wtorek, 29 listopada 2016

Symbole na opakowaniach kosmetyków – jak je odczytywać?


Kiedy weźmiemy do ręki pierwszy lepszy kosmetyk, zauważymy, że ma on nadrukowane rozmaite znaki i symbole. Znaczenia niektórych z nich możemy się domyślić, inne zaś są trudne do rozszyfrowania. Część jest obowiązkowa, ale obecność wielu zależy od woli producenta. Co gorsza, są takie symbole, które często źle interpretujemy. 

Przygotowałam więc krótką, ale mam nadzieję, że treściwą ściągawkę, która ułatwi podjęcie decyzji i umożliwi ocenienie, czy kosmetyk, który kupiliśmy, jest prawidłowo oznakowany i wart stosowania. 

Symbol PAO

Skrót "PAO" oznacza "Period after opening", czyli czas po otwarciu opakowania, w jakim kosmetyk może być bezpiecznie używany. Jeśli na symbolu otwartego słoiczka znajduje się liczba "12" i "m", oznacza to, że produkt może być stosowany przez 12 miesięcy od otwarcia. Co ciekawe, symbol PAO znajdziemy głównie na opakowaniach kosmetyków o trwałości powyżej 30 miesięcy (wtedy może się na nim nie znaleźć znak minimalnej trwałości). Pamiętajmy, że trwałość zamkniętego produktu jest większa niż otwartego, ponieważ ten drugi jest narażony na wnikanie mikroorganizmów


Symbol ręki na książce

To oznaczenie pojawia się najczęściej na małych kosmetykach, na których producent nie miał wystarczająco miejsca, by wytłoczyć wszystkie ważne informacje na opakowaniu. Zazwyczaj musimy je wtedy doczytać na dołączonej do produktu ulotce lub taśmie. Zdarza się też, że opis produktu jest dwustronny. Warto zwracać uwagę na ten symbol, by nie przeoczyć ważnych wskazówek związanych z użytkowaniem danego kosmetyku. 



Symbol UVA


Znak ten nie jest obowiązkowy, znajdziemy go na opakowaniach kosmetyków przeciwsłonecznych. Oznacza, że kosmetyk spełnia kryteria Komisji Europejskiej w zakresie skuteczności ochrony UVA (wszystkie obecnie sprzedawane produkty tego typu powinny spełniać te zalecenia). 





Symbol produktu łatwopalnego 

Jak sama nazwa wskazuje symbol ten sygnalizuje łatwopalność produktu. Pojawia się na aerozolach, a znajdziemy go nie tylko na kosmetykach. Produktu takiego nie wolno dziurawić, podpalać (nawet po zużyciu) ani trzymać w temperaturze przekraczającej 50 stopni Celsjusza. Jeśli nad symbolem znajduje się dodatkowo "F+", oznacza to produkt skrajnie łatwopalny.




Symbol litery "e"

Znak ten oznacza gwarancję firmy paczkującej towar, że podczas napełniania opakowań stosowano system kontroli wewnętrznej ilości produktu w opakowaniu. Znajdziemy go nie tylko na kosmetykach. 






Symbol "Nie testowane na zwierzętach"

Producenci kosmetyków wciąż go używają, chociaż obecnie obowiązuje całkowity zakaz testowania kosmetyków i ich składników na zwierzętach. Znak ten nie jest regulowany aktem prawnym i może przybierać różne formy (chociaż zawsze w roli głównej występuje na nim króliczek). Często wygląda jednak tak jak ten widoczny z lewej strony. 



Symbol "Zielony punkt"

Znak ten oznacza, że producent kosmetyku współpracuje z organizacją odzysku i recyklingu odpadów opakowaniowych posiadającą licencję na używanie tego symbolu. Nie oznacza on, że produkt jest ekologiczny i podlega recyklingowi, jak często mylnie się sądzi. Współcześnie każdy kosmetyk ma podlegać recyklingowi, a jeśli tak nie jest, producent musi uiszczać tzw. opłatę produktową. 

Całkowita pojemność opakowania

Pojawia się nie tylko na kosmetykach, jest obowiązkowy na opakowaniach aerozoli. Oznacza całkowitą pojemność opakowania podaną w mililitrach. Znajdziemy go m.in. na dezodorantach i lakierach do włosów. 






Symbol Polskiego Centrum Badań i Certyfikacji

Oznacza certyfikowane kosmetyki naturalne, przyznaje go Polskie Centrum Badań i Certyfikacji.







Znaki kosmetyków naturalnych i/lub organicznych 

Jeśli zajdziemy go na kosmetyku, możemy być pewni, że spełnia kryteria niemieckiej organizacji BDIH. Znak ten oznacza produkt naturalny, nie jest obowiązkowy i przyznaje się go odpłatnie.







Ten zaś oznacza, że jest to produkt naturalny lub organiczny wg organizacji International Natural & Organic Cosmetics Association. Również nie jest obowiązkowy, ale za to odpłatny.









Kolejny nieobowiązkowy, ale odpłatny znak to symbol francuskiej organizacji ECOCERT, oznaczający, że produkt spełnia kryteria kosmetyku naturalnego i organicznego. 





Ostatni z najczęściej pojawiających się w tej kategorii znaków (odpłatny, nieobowiązkowy) to symbol produktu organicznego przyznawany przez brytyjską organizację The Soil Association. 






Ecolabel

Znak ten oznacza, że produkt spełnia wyższe normy środowiskowe. Ustanowiła go Komisja Europejska w 1992 roku.






Produkt wegański

Do produktu z tym oznaczeniem nie użyto składników pochodzenia zwierzęcego. Symbol ten to znak działającego w Wielkiej Brytanii Towarzystwa Wegańskiego. 






niedziela, 27 listopada 2016

Recenzja: Ziaja, odżywka Intensywne nawilżanie


Kosmetyk tani i dobry? Takie są często produkty Ziaja, o czym niejednokrotnie zdążyłam się już przekonać, stosując ich maski i odżywki (o czym świadczą linki na dole tego wpisu). Znacie podobną firmę, która produkuje kosmetyki za 5-6 zł? Myślę, że to między innymi z tego powodu Ziaja jest tak popularna.

W ciągu ostatnich tygodni testowałam odżywkę Intensywne Nawilżanie – z lekką obawą, bo nadmiar humektantów na ogół nie służy moim włosom. Jakie były tego efekty?

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Plastikowa butelka zawierająca 200 ml odżywki. Standard. Na szczęście korek jest odkręcany, a kosmetyk dość rzadki, łatwo go więc wydobyć przez maleńki otwór na szczycie opakowania.

Zapach

Bardzo delikatny, a w porównaniu do kosmetyków, których używałam wcześniej, prawie niewyczuwalny.


Skład

Skład odżywki, jak sądzę, w ciągu ostatnich lat uległ nieco zmianie – w sieci znalazłam informacje o tym samym produkcie zawierającym inne składniki niż ten, który ja stosowałam. Moja wersja kosmetyku, w porównaniu do tamtej, ma m.in. wyżej silikon.

A prezentuje się następująco: Aqua (woda), Cetyl Alcohol (emolient), Cetrimonium Chloride (kondycjonuje, ułatwia rozczesywanie, nadaje połysk, działa też jak konserwant), Dimethicone (silikon, który możemy usunąć łagodnym szamponem), Isopropyl Myristate (nadaje kosmetykowi poślizg), Paraffinum Liquidum (olej mineralny – zmiękcza, działa antystatycznie, nadaje połysk, ale może też zapychać skórę i obciążać włosy), Panthenol (pantenol – łagodzi i nawilża), Propylene Glycol (nawilżacz), Aloe Barbadensis Leaf Extract (ekstrakt z aloesu), Tocopheryl Acetate (przeciwutleniacz, chroni przed UV), Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil (olej z kiełków pszenicy), Retinyl Palmitate (witamina A), Trilaureth-4 Phosphate (emulgator), BHA (syntetyczny przeciwutleniacz, wydłuża trwałość kosmetyku), Sodium Benzoate (konserwant), 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol (konserwant), Parfum (zapach), Citric Acid (reguluje pH).

Korzystałam już wprawdzie z kosmetyków Ziaji, które miały o niebo lepsze składy (chociażby moja ukochana Odżywka kondycjonująca z keratyną Kozie Mleko), ten jednak też nie jest zły. Znajdziemy tu tytułowy olej z kiełków pszenicy, trochę witamin, przeciwutleniaczy, emolientów i nawilżaczy, a także jeden silikon, który na szczęście można łatwo zmyć z włosów.


Działanie

Odżywkę Ziaji Intensywne nawilżanie można używać na dwa sposoby: ze spłukiwaniem lub bez. Ja korzystałam z tej pierwszej opcji – moje włosy są cienkie i delikatne, obawiałam więc przeciążenia, o którym producent pisze na opakowaniu. W ten sposób stosowałam kosmetyk regularnie przez kilka tygodni, wymiennie z innymi kosmetykami. Wprawdzie nie zauważyłam u siebie rewolucji po jego użyciu (czytaj: bywało lepiej), efekty były jednak naprawdę dobre: włosy po jej zastosowaniu wydawały się odżywione, błyszczące, łatwo się rozczesywały i nie puszyły. Chętnie po nią sięgałam.

Konsystencja i wydajność

Dość rzadka, ale dzięki temu nie potrzeba jej wiele, by pokryć dużą część włosów.

Cena i dostępność

Ceny, obok składów, to najlepsze elementy kosmetyków Ziaja. Odżywkę kupimy za około 5 zł (200 ml) w wielu drogeriach i supermarketach.

Podsumowanie

Jest to odżywka emolientowo-humektantowa (nie ma w niej protein) – pewnie z tego względu nie spowodowała u mnie efektu „wow”. Mimo wszystko produkt jest naprawdę dobry i spodoba się osobom, które – zgodnie z tytułem odżywki – chcą włosy nawilżyć, a do tego zabezpieczyć je przed utratą wody. Zimą kosmetyk ten może się sprawdzić szczególnie, jeśli przebywamy w suchych pomieszczeniach i/lub chcemy zabezpieczyć włosy przed uszkodzeniami z zewnątrz, latem może się przydać to, że odżywka zawiera składnik chroniący przed promieniowaniem UV. Dla każdego coś miłego.


Co sądzicie o kosmrtykach Ziaji i tej odżywce?

Inne recenzje kosmetyków:

piątek, 25 listopada 2016

Wasze historie – Kamila


Piękne, długie, gładkie i lśniące – o takich włosach marzy większość z nas! Szczególnie jeśli się nie puszą i są zdrowe. Takimi właśnie włosami może pochwalić się Kamila. Aż trudno uwierzyć w to, że jeszcze niedawno były zniszczone przez częste farbowanie, rozjaśnianie, a także używanie prostownicy czy lokówki. Teraz wyglądają naprawdę wspaniale. Kamila zdecydowała się opisać swoją historię i opowiedzieć, jak o nie dba.

Relacja Kamili

Jako dziecko miałam ładne, długie włosy, chociaż bardziej nazwałabym to piórka niż włosy. Mama wówczas używała zwykłego szamponu familijnego, czasem odżywki ułatwiającej rozczesywanie Glis Kur i płukanki octowej. Nie mam zdjęć za czasów gimnazjum i liceum, ale wtedy zaczęło się moje nieszczęsne eksperymentowanie, co chwila nowy kolor włosów (brąz, mahoń, rudy), częste podcinanie ich co 5 cm, aż w końcu początek studiów i rozjaśniacz Marion, który spalił moje włosy.

Pielęgnacją włosów zajęłam się w 2013 roku. Przeglądając różne photoblogi i blogi wkręciłam się w pielęgnację, bo chciałam za wszelką cenę odbudować swoje włosy, przestać je farbować/rozjaśniać i pozbyć się stopniowo resztek rozjaśniacza.



Zaczynałam od regularnego olejowania, na początku takimi olejami jak większość: kokos, makadamia, arganowy. Obowiązkowo po każdym myciu maska, gdyż moje włosy były suche. Szampony stosowałam różne, ogólnie miałam taką zasadę: raz mocniejszy, raz słabszy. Dodawałam półprodukty do odżywek/masek: glicerynę, aloes, pantenol.

Całkowicie zrezygnowałam z suszarki, prostownicy, farbowania/rozjaśniania, co wyszło na dobre moim włosom. Przez długi czas stosowałam szczotkę TT, ale dopiero później zdałam sobie sprawę jak bardzo niszczyła moje włosy z długości. Wprowadziłam także suplementację. Co jakiś czas testowałam różne witaminy, nie obyło się także bez picia drożdży, skrzypopokrzywy i używanie przeróżnych płukanek ;)


Moja obecna pielęgnacja to:

Mycie włosów co drugi dzień, szampony stosuję różne: obecnie Fresh It Up z Schaumy, Biolaven i dziecięcy z Lidla.

Maski/odżywki: Timotei drogocenne olejki, witaminowa z Loreal Professionnel, balsam Babuszki Agafii, Kativa maska rumiankowa.

Oleje: przeróżne z firmy Etja. Moje ulubione to: z Ogórecznika Lekarskiego, z Pestek Dyni, Marula, z Pestek Moreli, Amla. Olejuję na różne sposoby, na suche włosy, na mokre, łączę także oleje z odżywką/maską.

Serum: obowiązkowo zabezpieczam po każdym myciu końcówki, obecnie używam lekkiego olejku z Isany i serum Kallos Lab35.

Inne: moje włosy nie przepadają za drogeryjnymi wcierkami, wiec czasem wcieram to, co stworzę sama, np. przy użyciu kuchennych produktów ;) Raz/dwa w miesiącu robię płukanki. Zazwyczaj jest to rumiankowa, latem zaś moje włosy kochają miętową ;)

Wspomnę tylko, że mój naturalny kolor włosów to ciemny blond, co miesiąc staram się robić ich pomiar. Obecnie mierzą 80,5 cm, a ostatnio były podcinane we wrześniu. Porowatość: średnia, włosy są dość grube. Nie używam prostownicy/lokówki/suszarki. Moje włosy nienawidzą protein. Dużo im dało olejowanie, to chyba dzięki niemu udało mi się je odbudować. Swoją pielęgnację opisuję na blogu www.takingcareofhair.blogspot.com i na Instagramie: instagram.com/myhairworld1

Wszystkich czytelników bloga Marty serdecznie  pozdrawiam ;)


Moim zdaniem włosy Kamili są teraz zjawiskowe – a co Wy o nich sądzicie? Jeśli również chciałybyście pokazać efekty swojej pielęgnacji, pochwalić się włosami albo wręcz przeciwnie – poprosić o rady, wyślijcie zdjęcia i swoją historię na mfairhaircare@gmail.com, a ja chętnie ją opublikuję. Może – w zależności od efektów – okażą się one inspiracją bądź przestrogą dla innych dziewczyn!

Inne historie:

środa, 23 listopada 2016

Recenzja: Petal Fresh, odżywka Color Protection granat i acai


Gdy w moje ręce trafiła odżywka Petal Fresh, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to sporych rozmiarów naklejka „Produkt organiczny”. Postanowiłam podejść do tego wnikliwie i przez chwilę studiowałam etykietkę kosmetyku w poszukiwaniu stosownej notki dotyczącej tego, co stanowi o organiczności tego produktu. Znalazłam informację, że składniki odżywki są organiczne, a zaświadczać ma o tym akredytacja USDA NOP. Nie wiedziałam, co to znaczy, poszperałam więc w sieci i sprawdziłam, że jest to amerykański znak ekologiczny przyznawany przez The National Organic Program. Na opakowaniu nie ma wprawdzie ich biało-zielonego znaczka, uznałam jednak, że widocznie nie jest on potrzebny i sama informacja na ten temat wystarcza. Tym bardziej, że skład odżywki Petal Fresh jest godny pochwały.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Takie, jakie lubię najbardziej: półprzeźroczyste, z odkręcanym korkiem, stabilne i wytrzymałe. Zawsze wiedziałam, ile odżywki zostało mi jeszcze do zużycia i nie miałam problemu z wydobyciem jej na zewnątrz.

Zapach

Przypomina mi trochę zapach kosmetyków CeCe of Sweden: jest słodki, dość mocny i charakterystyczny. Ma nawet nutkę zapachową, która wyraźnie kojarzy mi się z… gumą balonową.


Skład

Aqua (woda), Glycerin (gliceryna), Isopropyl Palmitate (emolient), Caprylic/Capric Triglyceride (emolient), Behenyl Alcohol (emolient), Cetearyl Alcohol (emolient), Cetyl Alcohol (emolient), Stearyl Alcohol (emolient), Hydroxypropyl Methylcellulose (zagęstnik), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil (oliwa z oliwek), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil (olej słonecznikowy), Tocopheryl Acetate (witamina E), Retinyl Palmitate (witamina A), Penthenol (witamina B5), Punica Granatum Extract (ekstrakt z granatu), Euterpe Oleracea Fruit Extract (ekstrakt z acai), Salvia Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z szałwii), Orbignya Oleifera Seed Oil (olej babassu), Tussilago Farfara Flower Extract (ekstrakt z podbiału), Achillea Millefolium Extract (ekstrakt z krwawnika), Equisetum Arvense Extract (ekstrakt ze skrzypu polnego), Rosmarinus Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z rozmarynu), Althaea Officinalis Root Extract (ekstrakt z prawoślazu lekarskiego), Chamomilla Recutita Flower Extract (ekstrakt z rumianku), Melissa Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z melisy), Thymus Vulgaris Extract (ekstrakt z tymianku), Dehydroacetic Acid (konserwant dopuszczony przez Ecocert), Benzyl Alcohol (konserwant), Parfum (zapach).

Skład wygląda naprawdę świetnie: mamy tu zarówno nawilżacze (wysoko w składzie gliceryna), jak i naprawdę dużo emolientów. Nie ma wprawdzie protein, zamiast tego znajdziemy tu całą masę ekstraktów i kilka olejów oraz witamin. Prawdziwa bomba odżywcza!

Co ciekawe, zapach znajduje się na samym końcu listy, co rzadko się zdarza. Wcześniej mamy do czynienia z dwoma konserwantami, które nie powinny być niebezpieczne. Teoretycznie Benzyl Alcohol działa wysuszająco, w takiej ilości jak tu nie powinien jednak przysparzać problemów. Wielki plus za brak substancji zapachowych i barwników – mimo tego, że ich nie ma, kosmetyk pięknie pachnie.


Działanie

Dobra odżywcza odżywka (brzmi jak masło maślane, ale wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste!). Kosmetyk całkiem nieźle nawilża (gliceryna na drugim miejscu w składzie INCI robi swoje) i sprawia, że włosy są miękkie i puszyste. Dla mnie zabrakło tu efektu „wow”, ale myślę, że ten produkt spodoba się wielu osobom.

Konsystencja i wydajność

Odżywka, jak na moje oko, jest rzadka, ale nie przeszkadzało mi to w aplikacji. Opakowanie jest na tyle duże, że kosmetyk starczył mi na długo.

Cena i dostępność

Za 355 ml odżywki musimy zapłacić około 20 zł. Myślę, że to naprawdę rozsądna cena jak za taki kosmetyk. Z tego, co wiem, bywa dostępna na przykład w Rossmannie.

Podsumowanie

Odżywka Petal Fresh to prawdziwa bomba witaminowa dla włosów. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Ja wprawdzie wolę kosmetyki proteinowe, jeśli jednak na waszych włosach lepiej sprawdzają się produkty emolientowo-nawilżające i szukacie czegoś mocno odżywczego, ta odżywka świetnie się nada.


Co myślicie o tej odżywce? Lubicie tak naturalne produkty?


Inne odżywki, które testowałam:

niedziela, 20 listopada 2016

Ultraplex marki Joanna – jak go używać i jakie daje efekty?


Jakiś czas temu otrzymałam propozycję przetestowania nowego systemu do regeneracji włosów marki Joanna – Ultraplex. Seria jest przeznaczona do pielęgnacji włosów farbowanych i rozjaśnianych, czyli takich, jak moje. Jak wiecie stosowałam już inne tego typu produkty: Olaplex, JunctioX i Fibreplex, byłam więc ciekawa efektów i tego, czy nowa seria działa podobnie. Jak zaznacza producent, ma ona bowiem w składzie Crodasone Cysteine – składnik, który tworzy na włosach specjalną warstwę ochronną poprzez odbudowę tzw. mostków dwusiarczkowych. Brzmi znajomo, prawda?

System składa się z pięciu elementów: Aktywatora, Stabilizatora, Regeneratora oraz Szamponu i Odżywki Utrwalającej. Ich zadaniem jest naprawa zniszczonych włosów (jak wiemy nie jest to możliwe na stałe!), nadanie im sprężystości i sprawienie, że przestaną być szorstkie i osłabione. 

Ultraplex możemy stosować jako dodatek do farb i rozjaśniaczy lub jako odrębny sposób pielęgnacji. Ja na razie nie planowałam kolejnego farbowania, użyłam więc zestawu w tej drugiej formie. Oba użycia różnią się tylko tym, że w przypadku rozjaśniania lub farbowania mieszamy pierwszą część systemu – Aktywator – z farbą lub rozjaśniaczem, a w przypadku zabiegu typowo pielęgnacyjnego – z wodą.

Jak używać Ultraplex?

Do pierwszego użycia potrzebujemy trzech produktów z zestawu: Aktywatora, Stabilizatora i Szamponu. Kolejne przydadzą się nam przy następnym myciu głowy. Te dwa pierwsze są w zestawie najmniejsze i starczają tylko na jedno użycie.

Elementy systemu potrzebne do pierwszego użycia (bez 3 - Regeneratora)
Jak już pisałam użyłam zestawu Ultraplex jako formę regeneracji włosów bez farbowania. W tym celu umyłam najpierw włosy szamponem znajdującym się w zestawie. Zawiera on głównie łagodne detergenty, chociaż w połowie listy znajdziemy w nim także mocniejszy, podobny do SLS czy SLES Disodium Laureth Sulfosuccinate.

Skład szamponu
Potem pierwszą część systemu – Aktywator – wymieszałam z 25 ml wody i nałożyłam na umyte i odsączone włosy. Aktywator ma za zadanie wnikać we włosy, zapobiegać ich łamaniu i wzmacniać ich wiązania strukturalne.

Po pięciu minutach na kolejne pięć dołożyłam część drugą: Stabilizator. Ma on wzmacniać mostki dwusiarczkowe i zamykać łuski włosów, nadając im połysk i sprężystość. Ten drugi krok przypominał nałożenie zwykłej odżywki. Dla lepszego efektu rozprowadziłam preparat delikatnie przeczesując włosy grzebieniem (i na wszelki wypadek omijając okolice skóry).

Stabilizator

Efekty po pierwszym zastosowaniu Ultraplex

Włosy po takiej pielęgnacji były bardzo miękkie i puszyste, a jednocześnie gładkie i lejące. Nie brakowało im sprężystości i delikatnie, choć lekko wyczuwalnie pachniały. Efekt bardzo mi się podobał – w dotyku pasma były mięsiste i wyglądały naprawdę zdrowo. Nie zauważyłam większego puszenia. 

Po pierwszym użyciu Ultraplex

Użycie Ultraplex w dalszej pielęgnacji

Kolejnego dnia, zgodnie z zaleceniami producenta, przed umyciem głowy nałożyłam na 10 minut Regenerator, który ma przedłużać efekty kuracji. Jego zadaniem jest też ochrona włosów przed uszkodzeniami mechanicznymi. Produkt nałożyłam na całe włosy, od nasady po końce, a następnie przeczesałam je grzebieniem. Następnie umyłam głowę szamponem Ultraplex i nałożyłam odżywkę, także na 10 minut, po czym ją spłukałam. Muszę przyznać, że pierwszy efekt zauważyłam tuż po spłukaniu szamponu – włosy były miękkie i gładkie, mogłam bez problemu przeczesać je palcami, co przy wielu innych szamponach nie jest możliwe (gdy pasma są szorstkie i łatwo się plączą).

Po wysuszeniu włosy wyglądały ładnie, ale według mnie efekt był gorszy niż dzień wcześniej, gdy zastosowałam zestaw „startowy” Ultraplex. Potem użyłam systemu jeszcze kilka razy – za każdym razem rezultat mi się podobał. Mam jednak wrażenie, że nie był zbyt spektakularny. Prawdopodobnie okazałby się bardziej widoczny na włosach zniszczonych, wymagających regeneracji. U mnie efekt był taki, jak po zastosowaniu odpowiadających moim włosom kosmetyków, np. z keratyną, bo po nich wyglądają najlepiej. Muszę też przyznać, że włosy dość długo pozostawały świeże. 


Efekt po kilku użyciach Ultraplex, zdjęcia zostały zrobione ponad dobę po umyciu głowy (na drugi dzień) przy sztucznym świetle

Ile to kosztuje?

Cena Ultraplex nie jest wysoka. Kolejną zaletą systemu jest jego dostępność – znajdziemy go w wielu sklepach, ja natknęłam się na niego nawet w supermarkecie Auchan. To jego duża zaleta, ponieważ inne podobne systemy do włosów kupimy wyłącznie w salonach fryzjerskich lub ewentualnie przez internet.

Koszty są następujące: za zestaw „startowy”, czyli Aktywator, Stabilizator i Regenerator, zapłacimy około 20 zł. Taki pakiet starcza jednak tylko na jedno użycie: po umyciu głowy zużyjemy Aktywator i Stabilizator, a przed kolejnym – Regenerator. Dlatego warto też zakupić produkty, które mają podtrzymać efekt – większe opakowanie Regeneratora (100 g), a także Szampon (200 ml) i Odżywkę (100 g). Każdy z nich kosztuje 15 zł, za całość przyjdzie nam więc zapłacić 45 zł. Niewiele, chociaż trzeba mieć na uwadze, że kosmetyki mają niewielką pojemność.

Wszystkie elementy systemu Ultraplex

Podsumowując, jeśli zdecydujemy się na zakup całości, zapłacimy około 20 zł + 45 zł, czyli około 65 zł. Trudno mi powiedzieć, na jak długo zestaw nam wystarczy – to zależy, jak często myjemy głowę i jak gęste mamy włosy. W moim przypadku Regenerator i Odżywka Ultraplex powinny wystarczyć na około 2-3 tygodnie (myję głowę co dwa dni), a Szampon na miesiąc.

Ultraplex – warto czy nie warto?

Moja opinia jest taka, że Ultraplex jest wart przetestowania, chociaż – jak po żadnym kosmetyku – nie należy spodziewać się cudów po jego zastosowaniu. System może spodobać się osobom o włosach zniszczonych i wymagających regeneracji, a także szorstkich i trudnych do ujarzmienia i wymagających wygładzenia. Tak jak już pisałam, u mnie efekt jego użycia nie był spektakularny, co może się wiązać z tym, że moje włosy są w miarę zdrowe i odżywione, nie reagują więc tak bardzo na tego typu wspomagacze. Mimo wszystko i tak mi się podobał – szczególnie to, że już w trakcie mycia włosy były śliskie i nie plątały się, a po podsuszeniu stawały się puszyste i gładkie zarazem.


Testowaliście Ultraplex? Co sądzicie o tego typu systemach do pielęgnacji włosów?

Polecam też:

Popularne w tym miesiącu: