Stosuję
bardzo różne kosmetyki do włosów – zarówno te niedrogie drogeryjne, jak i
takie, które można zamówić głównie przez internet, fryzjerskie, a nawet typowo
trychologiczne. Zwykle sięgam po nie zamiennie i nie trzymam się jednej serii –
nawet jeśli mam produkty z jednej linii, zwykle nie używam ich razem. Od dawna
zastanawiałam się jednak, czy te sporo droższe kosmetyki, które można kupić
wyłącznie w salonach fryzjerskich czy trychologicznych, faktycznie działają
lepiej. Jednym słowem: czy opłaca się je kupować?
Wciąż
mam w pamięci negatywne nastawienie wielu włosomaniaczek do tego rodzaju
produktów, które często – mimo wysokich cen – nie grzeszą dobrymi składami.
Faktycznie, wiele z tych, z którymi się zetknęłam, były przepełnione głównie
silikonami, alkoholem czy niepotrzebnymi dodatkami, a brakowało w nich typowo
pielęgnacyjnych składników. Pomimo tego postanowiłam dać szansę tym, które od
pewnego czasu zalegały w mojej szafce. Uznałam, że stosując je w oderwaniu od
kosmetyków drogeryjnych, przekonam się, jakie faktycznie wykazują działanie.
Trzeba
tutaj rozgraniczyć dwie kwestie: kosmetyki fryzjerskie to na ogół produkty,
które mają na celu w określony sposób wpłynąć na wygląd włosów: wygładzić je,
optycznie pogrubić, czy utrwalić, trychologiczne zaś mają trudniejsze zadanie,
gdyż najczęściej są polecane ze względu na określony problem, na przykład ich zadaniem jest nawilżenie skóry głowy, ukojenie jej czy pomoc przy wypadaniu włosów. Jestem
świadoma tych różnic, a do opisanego w tym wpisie eksperymentu użyłam
kosmetyków, które miały przeznaczenie typowo urodowe, a nie zdrowotne.
Kosmetyki fryzjerskie
i trychologiczne, które stosowałam w marcu
Mój
wybór padł na dwa szampony, dwie maski, odżywkę, spray, wcierkę i krem do
końcówek, czyli praktycznie wszystko to, co uznałam za niezbędne na cały
miesiąc.
Kosmetyki,
które wybrałam, to: szampon i maska Kérastase z serii Elixir K Ultime, szampon
i odżywka L’Oreal Pro Fiber, wcierka L’Oreal Serioxyl, spray termoochronny
Montibello, krem na końcówki Alcantara oraz mocno zakwaszająca maska Traybell
Ancantara. Stosowałam też kilka razy maskę do włosów blond Davines.
Jakie były efekty ich
użycia?
Przez
pierwsze dwa tygodnie stosowałam najczęściej szampon L’Oreal Pro Fiber na
zmianę z odżywką z tej samej serii i maską Traybell Ancantara (zdjęcie powyżej), która ma mocno
kwasowe pH, przez co zamyka łuski włosów i sprawia, że są one bardziej
wygładzone. Najlepsze efekty zauważyłam w dni, kiedy po tymże szamponie
nakładałam odżywkę Pro Fiber – ten zestaw niesamowicie zmiękczał moje włosy i
sprawiał, że były niezwykle miłe w dotyku. Moje włosy są z natury delikatne i
miękkie, nigdy nie były szorstkie ani sztywne, jednak to, co robi z nimi ten duet,
zasługuje na osobne opisanie w tym wpisie! W pierwszej połowie marca, gdy go
używałam, łapałam się na tym, że – czasem wręcz nieświadomie – dotykam włosów.
Były w dotyku jak jedwab, słowo daję.
W
drugiej połowie miesiąca testowałam zaś głównie zestaw Kérastase: maskę oraz
szampon Elixir K Ultime (zdjęcie poniżej). Na początku miałam wrażenie, że będzie się u mnie
gorzej sprawdzał – po pierwszym użyciu czułam lekkie swędzenie skóry głowy.
Włosy były jednak wygładzone i jakby lekko sztywniejsze, dzięki czemu kształt
fryzury był lepiej – nazwijmy to – zdefiniowany. Mam przez to na myśli, że
włosy wydawały się nieco cięższe i nie fruwały przy byle podmuchu wiatru. Nie
był to efekt spektakularny, ale widoczny.
Niestety,
przy kolejnych użyciach nie zaobserwowałam już takiego rezultatu, a z czasem
zaczęłam zauważać, że szampon Kérastase znacząco przesusza moje włosy. Podobnie
działa też na skórę głowy, co do czego upewniłam się nawet podczas badania
mikrokamerą w Instytucie Trychologii, w którym byłam w drugiej połowie
miesiąca. Przesuszenie to wiązało się także z tym, że pod koniec marca skóra
zaczęła mnie miejscowo swędzieć.
W
połowie miesiąca postanowiłam sięgnąć po wcierkę – od ostatniej (Radical Farmony) odczekałam około 2
tygodnie, żeby dać skórze trochę odpocząć. Tym razem mój wybór padł na Serioxyl
L’Oreal. Stosuję ją dopiero od dwóch tygodni, trudno jest mi więc na razie
ocenić jej działanie, sięgam po nią jednak po każdym myciu głowy.
Podsumowując,
początkowo spodziewałam się, że wybrane przeze mnie kosmetyki są przeładowane
silikonami, przez co moje włosy będą oklapnięte i przeciążone. Okazało się
jednak, że w zasadzie nie mają owych składników więcej niż przeciętne produkty
drogeryjne, a efekt końcowy ich zastosowania najwidoczniej najbardziej zależał
od tego, jakiego szamponu aktualnie używałam. Przy L’Oreal Pro Fiber wyglądały
naprawdę dobrze, były sypkie, puszyste, ale nie puszyły się, przede wszystkim
jednak zyskiwały niezwykłą miękkość. Nie zauważyłam też żadnego negatywnego
wpływu tego kosmetyku na skórę mojej głowy. Problemy pojawiły się dopiero przy (swoją
drogą pięknie pachnącym, bo mocno perfumowanym) szamponie Kérastase Elixir K
Ultime, po którym stały się widocznie przesuszone, a skóra zaczęła mnie pod
koniec miesiąca zwyczajnie swędzieć. Maski i odżywki, które w tym czasie
stosowałam, nie zaskoczyły mnie swoim działaniem ani na plus, ani na minus.
Przesuszenie
skóry głowy spowodowane używanymi kosmetykami na pewno wiązało się ze
wspomnianym już szamponem, ponieważ tylko z nim skóra miała styczność, przesuszenie
włosów zaś – zapewne z używaniem pozostałych produktów, gdyż większość z nich
zawiera wysuszające alkohole: izopropylowy lub benzylowy.
Sukces
eksperymentu był więc połowiczny i pokazał mi, że w zasadzie nie ma sensu
uprzedzać się do konkretnego rodzaju produktów – warto po prostu patrzeć na ich
składy i sprawdzać, jak działają na konkretną osobę. Nie ma w tym niczego
odkrywczego, ale sama złapałam się na tym, że początkowo z góry założyłam, że
kosmetyki, których miałam w marcu używać, będą przeładowane silikonami i
spowodują przeciążenie włosów (tak się nie stało), a jednocześnie będzie w nich
brakować substancji odżywczych (niektóre jednak, tak jak na przykład maska Kérastase,
miały m.in. sporo olejów).
Mimo
wszystko jednak zostaję przy swoim zdaniu: drogie nie znaczy lepsze. Dlatego
przy kupowaniu kosmetyków wciąż będę trzymać się czytania składu :)
Co myślicie o kosmetykach fryzjerskich i trychologicznych?
Czy według Was warto je kupować?
Polecam:
MAją piękne opakowania
OdpowiedzUsuńTeż wolę patrzeć na skład niż na markę ale nie lubię dużo wydawać na kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio wybierałam odżywkę opierając się na składzie i chyba dokonałam dobrego wyboru, więc w sumie co za różnica czy "fryzjerski" czy nie ;)
OdpowiedzUsuńJa od dawna nie miałam kosmetyków fryzjerskich i tych naładowanych silikonami.
OdpowiedzUsuńJedyne co chcę sobie zakupić to którąś z masek Gliss Kura :)
Od czasu do czasu taka dawka "dobroci" może mi zrobić Good Hair Day :)
Ale Gliss Kur to nie drogeryjny? ;)
UsuńUżywam zarówno fryzjerskich jak i drogeryjnych kosmetyków i to w zasadzie od samego początku. Kiedyś oglądałam film, w którym sprawdzano, czy kosmetyki fryzjerskie są lepsze od drogeryjnych. Uczestniczki eksperymentu przez kilka tygodni stosowały otrzymane kosmetyki (w zupełnie innych opakowaniach) i miały je oceniać. Okazało się, że produkty fryzjerskie i drogeryjne są mniej więcej tak samo skuteczne:)
OdpowiedzUsuńWedług mnie łatwiej jest znaleźć produkt drogeryjny o dobrym składzie. Natomiast mnóstwo kosmetyków fryzjerskich ma kiepskie składy, choć oczywiście zdarzają się perełki :)
Chyba kojarzę ten program! Faktycznie, no i do drogeryjnych łatwiej dotrzeć, porównać sobie składy, zasięgnąć o nich opinii... ;)
UsuńProfesjonalne kosmetyki to często klucz do pięknych włosów :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak by zadziałały u mnie kosmetyki Kerastase, ale zawsze szkoda mi na nie pieniędzy
OdpowiedzUsuńJa jestem podobnego zdania do Ciebie. Nie sądzę, że trzeba skreślać jakiś produkt z góry, czasem warto poczytać lub po prostu spróbować aby znaleźć ideał :)
OdpowiedzUsuńNie używam kosmetyków stricte fryzerskich, ale ta seria od Lorea'l mnie zainteresowała... szkoda, że Kerastine wysuszyło Ci skórę głowy... :-/
OdpowiedzUsuńObcinałam włosy w jednym z topowych salonów. Włosy mam obcięte wspaniale, świetnie się ukladają i pasują do mojej twarzy ALE aby wzmocnić naturalną kręconą strukturę włosa zaproponowano mi używanie do stylizacji tego prouktu:http://lokikoki.pl/product-pol-3603-AND-Curl-Gel-24-zel-modelujacy-naturalnie-utrwalajacy-do-lokow-150-ml-Kemon.html (Kemon and curl gel 24). Bezmyślnie go kupiłam i faktycznie włosy wyglądają bosko. Nakładałam to na wilgotne włosy i suszyłam suszarką z dyfuzorem. Niestety po kilku tygodniach dopiero sprawdziłam skład (głupia ja :() i otrzymałam odpowiedź dlaczego moje włosy tak strasznie wyglądają. Spójrz prosze na skład tylko :( Czy moge jakoś odratować moje włosy? Na codzień myję szamponem z vianka bez sls, używam maski z biovaku a używanie tego kemonu zostawiam na wielkie wyjscia.
OdpowiedzUsuń* włosy nie wyglądają strasznie pod względem wizualnym bo mam piękne loki ale są strasznie zniszczone i przesuszone
UsuńNo to nawilżaj i natłuszczaj, zwracaj uwagę w składzie na emolienty i humektanty. Wpis na ich temat znajdziesz w dziale Porady :) No i koniecznie unikaj wysuszających alkoholi!
UsuńNo i pielęgnuj: olejuj, używaj bogatych składowo produktów. Nie martw się, na pewno da się je odbudować :)
Usuń