dużej ilości spinek trudno było go wpiąć we włosy i wciąż się wysuwał. Bałam
się, że spadnie w drodze do ołtarza, ale na szczęście zsunął się już po wyjściu
z kościoła :)
Uczesanie było bardzo wygodne i
trwałe – po weselu nawet w nim spałam i obudziłam się niemalże z nienaganną
fryzurą :) Najgorsze
było wyciąganie z włosów tych wszystkich spinek, ale z pomocą osób trzecich
jakoś się to udało :)
|
Za wiele wprawdzie nie widać, ale chciałam Wam pokazać z suknią i (zsuwającym się) welonem ;) |
Jak zaplanować fryzurę na ślub?
Jeśli zbliża się Wasza data ślubu
bądź chcecie zawczasu wszystko zaplanować, oto moje rady, które – mam nadzieję
– się Wam przydadzą:
- jak najwcześniej zarezerwujcie sobie miejsce u ulubionego fryzjera
– czekanie do ostatniej chwili (mam tu na myśli: kilka miesięcy przed ślubem w
przypadku dobrych salonów) może skutkować brakiem miejsc. O tym, jak taki salon
wybrać, napisałam poniżej.
- Jeśli to możliwe, umówcie się na fryzurę próbną. Nie musi
być ona wykonywana w miejscu, gdzie ostatecznie będziecie się czesać (moja nie była)
– taka wizyta ma być dla Was inspiracją,
a nie ostatecznym wybraniem kształtu uczesania. Chodzi o to, by porozmawiać z
fachowcem, co pasuje do Waszej urody, włosów i sukni, ocenić, czy ładniej Wam w
wysokim koku, czy może lepiej będzie postawić na luźne loki. Ja po takim
spotkaniu miałam sporo nowych pomysłów na siebie!
- Przejrzyjcie internet w
poszukiwaniu inspiracji. Jeśli marzy się
Wam jakieś upięcie, a wydaje się Wam, że Wasze włosy się do niego nie nadają,
porozmawiajcie o tym z fryzjerem zamiast od razu rezygnować z pomysłu –
może się okazać, że wystarczy pasmo sztucznych włosów lub prosty wypełniacz,
aby wyczarować ją na Waszych włosach. Wszystko zależy od umiejętności fryzjera!
- Przy wyborze fryzury
uwzględnijcie – poza jej wyglądem – także to, czy będzie Wam w niej wygodnie, czy będzie pasować do twarzy i
sukienki.
- Jeśli farbujecie włosy na blond, zróbcie to tydzień lub dwa tygodnie
przed ślubem – zazwyczaj w dniu ślubu wyglądają one wtedy ładniej niż w
dniu farbowania lub miesiąc później.
- Wizytę w dniu ślubu umówcie z
samego rana – nie polecam czesać się dwie czy trzy godziny przed ślubem.
Dlaczego? Z prostego powodu: po co dokładać sobie stresu i martwić się, że się
nie zdąży? Tym bardziej, że fryzjer może mieć gorszy dzień i wizyta się
przedłuży lub też jej termin się przesunie z powodu innych, spóźnialskich
klientek. A Wy macie przecież tego dnia jeszcze trochę spraw do załatwienia. Fryzjerka,
która czesała mnie w dniu ślubu, wspominała, że miewała klientki, które
przychodziły do salonu na czesanie 2 godziny przed uroczystością i bardzo się martwiły, że nie zdążą…
- Zawczasu pomyślcie, czy chcecie mieć we włosach jakieś ozdoby, np.
stroiki, wianki, diademy lub kwiaty. Jeśli tak, trzeba je wcześniej kupić lub
zamówić w kwiaciarni.
- Nie zmieniajcie koloru włosów niedługo przed ślubem – coś może
pójść nie tak, a przecież żadna z nas nie chciałaby mieć w ten dzień spalonych
włosów…
Jak wybrać fryzjera na ślub?
Wybór fryzjera, który wykona
fryzurę ślubną, to osobne zagadnienie. Moim
zdaniem wiele przyszłych panien młodych niepotrzebnie decyduje się w dniu ślubu
czesać u swojego dotychczasowego fryzjera. Zazwyczaj robią to ze strachu
przed nieznanym, uważając, że lepiej wybrać to, co się już zna. Nie zawsze to
dobry tok myślenia.
Jeśli nasz fryzjer faktycznie
specjalizuje się w upięciach i fryzurach ślubnych, to świetnie – w innym
przypadku warto spróbować gdzieś indziej. Najlepiej popytać wśród znajomych lub
przejrzeć oferty z naszej miejscowości – ja salon, na który się zdecydowałam,
poznałam z polecenia, a po przejrzeniu jego strony (zdjęcia fryzur!) od razu
zapisałam się na wizytę na dzień ślubu. Ostateczną decyzję podjęłam zaś po
rozmowie z fryzjerką.
No właśnie: z fryzjerem, który będzie nas w ten dzień czesał, warto wcześniej
porozmawiać – nie chodzi nawet o to, by umawiać się do niego na czesanie
próbne, ale o to, by zamienić z nim kilka zdań, podpytać, co według niego można
zrobić z naszymi włosami, jakie mamy możliwości i czy warto coś dokupić i
przynieść na wizytę. To też okazja, by ocenić, czy specjalista faktycznie jest
fachowcem: czy umie doradzić? Czy jest kompetentny? Czy wychodzi z własną
inicjatywą? Czy zna się na rzeczy? Możemy też podpatrzeć, jak pracuje, jak
czesze i jaki ma styl.
Na końcu zamieszczam jeszcze kilka zdjęć mojej fryzury :)
Jestem ciekawa, jakie fryzury ślubne się Wam podobają, a jeśli macie
ten dzień już za sobą, napiszcie, jak byłyście uczesane!
Polecam: