Strony

poniedziałek, 18 lipca 2016

Moja włosowa historia

Rok 1987 i 1989

Zacznę od tego, że jako dziecko miałam jasne blond włosy, które ciemniały wraz z wiekiem. Z czasem – w podstawówce – osiągnęły kolor jasnego, mysiego brązu – typowego dla większości moich rówieśników.  Mama myła mi je najczęściej prostymi, często dziecięcymi szamponami. Pamiętam, że przez długi czas bardzo tego nie lubiłam ze względu na to, jak bardzo piekły, gdy dostały się do oczu!

W dzieciństwie nienawidziłam jeszcze jednego: czesania. Gdy jesteśmy mali, włosy czeszą nam rodzice. Dla mnie czynność ta wiązała się wyłącznie z bólem i szarpaniem, chociaż mama bardzo się starała być delikatna.

Rok 1993 i 1995 - włosy coraz ciemniejsze

Do komunii nosiłam długie włosy – zazwyczaj sięgały za łopatki. W połowie podstawówki ścięłam je jednak do brody (z lekkim cieniowaniem przy twarzy). Dobrze, że mam jakieś zdjęcia z tego okresu, ponieważ niewiele z tego pamiętam. Z tamtych czasów utkwiło mi za to w pamięci pewne wydarzenie: moje włosy, gdy były dłuższe, bardzo się plątały i któregoś dnia zorientowałam się, że nad karkiem stworzyły pokaźnych rozmiarów kołtun. Z czasem powiększał się on, a ani ja sama, ani moja mama nie potrafiłyśmy go rozczesać. I gdy już straciłam wszelką nadzieję i zaczęło do mnie docierać, że będę musiała ściąć się na krótko, na ratunek przybiegła znajoma mojej mamy, która w kilkadziesiąt minut (i bardzo delikatnie!) go rozplątała. Do dziś pamiętam, jak siedziałyśmy na murku i rozmawiałyśmy o tym, czy się uda.

Po podcięciu włosy szybko odrosły, a ja ponownej zmiany zapragnęłam na początku gimnazjum – wówczas ścięłam włosy najkrócej w życiu, bo do ucha. Z tyłu były jeszcze krótsze, tworząc modną w tamtym okresie „bombkę” – pasma z przodu głowy były dłuższe, a z tyłu podgolone nad karkiem. Teraz taka fryzura wydaje się zamierzchłą przeszłością, ale pod koniec lat 90. stanowiła istny krzyk mody ;)

Lata 1997-2003 - u góry odrośnięte włosy po pierwszym większym cięciu, u dołu - fryzura "na bombkę", czyli do ucha z podgolonym karkiem; dolne zdjęcie po prawej stronie - włosy odrastają, a ja pierwszy raz zaczynam zapuszczać grzywkę w wakacje przed pójściem do liceum

Na początku liceum zapuściłam grzywkę – do tej pory przez cały czas ścinano mi ją na prosto, wtedy jednak zapragnęłam zmiany. Początkowo nie miałam jej wcale, z czasem jednak zaczęłam nosić ją na bok – raz dłuższą, a raz przycinaną tuż nad brwiami. Oczywiście zazwyczaj sama sięgałam po nożyczki, więc to, jak wówczas wyglądałam, zależało w dużej mierze od tego, jak akurat wyszło mi cięcie. 

Rok 2004 - włosy w kolorze fioletu, który często wyglądał jak czarny

W tym czasie – pod koniec gimnazjum lub na początku liceum – pierwszy raz koloryzowałam włosy szamponem (na odcień zbliżony do miedzianego). W szkole średniej zaczęłam już jednak szaleć z farbami: początkowo przez rok czy dwa sięgałam po odcienie związane z rudościami (najczęściej miedziany, który z czasem wypłukiwał się do jaśniejszego), a potem przez wiele lat moim ulubionym stał się fiolet – tuż po koloryzacji włosy były czarne z lekkim fioletowym połyskiem, z czasem rozjaśniały się do fioletu, a potem „łapały” różne odcienie rudego ze względu na wcześniejsze koloryzacje. Pamiętam, że bardzo mnie to ostatnie denerwowało – jakkolwiek nie zafarbowałabym w tamtym czasie włosów, wypłukiwały się one do rudości – wszystko przez wcześniejsze eksperymenty z rudawymi farbami. Długo musiałam czekać aż się to zmieni – w zasadzie do momentu aż odrosły mi włosy nie farbowane na ten kolor.

Rok 2005

A jakie były wówczas moje włosy? Po farbowaniu – wygładzone i pięknie błyszczące. Wiadomo, efekt farby. Z czasem jednak traciły blask i stawały się bardziej suche, gorzej się układały i odstawały. Do kolejnego farbowania – i tak w kółko.

Bardzo nie lubiłam u siebie – i do dziś nie lubię – ciepłych kolorów na głowie. Gdy więc farba wymywała się i płowiała, nakładałam ją na nowo… oczywiście na całe włosy. Ten rytuał powtarzałam raz na miesiąc lub dwa, czasem nieco rzadziej. Nie ma się więc co dziwić, że włosy nie były wówczas w dobrym stanie. Tym bardziej, że długo korzystałam wyłącznie z najtańszych farb drogeryjnych…

Rok 2006 - pamiętne pasemka

Na pierwszym roku studiów poszłam do fryzjera z zamiarem stworzenia na włosach czegoś, co wówczas podobało się większości moim najbliższym, ale dziś patrzę na zdjęcia z tamtego czasu z uśmieszkiem powątpiewania: blond pasemka przeplatane brązowym odcieniem. Wyglądały dość nienaturalne, a mimo to powtórzyłam tę koloryzację raz jeszcze. Niestety, blond kosmyki, umęczone mocną farbą, ciągnęły się wówczas jak guma do żucia. Włosy były bez życia, zaczęły się kruszyć.

W tamtym czasie (i długo później) cała moja "pielęgnacja" włosów (cudzysłów zamierzony!) opierała się na myciu ich szamponem. Czasem nakładałam odżywkę, ale tylko na kilka sekund i zazwyczaj na ociekające wodą włosy. Oczywiście nic to nie dawało. 

Rok 2007 - powrót do ciemnych kolorów

W 2006 roku znów zafarbowałam je na jeden kolor – najpierw wróciłam do ciemnego fioletu, potem przekonałam się do ciemnych, zimnych brązów. Kolor był piękny, ale nie na długo – z każdym kolejnym myciem włosy stawały się coraz jaśniejsze, wypłowiałe i zyskiwały znienawidzony przeze mnie ciepły odcień.

Pamiętam, że chociaż zazwyczaj sięgałam po proste farby drogeryjne (najczęściej Garnier – bo był tani), miałam od lat tę samą fryzjerkę. Z perspektywy czasu nie uważam, żeby była dobra. Ostatnim razem, kiedy u niej byłam, nałożyła mi farbę, która sprawiła, że moja skóra głowy zaczęła mnie strasznie piec i swędzieć. Po tej koloryzacji włosy masowo mi wypadały, a ja postanowiłam znaleźć inny salon fryzjerski.

Lata 2007-2008
Po studiach dalej farbowałam włosy na ciemno – raz były prawie czarne, innym razem ciemnobrązowe. Wydawało mi się, że taki kolor dobrze do mnie pasuje i oddaje mój charakter. Wciąż jednak bardzo mnie denerwowało, gdy się wypłukiwał. Na niektórych zdjęciach wygląda, jakby był rudy – w rzeczywistości jednak to jasny brąz.

Lata 2009-2011
Z czasem, za namową mamy, postanowiłam, że zobaczę, jak będę wyglądać w jaśniejszych włosach. Mimo zerowej wiedzy na temat ich pielęgnacji wiedziałam, że przefarbowanie się z brązu na blond może się źle skończyć, uznałam więc, że na jakiś czas zaprzestanę koloryzacji aż odcień zrobi się dużo jaśniejszy. Wtedy, w kilku etapach, jeszcze bardziej go rozjaśnię.

Lata 2012-2013 - dłuższa przerwa w farbowaniu, włosy stopniowo się rozjaśniają. Tak wyglądały po leczeniu Izotretynoiną - suche, bez życia, wywijające się na wszystkie strony
Rok 2013 - dno dna jeśli chodzi o stan włosów
Tak też zrobiłam – gdy kolor był już dość wypłowiały, poszłam do nowej, polecanej przez koleżankę fryzjerki. Zaproponowała położenie jaśniejszej farby – w efekcie kolor moich włosów znacznie się rozjaśnił do ciemnego blondu. Dopiero po pół roku znów położyłyśmy kolejną farbę – wówczas stałam się blondynką.

Rok 2014 - kolor jeszcze przejściowy, a stan fatalny

W tym czasie, a był to 2012 rok, zaczęłam kurację Izotretynoiną – lekiem, który praktycznie zlikwidował u mnie problemy z trądzikiem. Jego moc jest jednak na tyle duża, że powoduje inne kłopoty – u mnie zaowocowały one łamliwymi paznokciami i… totalnym zniszczeniem włosów. Stały się wtedy niesamowicie suche i puszące się, wywijały się na wszystkie strony i wyglądały naprawdę okropnie, a co gorsza masowo wypadały. Zdesperowana sięgałam po prostownicę – zdawałam sobie sprawę, że tylko pogłębi problem, starałam się więc używać jej tylko do pasm przy twarzy i ewentualnie wierzchnich z tyłu głowy. Poszłam też do dermatologa z prośbą o środek na wypadanie włosów – dostałam jednak lek, o którym dopiero po latach dowiedziałam się, że jest masowo przepisywany, ale mało komu pomaga. Jak zresztą można dobrać leczenie pacjentce, na którą podczas wizyty nawet się nie spojrzało nie mówiąc o tym, żeby sprawdzić jej stan skóry i włosów?

W tamtych miesiącach coraz rzadziej rozpuszczałam włosy i coraz częściej myślałam o tym, że będę musiała je ściąć. Wyglądały naprawdę okropnie, a żadne moje próby nie poprawiały ich stanu. Bardzo mało wiedziałam wtedy o pielęgnacji włosów – gdy usłyszałam o olejowaniu, kupiłam olej kokosowy i niemalże chlustałam nim na włosy (to znaczy nakładałam go w tak dużej ilości, że aż z nich ściekał). Zostawiałam go na noc, a następnego dnia po umyciu włosy wyglądały jeszcze gorzej. Nie wiedziałam wtedy, że każdy olej działa nieco inaczej i powinnam dobrać go do swoich włosów. Nie wiedziałam też, że nie każde włosy lubią całonocne olejowanie.

W końcu pomogło mi keratynowe prostowanie zaproponowane przez fryzjerkę – po nim włosy wyglądały jak nie moje: były gładkie, lśniące, nie puszyły się i nie wywijały. Przestały też reagować na wilgoć w powietrzu. Byłam zachwycona. Wprawdzie trochę czasu zajęło mi nauczenie się, jakich kosmetyków mogę używać po zabiegu (wtedy było jeszcze mało informacji na ten temat w internecie), ale wszystkiego zaczynałam się powoli uczyć. 

Rok 2014 - po keratynowym prostowaniu

Po 2-3 miesiącach od zabiegu włosy zaczęły wyglądać coraz gorzej, a ja – zdesperowana, by nie wrócić do punktu wyjścia – zaczęłam coraz więcej czytać na ich temat. Wtedy jeszcze nie wiedziałam nawet, od czego zacząć, a natłok wykluczających się artykułów i wpisów w internecie często mącił mi w głowie. Małymi kroczkami dowiedziałam się, jak rozszyfrowywać składy. Pamiętam, jak długo zdarzało mi się czytać je z telefonem w ręku przy sklepowej półce i porównywać substancje zawarte w szamponie czy odżywce, które chciałam kupić!

W internecie znalazłam informacje o zbawiennym wpływie kozieradki na słabe włosy – zgodnie z instrukcją przygotowałam z niej wcierkę, która błyskawicznie zahamowała u mnie wypadanie. To był pierwszy sukces, który dodał mi skrzydeł.

Z czasem bardzo polubiłam tematykę związaną z pielęgnacją włosów: testowałam nowe sposoby dbania o nie i – co najważniejsze – widziałam efekty swoich działań. Miałam wrażenie, że najgorsze mam już za sobą, a mój dotychczasowy kompleks stał się poniekąd moim hobby. Założyłam bloga, aby motywować się do działania i pogłębiać swoją wiedzę, a przy okazji pomóc innym osobom.

Nie twierdzę, że doprowadziłam swoje włosy do stanu, który mi odpowiada – wciąż brakuje im gęstości, są delikatne i co kilka miesięcy walczę z ich wypadaniem. Często się też strączkują, co bardzo mnie denerwuje. Wiem jednak, że pewnych genetycznych kwestii nie przeskoczę, a nad pozostałymi mogę wciąż pracować.

Do dziś mam pewne obawy przed powiedzeniem obcej osobie o tematyce mojego bloga – zawsze wydaje mi się, że pielęgnacja włosów dla wielu może być czymś płytkim i miałkim. Kiedy jednak wiąże się z pokonaniem jakiegoś kompleksu i nachodzi na wiele innych dziedzin wiedzy, będąc jednocześnie elementem samodoskonalenia się i pomocą dla innych, być może nie powinna stanowić powodu do wstydu.

Obecnie - lata 2015-2016

Dalsza historia jest w toku, a po regularne podsumowania zapraszam do AKTUALIZACJI :)


28 komentarzy:

  1. Uważam, że masz śliczne włosy ;)
    O tym, że prowadzę bloga nikomu nie powiedziałam poza siostrą, bo znając innych ( mieszkam w małym miasteczku) posypałyby się hejty bo przecież moje włosy nie są ładne oraz idealne i o co taki szum...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, że masz śliczne włosy ;)
    O tym, że prowadzę bloga nikomu nie powiedziałam poza siostrą, bo znając innych ( mieszkam w małym miasteczku) posypałyby się hejty bo przecież moje włosy nie są ładne oraz idealne i o co taki szum...

    OdpowiedzUsuń
  3. Twe włosy długą drogę przeszły widać:) ale teraz uważam że są ładne:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje też wiele przeszły w kwestii koloryzacji ;) Ostatecznie - znowu blond ;) A raczej na ten moment sombre.

    OdpowiedzUsuń
  5. obecnie wyglądają supeeer!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelacyjny post :) W życiu bym nie powiedziała, że miałam tyle czasu ciemne włosy! Wyglądałaś zupełnie inaczej :)
    Przeszłaś długą drogę, ale już okraszoną sukcesami :) Ja trzymam kciuki żeby było coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Włosy wyglądają bardzo dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętna moda z włosami ściętymi do ucha ;) - też to przeżyłam ;) Jestem pod wrażeniem, jak zupełnie inaczej wyglądałaś w ciemnych włosach ;)Moim zdaniem w jaśniejszych włosach wyglądasz dużo korzystniej ;) i już rozumiem Twoją niechęć powrotu do naturalek ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. historia bardzo bogata.. troszkę Twoje włoski przeszły ale samo dbanie o włosy nie uważam za płytkie. Osobiście lubię gdy moje włosy są zdrowe, geste i pięknie się układają ich stan wpływa na moje samopoczucie i pewność siebie. Więc dlaczego miałabym o nie nie dbać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. W ciemniejszych moim zdaniem korzystniej wyglądasz :) Ale drogę przebyłaś ogromną, gratulacje i powodzenia w dalszej walce :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma na ten temat nieco inne zdanie :P Dziękuję!

      Usuń
  11. Ale Ci było ładnie w tym rudawym (w momencie jak nie farbowalas aby same sie rozjaśniły przed położeniem blondu) :-) pięknie! W czranych tez... Taka dziewczyna z pazurem :-D

    To jedna z lepszych wlosowych historii jakie czytalam :-)

    Tez mam czesto obawy przed poinformowaniem kogoś o tym o czym pisze na blogu :-) to juz nawet nie kwestia tematyki a chyba strach przed tym jak odbiorą mnie inni kiedy dowiedzą się że jestem "blogerka" (cudzyslow zamierzony) bo przecież istanieje przekonanie ze blogerka to takie glupiutkie stworzenie i pisze sobie bzdurki a ktoś to czyta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, racja! Mam tak samo. Nie lubię nawet tego słowa, źle mi się kojarzy. Tak samo jak "wlosomaniaczka", to już kiepsko do kwadratu ;)

      Dziękuję :*

      Usuń
    2. Haha zgadzam sie ! Tego słowa tez nie lubię :-D :-D

      Usuń
  12. Wow! Mega zmiana. Bardzo ładnie było Ci w ciemniejszym kolorze, ale ten blond i tak uwielbiam :)
    Gratuluję i życzę powodzenia ;')

    OdpowiedzUsuń
  13. Włosy pięknieją Ci z dnia na dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna przemiana, gratuluję wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ładnie Ci w blondzie i w ciemniejszych kolorach też. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetna zmiana ! Najbardziej mi się podobasz w wersji blond :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeju pierwsze 3 zdjęcia są przeeeurocze! <3

    Świetna historia, widać ile pracy włożyłaś w obecną kondycję swoich włosów i jak ogromną wiedzęmasz na ich temat :)

    OdpowiedzUsuń