Od
pół roku nie farbowałam włosów, a mój odrost osiągnął już 10 centymetrów. To mój
życiowy rekord bez farby, ale też niezły test dla silnej woli i samozaparcia. I
chociaż nie sądzę, abym na stałe wróciła do w pełni naturalnego koloru (po
latach w ciemnych włosach uważam, że w jasnych wyglądam znacznie lepiej), to
jednak zaniechanie koloryzacji, przynajmniej na jakiś czas, na pewno
przysłużyło się ich kondycji.
Farbować czy nie, czyli moje cele
Kiedy
więc otrzymałam zaproszenie na farbowanie z użyciem nowego na polskim rynku
systemu Fibreplex, początkowo odłożyłam w swoich planach wizytę na później
obawiając się, że fryzjer namówi mnie na zafarbowanie całej fryzury, a
jednocześnie nie miałam konkretnego pomysłu na to, co chciałabym ze swoim ówczesnym
kolorem zrobić. Przez kilka tygodni bez zbytniego zaangażowania rozmyślałam
więc, jak mogłabym go zmienić i doszłam do wniosku, że chciałabym osiągnąć cztery
efekty:
- zlikwidować żółty odcień włosów,
- wyrównać koloryt włosów,
- pozostać przy jasnym kolorze, ale zmienić go na zdecydowanie chłodniejszy,
- stworzyć ombre, które będzie łączyło mój naturalny kolor włosów (10 centymetrów odrostu, którego nie chciałam farbować) z jaśniejszym odcieniem. Zdecydowałam bowiem, że skoro zapuszczam naturalny kolor tak długo, zanim ponownie go przefarbuję, sprawdzę, jak będzie wyglądał w takim nowym dla mnie wydaniu.
Z
tą myślą na początku grudnia zdecydowałam się wykorzystać zaproszenie i udałam
się na wizytę do jednego z warszawskich salonów Milek Design. W tym miejscu
zrobię małą dygresję związaną z miejscem, w którym miałam okazję być już kilka
miesięcy temu i które, niestety, nie zapisało się w mojej pamięci zbyt
pozytywnie.
Dobra renoma salonu nie zawsze oznacza dobrego fryzjera...
W
te wakacje uczestniczyłam w spotkaniu prasowym, które zorganizowano w innej
filii salonu Milek Design. Byłam bardzo przejęta tą wizytą, ponieważ salon reklamuje się jako jeden z najlepszych w Warszawie, a na dodatek tego dnia mogłam
przekonać się na własnych włosach (sic!) o umiejętnościach tamtejszych
stylistów. Na konferencję zabrałam więc koleżankę i w bardzo dobrych humorach
udałyśmy się na umówione miejsce. Po krótkim, ale sympatycznym powitaniu i
wysłuchaniu krótkiego wykładu na temat koloryzacji zostałyśmy zaproszone na
fotele fryzjerskie, a stylistki zaoferowały, że uczeszą nas w wybrany przez nas
sposób (chociaż niestety nic same nie zaproponowały). Obie z koleżanką mamy
proste włosy, poprosiłyśmy więc o ułożenie ich w fale bądź loki. Podczas
stylizacji miałyśmy też mieć okazję wypróbować nową linię kosmetyków
Schwarzkopf, którym poświęcone było spotkanie. Niestety, moje pozytywne
nastawienie do salonu prysło jak bańka mydlana, ponieważ cały proces czesania
i układania włosów był dla mnie gehenną – stylistka bardzo mnie ciągnęła i
szarpała, niewiele robiąc sobie z mojego pojękiwania „oj” czy „auć”,
mimowolnych grymasów czy delikatnego dawania do zrozumienia, że to, co robi,
sprawia mi ból. Co gorsza, zdecydowała się kręcić mi loki na prostownicę, ale
niedokładnie wysuszyła moje włosy, więc pomimo zastosowania kosmetyku
termoochronnego bardzo dymiły, syczały i wyglądały, jakby zaraz miały się
spalić. Oczywiście zwróciłam jej uwagę, że najwidoczniej włosy są jeszcze zbyt
mokre, ale powiedziała, że dymienie jest normalnym procesem po zastosowaniu
tego kosmetyku (doprawdy?). Teraz myślę, że byłam zbyt grzeczna, ale szczerze
mówiąc w tamtym czasie chciałam już tylko jak najszybciej zejść z fotela i
postanowiłam, że niech zrobi co ma zrobić, abym mogła wreszcie wyjść. W efekcie
zarówno moja fryzura, jak i koleżanki, wyglądały dość podobnie: spuszone fale
(obie stylistki rozczesały je po zakręceniu) nie wyglądały szczególnie ładnie. Tak
się złożyło, że kilka dni wcześniej byłam czesana w Instytucie Kèrastase – tam
także zrobiono mi fale, była to jednak o wiele piękniejsza i dużo bardziej
wytrzymała fryzura niż w Milek Design. Koleżanka także nie była zadowolona, ale
w jej przypadku najgorsze miało dopiero nadejść… Gdy wróciła do domu, fryzura
była już na tyle nieładna, że włosy nadawały się już tylko do związania lub
umycia. Koleżanka umyła więc włosy i zaczęła je suszyć. Jakie było jej
zdziwienie, gdy okazało się, że część z nich, wcześniej zupełnie zdrowa, jest
postrzępiona i zaczyna się kruszyć! Włosy okazały się być tak zniszczone i spalone, że
wymagały natychmiastowego obcięcia, co niniejszym koleżanka uczyniła. Moje na
szczęście po umyciu były w dobrym stanie, ale tego ciągnięcia i szarpania na
fotelu fryzjerskim raczej długo nie zapomnę. Niestety, również atmosfera podczas wizyty nie była zbyt sympatyczna, a ja miałam wrażenie, że pani stylistka została wyznaczona do czesania za karę.
Jak
więc widzicie, pewnie nie ma się co dziwić, że wciąż odkładałam kolejną wizytę
w tym salonie z obawy, że mogę nie być zadowolona z efektów.
Ombre z naturalnego koloru
włosów krok po kroku
W
salonie moimi włosami zajęły się dwie panie: stylistka i młodsza stylistka.
Pierwsza z nich omówiła ze mną planowane działania (udało mi się wytłumaczyć,
co chcę osiągnąć i wypracowałyśmy plan farbowania), a druga nakładała farbę na
moje włosy. Gdy tylko zostałam na chwilę sama na fryzjerskim fotelu, kątem oka
zauważyłam stylistkę, która poprzednim razem zajmowała się moimi włosami i
odetchnęłam z ulgą, że tym razem nie została mi przydzielona…
Na
czym polegało farbowanie? Na początku do farby został dodany Fibreplex. Fryzjerka
koloryzowała mi co drugie pasmo na szydełku (wyciągając z niego cienkie
pasemka), resztę włosów pokrywając innym, ciemniejszym, ale zbliżonym kolorem farby (z
pominięciem naturalnych odrostów). Na końcu całość została odpowiednio
roztarta, a włosy umyte. Na mojej głowie powstało więc ombre, które zaczyna się
od odrostów i gładko przechodzi w jaśniejszy, popielaty odcień włosów. Całość
wygląda dość naturalnie i nie jest tak wyraziste kolorystycznie jak na
większości zdjęć w internecie, na których końcówki różnią się od koloru nasady
włosów o wiele odcieni. U mnie kolory przenikają się i są jakby trójwymiarowe –
zmieniają się w zależności od oświetlenia i dlatego tak trudno było mi uchwycić
ich odcień na fotografiach (to, co widać na zdjęciach, nie oddaje w pełni
rzeczywistości – kolor zmienia się w zależności od światła i nie jest tak
ciemny od skóry głowy jak na poniższej fotce).
W świetle dziennym. Niestety nie widać tutaj płynnego przechodzenia kolorów |
Przy sztucznym świetle (zdjęcia poniżej) kolor wydaje się być bardziej żółty, w rzeczywistości jednak można go określić bardziej jako popielaty. Odrost całkiem ładnie stapia się z sąsiadującym kolorem i płynnie przechodzi w jasny. Niestety, na zdjęciach trudno to "złapać", dlatego może się on wydawać dużo ciemniejszy.
Czym jest Fibreplex?
O
Fibreplex zrobiło się głośno kilka miesięcy temu za sprawą akcji promocyjnej
zorganizowanej wokół Joanny Horodyńskiej – włosy stylistki zostały wówczas z
dnia na dzień przefarbowane z ciemnych na jasny blond, a sama zainteresowana
opowiadała, jak to możliwe, że tak drastyczna przemiana jej wizerunku nie
wpłynęła destrukcyjnie na jej fryzurę.
Fibreplex
to system chroniący włosy podczas farbowania, rozjaśniania czy robienia
pasemek. Jego działanie opiera się na wzmacnianiu wiązań we włosach, dzięki
czemu minimalizuje ich łamanie (według badań aż o 94%) i uszkodzenia. Nie
wpływa na czas zabiegu, a w jego skład wchodzą trzy produkty:
- Fibreplex nr 1 – Bond Booster: wzmacnia wiązania strukturalne włosów.
- Fibreplex nr 2 – Bond Sealer: stabilizuje wiązania strukturalne włosów i zamyka ich łuski.
- Fibreplex nr 3 – Bond Maintainer: przedłuża trwałość kuracji. Ta część służy do domowego użytku po zabiegu. Nakładamy ją na umyte włosy tak jak odżywkę i spłukujemy po 5 minutach. Zaleca się korzystać z niej dwa razy w tygodniu.
Czy warto było użyć Fibreplex?
Nie
wiem oczywiście, jak wyglądałyby moje włosy bez zastosowania tego systemu,
jednak po jego użyciu faktycznie nie widzę, aby uległy jakimś zniszczeniom w
trakcie farbowania – są gładkie, miękkie i ładnie się błyszczą. Nie zauważyłam
żadnych połamanych końcówek, a po dwukrotnym umyciu włosy wciąż wydają się zdrowe.
Przed farbowaniem i użyciem Fibreplex i po |
Czy Fibreplex ma coś
wspólnego z Olaplex?
Nazwa
podobna, ilość produktów używanych w ramach systemów też, sposób użycia także
wydaje się niemalże ten sam. Opis działania, a tym samym zapewne samo
działanie, jest jednak inne i nie należy o tym zapominać: Olaplex ma za zadanie
odtwarzać i rekonstruować mostki dwusiarczkowe włosów, Fibreplex zaś wzmacnia
wiązania strukturalne włosów. Jak to przekłada się na praktykę, każdy może
ocenić, testując oba produkty, muszę jednak napisać coś, czego dowiedziałam się
niedawno, gdy uczestniczyłam w konferencji prasowej tego pierwszego systemu: Olaplex
był pierwszy i to on zrewolucjonizował rynek fryzjerski. Wszystkie inne
systemy, których nazwy przypominają nazwę Olaplex (najczęściej z „x” lub „plex”
na końcu) są przez jego producentów uznawane za podróbki i – co ciekawe – w
najbliższym czasie ich twórcy będą musieli zmierzyć się z pozwami sądowymi
wystosowanymi w ich kierunku. Trochę się temu nie dziwię, jednak patrząc z
punktu widzenia konsumenta, najważniejsze w wyborze idealnego produktu są dla
mnie cena i możliwe do osiągnięcia rezultaty. Który daje najlepsze, tego nie
wiem, bo musiałabym przetestować wszystkie, ale myślę, że warto mieć świadomość
takiego stanu rzeczy i tego, że nie wszystkie „-plexy” wykazują takie samo
działanie.
Ile to kosztuje?
Farbowanie,
łącznie z konsultacją, myciem i suszeniem, trwało dwie godziny. Gdybym musiała
za nie zapłacić, z mojego portfela ubyłoby ponad 500 złotych – sama usługa w
Milek Design kosztuje od 350 do 450 zł, a użycie Fibreplex podbija cenę o
dodatkowe 60-70 zł (w zależności od długości włosów). Uważam, że to w sumie bardzo
dużo.
Macie doświadczenie w
zapuszczaniu naturalnego odrostu? Jak radzicie sobie z dużymi różnicami
kolorystycznymi pomiędzy włosami farbowanymi i naturalnymi?
PS.
I tym sposobem napisałam kolejny wpis na prawie 10,000 znaków ze spacjami. Ktoś
powinien mnie przed tym powstrzymywać ;)
Podobne wpisy:
- 5 błyskawicznych koków do pracy lub szkoły!
- Najgorsze fryzury gwiazd, czyli tego nigdy nie zrobię swoim włosom!
- Fryzury gwiazd sprzed wielu lat!
- Czy odrosty są modne? | Odrosty kontra ombre
- JunctioX – efekty użycia na moich włosach
- Relacja z warsztatów Dni Pięknych Włosów | Zabieg pielęgnacyjny w Instytucie Kerastase Leszka Czajki
Fajnie kolor został wyrównany i dzięki temu dużo łatwiej będzie Ci osiągnąć cel, jeśli oczywiście go założysz, a na pewno będziesz się lepiej czuła niż w dużym kontraście.
OdpowiedzUsuńKolor wyszedł fajny i super, że włosy nie ucierpiały:) Cena za usługę jest powalająca więc dobrze, że nie musiałaś płacić .
OdpowiedzUsuńwow ale piękne włosy. Kolor, cięcie i ich stan:) Tęsknie za moim blondem:(
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyglądają.
OdpowiedzUsuńZabrzmi to może dziwnie, ale jestem zachwycona Twoim odrostem :D
Buziaki :*
Fajnie przeczytać o czymś innym niż Olaplex ;) bo temat tego specyfiku już mi się przejadl.
OdpowiedzUsuńładne włosy :)
Metoda mi nie znana, ale efekt całkiem dobry :)
OdpowiedzUsuńZapuszczam odrost już prawie 2 lata, sięga mi za brodę :) chodzę z brzydkim rudym pseudoombre, ale motywacji dodaje mi ciraz lepszy stan włosów :)
OdpowiedzUsuńNie widzę potrzeby powstrzymywania Cię :)
OdpowiedzUsuńKolor jest naprawdę piękny, same włoski masz śliczne. :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje wpisy - pisz dużo, nie ma co Cię powstrzymywać :D
OdpowiedzUsuńWłoski masz teraz piękne ;)
Ciekawy post nigdy nie za długi ;) ja swoje włosy przefarbowałam całe na kolor zbliżony do moich naturalnych, który jednak potem się nieco wypłukał i dalej dól był nieco jaśniejszy od góry, jednak to mi nie przeszkadzało bo przejście było całkiem naturalne i po prostu czekałam jak moje naturalki sobie spokojnie odrosną :)
OdpowiedzUsuńDobry sposób :)
UsuńBardzo podoba mi się efekt. Zwłaszcza brak żółtego odcienia :)Piszesz że nie chcesz mieć swoich ciemnych włosów ale one chyba nie są ciemne - na zdjęciach wydają się być ciemnym blondem. Może wystarczy (jak już odrosną naturalne) zrobić tylko jaśniejsze, popielate pasemnka i w ten sposób je rozjaśnić?
OdpowiedzUsuńMój naturalny kolor jest trochę mysi, taki typowy dla szatynki ;) Myślałam o tym sposobie, o którym piszesz, jeszcze nie wiem, co zrobię, zobaczę, co mi się "zachce" :)
UsuńKusi mnie coś podobnego lub dodanie jasnych pasemek (tak jak Blond Hair Care) ale boję się zaufać fryzjerce, byłaby wielka szkoda zmarnować cały ten czas powrotu do naturalek.
OdpowiedzUsuńFajny ten chłodny blond w świetle dziennym :)
Ciekawy wynalazek :-)
OdpowiedzUsuńWyszło naprawdę ładnie :) Bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńPiękny blond wyszedł, zdecydowanie takie jak lubię. Słyszałam, że teraz modny jest tak zwany brudny blond https://azitylkokobieta.pl/brudny-blond-jak-uzyskac-dirty-blonde-i-komu-pasuje-ten-kolor/. Aż zastanawiam się jak by wyglądał na moich włosach, muszę podczas najbliższej wizyty u fryzjera zapytać czy to będzie dobry pomysł i być może wypróbować. Może czas na taką metamorfozę a nie zachowawcze farbowanie na kolor zbliżony do mojego naturalnego.
OdpowiedzUsuń