Wasze historie to seria, w której będę zamieszczać
inspirujące opowieści czytelniczek – ich sukcesy i porażki w dążeniu do
włosowego ideału, inspiracje do działania oraz motywujące historie. Bardzo
lubię takie wpisy na innych blogach, a dostaję od Was sporo maili z prośbami o
poradę i uważam, że wiele z Waszych historii jest na tyle ciekawych i
motywujących, że aż żal nie pokazać ich szerszemu gronu odbiorców!
Jeśli
więc chcecie zaprezentować u mnie swoje włosy, opisać, jak o nie dbacie,
pokazać, jak się zmieniały w ostatnich latach i/lub poprosić o porady i
wsparcie, piszcie – więcej informacji znajdziecie w zakładce WASZE HISTORIE. Mam nadzieję, że uda
nam się wspólnie stworzyć tu kącik motywacji i wzajemnej pomocy, w którym
pomagać będę nie tylko ja, ale też moi dysponujący często ogromną wiedzą czytelnicy :)
Na początek mam dla Was burzliwą (głównie pod kątem
koloryzacji) i bardzo motywującą do działania historię Izy, która jako pierwsza
zgodziła się opublikować swój list na moim blogu (dziękuję!).
Poniżej wiadomość i zdjęcia od Izy:
Moje włosy nie
miały ze mną lekko, nigdy.
Jak teraz patrzę
wstecz cieszę się i zastanawiam jednocześnie, jakim cudem mam jeszcze włosy.
Jako dziecko moje
włosy były bardzo długie (mniej więcej do połowy pośladków) gęste i grube, w
kolorze "ciemny mysi blond", którego szczerze nienawidziłam. Stąd też
zaczęły się kombinacje z kolorem. Na pierwszy ogień jakoś pod koniec
podstawówki poszły w ruch nożyczki i stałam się (przynajmniej wtedy tak
myślałam) szczęśliwą posiadaczką włosków do ramion oraz blond pasemek domowej
roboty. Kolejnym krokiem były wciąż blond pasemka wręcz w hurtowych ilościach,
pazurki i cieniowania (choć włosy nigdy nie były krótsze niż do ramion) i w ten
sposób minęło praktycznie całe gimnazjum i liceum.
rok 2006-2007 |
Włosy rosły, u
fryzjera były podcinane „tyle ile trzeba, ale nie dużo, bo zapuszczam”. Końce
się łamały i rozdwajały. Zdecydowanie buntowały się i nie chciały zapuścić, a
ja się frustrowałam „bo nie rosną” ;)
Spałam w
rozpuszczonych i o zgrozo, niemal zawsze mokrych włosach, suszarka i
prostownica na porządku dziennym. Szampon, odżywka, jak mi się przypomniało to
czasem jedwab na sfatygowane końcówki. Niepostrzeżenie nastała klasa maturalna
i odwiedziny u 'stylistki'. Włosy z gęstego, rozjaśnianego baleyage stały się
baaardzo ciemno fioletowe, niemal czarne z białymi pasemkami. Włosy
pozostawione same sobie ślicznie się wypłukały do moich naturalnych z
jaśniejszymi refleksami.
rok 2008 |
„Coś” strzeliło mi do głowy i kupiłam sobie
czarną farbę.
rok 2008 |
Trwało to około
pół roku. Po tym czasie postanowiłam wrócić do blondu, na szczęście zdejmowanie
koloru odbyło się u fryzjera i po wyjściu miałam piękne, kasztanowe włosy.
Później znowu nastała blond era. Były nawet różowe pasemka ;)
rok 2009 |
Nieodparta chęć
zmiany w wieku 21 lat podkusiła mnie o spotkanie z nożyczkami, zakończonym
ślicznym bobem, którego nijak nie potrafiłam ułożyć, bo włosy się puszyły.
rok 2010-2011 |
Ale rosły, skutecznie
traktowane blond farbami. Aż znowu zechciałam ciemne. Farba z gatunku ciemny
granat (a może to był fiolet?), oczywiście farbowanie w domu.
rok 2012 |
Spłukała się do
czegoś mniej zidentyfikowanego (ombre? :)), a ja miałam już kolejny pomysł.
Czerwień. Jako że mieszkałam wtedy za granicą, a pieniędzy jak na lekarstwo,
wylądowałam z rozjaśniaczem w jednej i czerwoną farbą w drugiej łapce. To był pierwszy raz, kiedy włosy po
rozjaśnianiu zrobiły się gumowe i zaczęły się ciągnąć.
rok 2012 |
Ale szybciutko
zostały obcięte pasma w najgorszym stanie, ja waliłam na nie dwa razy więcej
odżywek i czerwona rudość dumnie kryła moje piórka niemal rok.
rok 2013 |
I tu nastąpił przełom. O ironio, zachciało mi
się blondu.
Dekoloryzacja już w kraju, u
fryzjera. Wyszłam marchewkowa, ale było to całkiem fajne. Stopniowo, pasemkami
znowu zaczęłam tlenić moje piórka.
rok 2013 |
Włosy były w
tragicznym stanie, spalone, suche, zniszczone, wiecznie spuszone. Ale kto by
się przejmował? Jest prostownica, zaraz będą gładkie. A że wilgotne? Suszyć? E
tam, przecież prostownica też jest gorąca, więc wyschną. O zgrozo.
rok 2013 |
W grudniu 2013 wróciłam
do koloru naturalnego, zaprzestałam spania w rozpuszczonych (i mokrych!)
włosach, rozstałam się na dobre z suszarką i prostownicą.
Rok 2014 był
zaledwie podchodami do świadomej pielęgnacji. Chciałam, coś tam nawet robiłam,
było różnie.
rok 2014 |
No i wpadłam. W
sierpniu zrobiłam pierwsze „włosowe” zdjęcie i od tamtej pory zwykle mama wita
mnie słowami „Coś Ty znowu kupiła do tych włosów?! Czy ty nie wiesz ile jest
odżywek w łazience?!” ;)
rok 2014 i 2015 |
Do tej pory widzę
skutki tego, co robiłam. Włosy kruszą się, ale zabezpieczam, nadal rozdwajają,
ale stopniowo obcinam. Buntują się, ale jestem cierpliwa. Staram się im
dogadzać ile się da.
Bo wiem, że warto
:)
10 maj 2015 |
Pielęgnacja.
Nie sprawdza się u mnie nic typowego dla włosomaniaczek. Alterra z granatem,
garnierowska odżywka z awokado i karite, olej dabur amla, mycie OMO oraz wiele
innych produktów – nie, nie i jeszcze raz nie. Olejowanie też nie przynosiło
skutków. Obecnie olejuję w formie mgiełki: odżywka, babydream fur mama i woda
(proporcje 1:1:1) przez co najmniej 4h, myję skalp babydreamem, barwą (aktualnie
pokrzywową) lub isaną z mocznikiem. Z masek moje włosy najbardziej polubiły się
z kallosem keratin i silk. Serical crema al latte sprawdzał się tylko jako baza
do proteinowych, domowych masek. Biovax (orchid i do ciemnych włosów, a nawet
saszetki) nie zrobiły praktycznie nic. Wszystkie maski zawsze nakładam na co
najmniej godzinę pod czepek. Postawiłam na płukanki. Kawowa puszy, octowa i z
siemienia zadziałała (sama się zdziwiłam :) ) Kupiłam sobie rossmannowskie
nożyczki i podcinam sama.
Jak widać,
ciągle walczę i szukam ideałów, ale widzę też postępy.
Jeśli ma się
wystarczająco dużo cierpliwości, to wszystko można.
Obecnie moim
celem jest pozbycie się wszelkich pozostałości po farbowaniach i zapuszczenie
włosów do linii bioder. Nie martwię się, że minie wiele czasu zanim to się
stanie.
Czas i tak
minie.
W swoim liście Iza zaznaczyła, że obecnie jej odrost do długości
brody jest niskoporowaty, a reszta włosów – średnio- lub wysokoporowata.
Jakich porad poszukuje Iza?
Przede wszystkim, czy co jeszcze mogę robić, co się
sprawdzi? Do tej pory nie znalazłam kosmetyków, czy to masek, odżywek,
płukanek, które moje włosy by polubiły ewidentnie, wszytko czego używam jest
"w miarę", ale nie ma efektu, po którym bym oniemiała. Mam z tym
problem tym większy, że wiele kosmetyków tak bardzo zachwalanych u mnie po
prostu się nie sprawdza. Najbardziej
zależałoby mi na dobraniu oleju po którym będzie efekt „wow” (do tej pory
używałam sezamowego, babydream fur mama, z orzeszków ziemnych, rycynowego i
arganowego).
Kolejna kwestia to fryzura na noc. Najczęściej, kiedy
chcę mieć proste włosy jak na ostatnim zdjęciu, muszę kilkanaście razy czesać
mokre i wilgotne włosy, żeby je "ulizać", a jak tylko zwinę je w
ślimaczka, to nie falują, tylko są spuszone (jak na zdjęciu z lutego tego roku)
– nie są wtedy ani kręcone, ani pofalowane. No i co zrobić z tymi odstającymi na długości włoskami, które zaburzają
mój zamierzony efekt tafli? Nie jestem nawet pewna, czy to zniszczone i
połamane włosy, czy odrośnięte baby hair. Ogólnie wszystkie rady i
spostrzeżenia są dla mnie niezwykle cenne i wezmę je pod uwagę.
Co można poradzić Izie?
Niestety, nie ma recepty i bezbłędnych porad –
każde włosy reagują inaczej i to, co u jednych pomaga, innym może wręcz
zaszkodzić. Jedyną metodą jest samodzielne testowanie i sprawdzanie, co jak u
nas działa. Warto przy tym zaznaczyć, że „testowanie” nie oznacza pojedynczego
użycia kosmetyku, lecz jego stosowanie przez jakiś czas (chociaż 2 tygodnie),
by zaobserwować efekty.
Nie mogę podsunąć Izie konkretnych kosmetyków, które
NA PEWNO jej pomogą (to niewykonalne), lecz mogę zasugerować, co może
sprawdzić.
Włosy zniszczone farbowaniem – sposoby pielęgnacji
Po wielu latach farbowania włosy są zazwyczaj
zniszczone i wymagają przede wszystkim regeneracji i odżywienia. Należy przy
tym postawić też na pielęgnację, która ochroni włos przed kolejnymi zniszczeniami
i utratą wilgoci – tutaj, poza olejowaniem, pochwalam stosowanie przez Izę silikonów,
które otoczą pasma ochronnym filmem, a dodatkowo je wygładzą. Odradzałabym
natomiast kosmetyki z wysuszającym alkoholem – taką jak wspomniana w liście odżywka
Alterra.
W jednym z maili Iza wspomniała, że jej włosy puszą
się najbardziej tuż po umyciu i dopiero po jakimś czasie wygładzają się i
wyglądają ładniej – to klasyczny dowód na to, że włosy są zniszczone (sama mam podobny problem – moje włosy wyglądają najgorzej tuż po
podsuszeniu). Łuski takich włosów nie zamykają się od razu, potrzebują na to
więcej czasu, dlatego często dopiero po kilku godzinach stają się bardziej
gładkie. W takim przypadku warto przyspieszyć ich domknięcie (o tym piszę
więcej poniżej).
Warto pamiętać, że w zasadzie każde włosy
zniszczone są jednocześnie suche. To oznacza, że należy je umiejętnie nawilżać,
gdyż nadmiar humektantów w wilgotne oraz suche dni może powodować puszenie, a w tym także odstawanie pojedynczych
włosków na długości. Trzeba je także
natłuszczać, aby nie traciły wilgoci (w tym pomagają emolienty). Wszystko
sprowadza się jak zwykle do równowagi emolientowo-proteinowo-humektantowej :)
Iza zaznaczyła, że z masek, które u niej dobrze
działają, może wymienić Kallos Keratin i Silk – poza tym, że obie opierają się
na silikonach (to potwierdza, że w przypadku Izy są one przydatne), pierwsza z
nich zawiera bardzo potrzebne zniszczonym włosom proteiny, druga zaś oliwę z
oliwek – jest to dość ważny trop i na tej podstawie możemy przypuszczać, że to
właśnie oliwa może się u Izy sprawdzić do olejowania włosów.
Jeśli chodzi o maski, nie polecałabym tak długiego
ich trzymania na włosach (Iza stosuje je na co najmniej godzinę pod czepek) –
mogą wówczas puszyć, a udowodniono, że składniki aktywne i tak wnikają we włosy tylko przez 20-30 minut.
Pamiętajmy też o kolejności: maska bogata w
składniki odżywcze powinna być stosowana jako ostatni etap pielęgnacji,
najlepiej po użyciu szamponu oczyszczającego (z silniejszymi detergentami – od czasu do czasu), który otwiera łuski
włosów, lub łagodnego o bardziej zasadowym niż kwasowym pH – tylko wtedy składniki
wnikną do wnętrza włosów. Potem możemy zastosować płukankę zakwaszającą, która
zamknie łuski (byle nie za każdym razem, bo częste odginanie i zamykanie łusek może je zniszczyć).
A jak odgadnąć, co może spodobać się naszym włosom?
W pierwszej kolejności poleciłabym przejrzeć dokładnie składy tych kosmetyków,
których działanie Iza sobie chwali, zobaczyć, co się w nich znajduje i co może
dawać pozytywny efekt. Przykładowo obecna w Kallos Silk oliwa z oliwek może być
odpowiedzialna za dobry efekt końcowy – warto więc wypróbować ją do olejowania.
Jeśli się sprawdzi, to może dobrze będzie sięgnąć po inne oleje jednonienasycone?
Polecałabym też wypróbowanie różnych sposobów olejowania, bo zdarza się, że dany olej nie działa
dobrze przy jednym, a jest świetny przy innym. Warto też popróbować z
olejowaniem na zimno i na ciepło (chociażby podgrzewając ręcznik) i różnych
długości czasu olejowania (u jednych sprawdzi się nakładanie oleju na godzinę,
u innych na kilka, a u jeszcze innych na całą noc). Musimy niestety postępować
żmudną metodą prób i błędów J
Odradzałabym natomiast stosowanie gencjany pod olej
(metoda używana przez Izę w przeszłości), gdyż ten składnik może wysuszać
włosy.
Włosy odstające na długości – zamykamy łuski
Jak wynika z listu, sporym problemem Izy są
odstające na długości włoski, które trudno ujarzmić. Niestety, nie wiem, jakiej
grubości są włosy Izy (cienkie czy grube), ale prawda jest taka, że włosy
często niszczą się na spodniej i zewnętrznej warstwie oraz przy twarzy –
urywają, mechacą i łamią. Szczególnie problem ten pojawia się u dziewczyn o
włosach cienkich i delikatnych. Iza napisała, że aby wygładzić włosy, czesze je
na mokro – to spory błąd i myślę, że właśnie takie czesanie może powodować łamanie
się włosów i ich późniejsze odstawanie (mokre włosy są najbardziej podatne na
zniszczenia). Najlepiej pozostawić włosy do naturalnego wyschnięcia, a pod
koniec, gdy są jeszcze dość wilgotne, podsuszyć je letnim nawiewem, delikatnie
rozplątując pasma palcami (o suszeniu piszę jeszcze w dalszej części wpisu). W przypadku włosów zniszczonych najlepszym wyborem jest mycie głowy wieczorem – dzięki temu do rana łuski zdążą się zamknąć, a tym samym włosy wygładzić.
Na wygładzenie odstających włosków polecałabym jedną z tych metod. Można też
wypróbować nowe sposoby zaplatania włosów, np. wygładzające związywanie pasm w
ruloniki (takie jak to, ale zastosowane na suche włosy). W
wygładzeniu powinno też pomóc regularne olejowanie i dodawana do maski skrobia ziemniaczana. Można też pokusić się o wypróbowanie nafty lub parafiny.
W przypadku włosów zniszczonych farbowaniem, które
mają tendencję do puszenia się i odstawiania, bardzo ważne jest zamknięcie
łusek po umyciu głowy. Warto przy tym postawić na kilka sposobów: używanie
zakwaszających masek bądź odżywek po myciu, płukanie włosów letnią, a nie
gorącą wodą, stosowanie zakwaszających płukanek (Iza sama zauważyła, że pomogła
jej octowa, a do tego z siemienia, która świetnie usztywnia włosy). Do tych
ostatnich możemy zaliczyć np. płukankę z octem jabłkowym, z sokiem z cytryny
lub hibiskusem. Płukanek nie należy jednak stosować zbyt często, gdyż mogą
przesuszać włosy.
W przypadku włosków odstających na długości bardzo
ważna jest też metoda suszenia – jeśli chcemy wygładzić włosy, odpada
wysychanie naturalne. Aby domknąć łuski, warto (przynajmniej pod koniec
schnięcia) podsuszyć włosy letnim nawiewem suszarki, susząc je – co bardzo
ważne – wraz z łuską włosa (kierujemy strumień powietrza od góry w dół). W tym
przypadku nie sprawdzi się suszenie z głową w dół, gdyż może potęgować puszenie
się włosów.
Cokolwiek by nie napisać, uważam, że włosy Izy przeszły ogromną metamorfozę i
widać, jak bardzo opłaciły się jej starania! Obecnie jej włosy są długie,
lśniące (co widać na najnowszym zdjęciu), wyglądają zdrowo i myślę, że
zmotywują do działania niejedną moją czytelniczkę J
Izie gratuluję, a Was zachęcam do małej burzy mózgów w komentarzach :)
Co jeszcze poradziłybyście Izie? Co sądzicie o jej
włosowej przemianie? Obie z Izą liczymy też na Waszą pomoc :)
Długości bardzo, bardzo zazdroszczę ;) Paletę barw na głowie też skądś znam... ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszych sukcesów i znalezienia swojego "ideału" ;)
Dziękuję bardzo! :) -Iza
UsuńPrzemiana i tak ogromna :) powodzenia w dalszej pielęgnacji :)!
OdpowiedzUsuńSuper przemiana! Ale najbardziej zaskoczona jestem tyloma barwami,jakie osiągały te włoski :)
OdpowiedzUsuńTaki post zachęcił mnie do napisania mojej włosowej historii dla Ciebie. Jestem szczerze zauroczona poradą i oddaniem z jakim analizujesz włosy Izy. Osobiście uważam, że naszej bohaterce najlepiej w miodowym blondzie (czyli takim jaki ma na ostatnim zdjęciu) lub jaśniejszym.
OdpowiedzUsuńU mnie też oleje na sucho się nie sprawdzały do pewnego czasu, ale zauważyłam że im włosy zdrowsze tym lepiej reagują na oleje na sucho i już się tak nie puszą jak kiedyś a czasami są naprawdę pięknie wygładzone :)
Dziękuję! :)
UsuńAleż proszę! :)
Usuńwidac ogromna róznice :)
OdpowiedzUsuńże tak powiem: "WOW!"
OdpowiedzUsuńDziękuję! -Iza
UsuńWidać wielką zmianę. Powodzenia w dalszych poszukiwaniach. A odstającymi włoskami aż tak się nie przejmuj. Spójrz na włosy Moniki z bloga spohie czerymoja, ma piękną taflę i odstające włoski i wyglądają bosko ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuje twoim włosom tego co przeszły ale i zazdroszczę takiego wyglądu. Gratuluję zmiany i powodzenia w dalszej pielęgnacji :)
OdpowiedzUsuńJest postęp:). Uwielbiam takie posty. Zawsze szukam w nich... siebie i czegos dla siebie:). Zycze dalszych sukcesów w pielęgnacji !
OdpowiedzUsuńSuper przemiana :)
OdpowiedzUsuńMoje włosy również sporo przeszły, zeszłam z czerni na blond :) Cieszę się, że stosujesz odpowiednią pielęgnację, bo to jest ważne :)
OdpowiedzUsuńJak widać, moje przeszły dwukrotnie, bo za drugim razem do czerwieni, a potem znowu do blondu ;)
Usuńnajważniejsze, że obie się"nawróciłyśmy", pozdrawiam!
Tyle różnych kolorów na jednej głowie jeszcze nigdy nie widziałam :)
OdpowiedzUsuńO jaaa... włosy Izy przeszły bardzo dużo, ale najważniejsze, że Iza jest na dobrej drodze do uzyskania pięknych, zdrowych włosków :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńWooow. Super przemiana. ;) baardzo podobaja mi sie tego typu posty, wiec oby wiecej takich :3
OdpowiedzUsuńBlog z artystycznymi i profesjonalnymi sesjami zdjeciowymi. :)
Nowy post- "iris''.
http://moooneykills.blogspot.com/2015/06/iris.html
Jejku. Mi włosy sięgają do piersi i dalej nie mogę ich zapuścić chociaż w wieku 6 lat miałam do bioder. Zazdroszczę Ci Izo takiej długości i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńnathaliexthere.blogspot.com
Dziękuję! :*
UsuńNiezła historia :-) gratulacje dla Izy za wytrwalosc :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńWOW super :) Ale na włosach wszystkie kolory tęczy były... ych :)) Ważne, że teraz już są piękne a zmiana bardzo na +
OdpowiedzUsuńDo tęczy to już niewiele zabrakło, ale przeszłam na "zdrową" stronę mocy ;)
Usuń