Strony

czwartek, 1 września 2016

Recenzja: Serical, Mleczna maska Crema al Latte


Sama się dziwię, że do tej pory nie było na moim blogu recenzji Crema al Latte – tak często chwalonej i do tego stopnia rozpowszechnionej, że zna ją chyba każdy, kto chociaż od czasu do czasu zagląda na blogi urodowe. Niektórzy niesłusznie nazywają ją jedną z masek Kallos – w rzeczywistości jednak należy ona do włoskiej marki Serical. I chociaż większość osób uważa ją za świetną i niepowtarzalną, bo niezwykle prostą składowo, u mnie zdecydowanie się nie sprawdziła, a to kolejny raz pokazuje, że skoro każdy z nas jest inny i ma inne włosy, to nie warto bezkrytycznie podchodzić do wszystkiego, co znajdziemy w internecie. Co więcej, powszechnie uważany za wspaniały skład maski po bliższych oględzinach okazuje się być jednak wcale nienajlepszy...

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Litrowy pojemnik z dobrze widocznym składem i włoskim opisem. Tworzywo, z którego został wykonany, jest mało odporne i łatwo się wygina. Mam wrażenie, że taką ilość maski, z której nota bene korzystamy przez wiele tygodni, a nawet miesięcy, lepiej byłoby wtłaczać do butli z pompką, aby ustrzec użytkowników przed nadkażaniem zawartości rękami i rozwojem drobnoustrojów (pisałam o tym tutaj), mimo wszystko jednak z opakowania maski korzystało mi się wygodnie.

Zapach

Najczęściej opisywany jako budyniowy – trochę się z tym zgadzam. Początkowo bardzo mi się podobał, z czasem zaczął mnie jednak męczyć, a nawet drażnić. Zapach jest bardzo słodki i mdły.


Skład

Aqua (woda), Cetearyl Alcohol (emolient, emulgator), Cetrimonium Chloride (konserwant, antystyk), Dipamytoylethyl Hydroxyethylomonium Methosulfate (antystatyk, ułatwia rozczesywanie), Parfum (zapach), Benzyl Alcohol (składnik zapachowy, konserwant), Citric Acid (regulator pH), PEG-5 Cocomonium Methosulfate (antystatyk), Methylchloroisothiazolinone (konserwant), Sodium Glutamate (substancja kondycjonująca), Hydrolyzed Milk Protein (proteiny mleczne), Hydroxypropyltrimonium Hydrolyzed Casein (antystatyk, substancja kondycjonująca), Methylisothiazolinone (konserwant), Sodium Cocoyl Glutamate (substancja myjąca), Methylisothiazolinone (konserwant),  Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk, subst. kondycjonująca).

Skład jest w porządku, ale moje zastrzeżenie budzi Benzyl Alcohol, który przy dłuższym stosowaniu działa na włosy wysuszająco. Maskę kupujemy w litrowym opakowaniu, o długie stosowanie więc nietrudno i niektórzy mniej świadomi konsumenci mogą mieć po kilku tygodniach większe siano na głowie niż przed kuracją… Tym bardziej, że alkohol ten występuje już na czwartym miejscu składu, nie licząc wody i zapachu (chociaż już po wspomnianym zapachu, więc liczę na to, że wbrew pozycji na liście INCI nie ma go aż tak dużo!). Oczywiście Benzyl Alcohol ma swoje funkcje i zalety (działa konserwująco i rozpuszcza substancje hydrofilowe dodane do kosmetyku), zgodnie z moimi obserwacjami jednak jego wady górują nad zaletami.

Co poza tym znajdziemy w Crema al Latte? Oczywiście tytułowe proteiny mleczne, a do tego antystatyki i substancje kondycjonujące. Według mnie niewiele dobrego, zważywszy na to, że skład jest krótki, a pojawia się w nim aż pięć konserwantów.


Działanie

Niestety, u mnie ta maska się nie sprawdziła – włosy były po niej bardziej spuszone, a przede wszystkim niemiłosiernie się strączkowały. Nakładałam ją z czasem coraz rzadziej, a część rozdałam, ponieważ efekty jej zastosowania zupełnie mi się nie podobały. Poza ułatwieniem rozczesywania nie zaobserwowałam u siebie żadnych zalet stosowania tej maski.

Konsystencja i wydajność

Litrowe opakowanie maski starcza na wiele tygodni, a wręcz miesięcy używania. Konsystencja kosmetyku jest dość rzadka, ale nie na tyle, aby zbytnio spływała z włosów.

Cena i dostępność

Najłatwiej kupić ją w drogerii Hebe, gdzie kosztuje zazwyczaj 10-12 zł. To naprawdę niewiele za tak duże opakowanie.

Podsumowanie

Wiem, że wiele osób kupuje maskę mleczną Serical, podobnie jak słynne już Kallosy, głównie po to, by wzbogacać je na własną rękę półproduktami (sama tak czasem robię). Jeśli jednak mam ocenić ją jako kosmetyk sam w sobie, to wiem jedno: na pewno już nigdy jej nie kupię. Dodawanie półproduktów do masek czy odżywek jest świetnym pomysłem (i dobrą zabawą), ale uważam, że grunt to znaleźć dobrą bazę do takich działań: kosmetyk, który ma dobry, ale krótki skład, który można urozmaicać na wiele sposobów. Niska cena i duże opakowanie to nie wszystko. Jeśli skład wyjściowy maski jest co najwyżej średni, to jestem zdania, że lepiej poszukać sobie bardziej wartościowego kosmetyku bazowego.


A jakie jest Wasze zdanie na temat Crema al Latte?

Inne recenzje masek:

27 komentarzy:

  1. Tej maski jeszcze nie używałam. Ale szczerze powiem, gdy wahałam się kiedyś nad jej zakupem, przejrzałam internetowe strony i blogi, i nie do końca wszyscy byli zachwyceni jej działaniem... Dlatego też wtedy się na nią nie skusiłam.
    Swoją drogą,nauczona po keratynowej wersji, postanowiłam nigdy więcej nie kupować litrowego opakowania jakiejkolwiek maski. One są po prostu nie do zużycia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, dla mnie to też dużo za dużo :)

      Usuń
    2. Na moim blogu opisałam w jaki sposób tuningować tę maskę spożywczymi produktami. Bardzo ją cenię, jako dodatek do różnych mieszanek. Nie skreślałabym jej od razu na Waszym miejscu :)

      Usuń
  2. Stosuję ją od paru miesięcy i powiem Ci, że u mnie się sprawdza; mam kręcone i zawsze trochę przesuszone włosy, a ta maska potrafi je na długi czas ujarzmić i wygładzić. Też zauważyłam, że jej skład nie powala, ale moje włosy ją lubią :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Maska ta jak i Kallosy (testowałam tylko Color, Keratin i Silk) z moimi włosami nie robiły kompletnie NIC. Chyba mają za słaby skład do moich zniszczonych włosów ;d Na szczęście Kallosy kupiłam w wersji 'mini', zużyłam je przy nakładaniu na długości włosów przed nałożeniem szamponu na skórę głowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maska ta jak i Kallosy (testowałam tylko Color, Keratin i Silk) z moimi włosami nie robiły kompletnie NIC. Chyba mają za słaby skład do moich zniszczonych włosów ;d Na szczęście Kallosy kupiłam w wersji 'mini', zużyłam je przy nakładaniu na długości włosów przed nałożeniem szamponu na skórę głowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Według mnie te litrowe maski są za duże chyba że używa ich kilka osób na raz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś używałam...
    Aktualnie uwielbiam maski Pilomax :)

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie ta maska nie robiła nic:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak lepiej niż u mnie, bo u mnie tylko szkodziła :P

      Usuń
  8. Nie miałam jeszcze tego produktu ...ale może wypróbuję jak się sprawdzi u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ola z bloga sophieczerymoja używa ją zawsze zmieszaną z olejem i wtedy efekty są podobno super. Próbowałaś tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niestety chyba reszta składników działa u mnie po prostu słabo:(

      Usuń
  10. Miałam ją kiedyś i obłędnie pachniała😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się jej zapach podobał tylko na początku, potem mnie mdlił :))

      Usuń
  11. Miałam ją kiedyś i obłędnie pachniała😁

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie używałam tej maski ale męczę się z maską Kallos Keratyna. Dopiero jak nawalę dużą ilość to coś widzę. Włosy są gładkie ale nic poza tym... Zdecydowanie masz rację - do takich masek przydałaby się pompka. Jak dla mnie opakowanie jest za duże i raczej nie skuszę się na ponowny zakup.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mój Włosowy Święty Graal :)
    Ubóstwiam go niemal nad wszelkie wypróbowane do tej pory maski :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie mogę jej nigdzie znaleźć :((

    OdpowiedzUsuń
  15. Znam, używałam. Zgadzam się z Tobą w 100 procentach do zapachu, na początku fajnie, ale później wywoływała u mnie podobny efekt jak choroba lokomocyjna. Natomiast świetna, jedna z lepszych do mycia włosów. Jednak zapach był tak okropny, że miałam ją tylko raz: znam też świetny prosty jej zamiennik, o zdecydowanie lepszym zapachu: http://cudmiodikokosy.blogspot.fr/2015/02/odzywka-look-expert-intensive-repair.html, ale trudniejszy do zdobycia.

    OdpowiedzUsuń